Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawdziwe życie, takie wyżywanie się, jak na przykład u Malinowskiego, musi być godne zazdrości. Czy wykładnikiem wyższej klasy egzystencji ma być koniecznie aktywność i łykanie pełnymi haustami. W takim razie za ideał należałoby uważać człowieka-wieloryba, płynącego z wiecznie otwartą paszczą i wchłaniającego wszystko, co spotyka, a wybór w asymilowaniu pozostawiającego organizmowi.
W każdym razie opinia Jagody o Malinowskim była czymś niespodziewanym. Major jakby chciał dać Borowiczowi do zrozumienia, że powinien skorygować swój lekceważący pogląd na Malinowskiego, jakby chciał powiedzieć:
— Przyjrzyj się sobie i przekonaj się, że twoja wartość nie przewyższa wartości tamtego, a może nawet jej nie sięga.
— Zabawne — wzruszył ramionami Borowicz — po prostu wyjaśnił mi, że jakkolwiek przydatność kurantowa Malinowskiego nie jest zbyt wielka, moja równa się bodaj zeru.
W istocie Borowicz nie czuł się tym dotknięty. W głębi duszy dopatrywał się nawet pewnego tytułu do zadowolenia z siebie z racji swojej nieprzydatności społecznej. Jedno tylko zrodziło się w nim nowe zagadnienie: czy tak, jak Jagoda jest niepotrzebny sobie samemu?... Nie chciał o tym myśleć, lecz pytanie powracało z mechaniczną uporczywością. Nie spostrzegł nawet, że wchodzi do bramy ohydnej czynszowej kamienicy przy Marszałkowskiej, nie zauważył schodów, którymi przecie chodził kilka razy dziennie i dopiero na trzecim piętrze przystanął