Srebrna łania/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Antoni Lange
Tytuł Srebrna łania
Pochodzenie Nowy Tarzan.
Opowiadania wesołe i niewesołe
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1925
Druk Zakłady Graficzne Straszewiczów
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Całe opowiadanie
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV.

Jest na Luzach miasto Oska, niewielkie i raczej do wsi podobne, zamieszkane przez ludzi surowych i pierwotnych, a przy tem pełnych wiary w cuda.
Tu przebywało wielu wygnańców, którym Sulla tyran kazał ziemię rodzinną opuścić. Niejeden z nich co w Syrji, w Bitynji, w Kapadocji, albo i w Rzymie samym przywykł do wytworności wschodnich, teraz powrócił niby do stanu natury — i na nowo prowadził obozowe życie żołnierskie lub rolniczo-chłopskie.
Wielki dopływ nowych osiedleńców wymagał budowy licznych domów. Było zaś w legjonach Marjuszowych niemało ludzi plebejskiego rodu, wprawnych we wszelkiem rzemiośle. Byli murarze, cieśle, stolarze i t. d. Ci więc zabrali się do roboty i na sposób rzymski zaczęli budować domy kamienne, czego dotychczas nie znano w Hiszpanji.
Hiszpanie słynęli zawsze z wielkiej mocy charakteru, przywiązania do starych obyczajów i starych bogów.
Ale te nowości rzymskie przyjmowali chętnie. Umęczył ich prokonsul, gdyż zwyczajem namiestników rzymskich myślał tylko o zgromadzeniu wielkiego majątku — i ludność z tego powodu bardzo cierpiała.
Zamierzali oni wybuchnąć powstaniem przeciw władzy rzymskiej, a wygnańcy, którzy tu byli, chętnie się przyłączyli do nich w tej nadziei, że im to ułatwi walkę z Sullą, Zapowiadali im, że lex Fulvia z r. DCXXVIII i lex Julia z r. DCLXIV, które Italikom nadawały prawo obywatelstwa rzymskiego — rozciągnięte będą i na Hiszpanję.
Hiszpanie są mężni i łatwo uczą się rzeczy wojskowych. Pod kierunkiem oficerów marjańskich utworzyli rychło legjony niegorsze od rzymskich, a przytem ożywione wielkim ogniem żądzy wolności.
Niecierpliwie oczekiwano Seneki, przywódcy posłów, którzy mieli w Afryce szukać Sertorjusza.
Jakoż nadszedł dzień szczęśliwy: Sertorjusz przybył wraz ze swoją łanią cudowną, a z nimi Arystodem i liczni Rzymianie.
Powitano ich uroczyście — a ludność uczciła boginię srebrnowłosą pieśniami i tańcem, jaki się tańczy na cześć Diany.
Sertorjusz, zgromadziwszy proskryptów rzymskich i patrycjat Luzów, tak im powiedział:
— Z woli tej oto wysłanki bogów, łani świętej, przybyłem do was, o Luzowie, i chcę wasze sprawy tak poprowadzić, abyście byli zaspokojeni. Świat rzymski jest u swojego schyłku i lada dzień runie w klęsce niewiadomej. Ale zasłużył Rzym na tę karę, albowiem sprzeniewierzył się sam sobie. Rzymianie i Luzowie, wiedzcie, że najwyższym tworem na ziemi jest republika. Człowiek jest ogniwem tego tworu i nie ma prawa wywyższać się ponad państwo. Tak było w Rzymie dawnemi czasy i póki obywatel pojedyńczy nie wywyższał się ponad Rzym, póty nasz kraj był potęgą i promieniał jak słońce. Ale ostatnio ukazali się mężowie, dla których republika stała się tylko przedmiotem ich miłości własnej; stoją ponad nią i wyzyskują jej osłabienie, aby zdobyć zaszczyty i stanowisko. Wygnańcy rzymscy i wy, Hiszpanie! Świat nie może istnieć bez Rzymu: niechaj Oska stanie się nowym Rzymem, a właściwie niechaj to będzie Rzym stary, Rzym ludzi surowych i pełnych cnoty, w całości oddanych potędze i nieśmiertelności republiki. Albowiem Roma to nasza najwyższa bogini. Tylko ludzie prawi i czyści będą mieli dostęp do naszej nowej Romy; tylko ci, którzy się zrzekną własnej osobistości i całą swą duszę roztopią w jej istocie: tylko ci niech z nami pozostaną. Nie zatrzymuję nikogo. Kto z mojem słowem się nie zgadza, niech wystąpi i niech swoje zdanie wypowie.
Ale wszyscy milczeli, gdyż mowa Sertorjusza bardzo ich oczarowała, a wzrok łani, która stała tuż obok, rzekłbyś, działał na nich magnetycznie.
— Niech żyje Sertorjusz! — wołali. — Niech żyje srebrna łania!
Ponieważ wielu z pomiędzy Hiszpanów nie znało mowy łacińskiej, Seneka im rzecz wytłumaczył w języku iberyjskim — i również wywołał entuzjazm.
Zaprzysięgli mu wierność i posłuszeństwo.
On zaś przedewszystkiem usunął dotychczasowego prokonsula oraz jego głównych, a najbardziej nienawistnych urzędników i kazał im zamieszkać w pewnej dolinie nad rzeką Baetis.
Sam został prokonsulem obwołany — i wszystkie władze zorganizował tak jak to było w Rzymie: stworzył senat z 300 osób złożony i wyznaczył zgromadzenie ludowe, wybrał pretorów, cenzorów, kwestorów, edylów. Wybrał trybunów ludowych i wszelkich magistratów.
Zbudował Kapitol i Forum; świątynie Jowisza, Westy i Diany; łaźnie i koloseum. Po roku nie poznałbyś Oski; wyglądała jak miasto latyńskie, jak mały Rzym. Nazywano jego założyciela nowym Romulusem.
Zbudował wielką szkołę, której prowadzenie powierzył Arystodemowi: uczono tam wszelkiej mądrości greckiej i rzymskiej — a młodzież hiszpańska z ochotą do tej szkoły się garnęła; po paru latach młodzi Hiszpanie najpiękniejszą mówili łaciną, a potomkowie Seneki zaliczali się do najprzedniejszych pisarzy rzymskich.
Do głównych prac Sertorjusza należała organizacja armji. Od czasów Scypjona — rzec można — nie miał Rzym armji tak doskonale wyćwiczonej i tak oddanej sprawie państwa. Tężyzną odznaczali się zwłaszcza Hiszpanie, którzy są namiętni w boju, w miłości i entuzjazmie. Pokochali oni Sertorjusza jak istotę nadziemską, a dla Adonizji zbudowali małą świątyńkę, gdzie jeden pasterz miejscowy złożył jej posążek snycerską robotą z drzewa wyrzezany.
Codziennie, gdy który łanię napotykał, klękał zachwycony i szeptał ciche zaklęcia — a w świątyńce odbywały się ciągłe nabożeństwa i modły.
Obok świątyni na drążkach, pionowo i poprzecznie ustawionych, składano siano i pachnące trawy, i łania przychodziła tu, wiedząc, że zawsze sutą ucztę zastanie.
Wielka trwoga nastała pewnego dnia w murach Oski, gdy się okazało, że Adonizja zniknęła. Dokąd poszła? Nikt nie wiedział. Czy ją zamordowano? Czy utonęła? — Tajemnica!
Zniknęła tak nagle, jak się ukazała. Sertorjusz chodził, jak obłąkany, gdyż tak mu było, jakby duszę utracił. Toć on siedzibę swą tak urządził, że w jednej izbie sypiali: a teraz był samotny i osierocony. Niedość tego: w orzechowych oczach srebrnej łani czerpał on natchnienie, siłę ducha i wiarę w swe poczynania, a bez niej wszystko mu sposępniało i cały świat zdał się nocą.
Hiszpanie i niektórzy z plebejuszów rzymskich byli niepocieszeni. Ci i owi rozbiegli się po sąsiednich lasach, aby szukać łani. Dwa dni nie powracali, aż nakoniec przybyli z puszczy. Żaden nic nie widział. Jeden tylko ów pasterz, co z drzewa wyrzeźbił posążek łani, ujrzał w lesie wielką jasność, w którą się długo wpatrywał: była to mgła promienna, co wkońcu przybrała postać widomą bogini z półksiężycem na głowie, a przed nią półklęcząca stała srebrna łania.
Nie wszyscy mu wierzyli, gdyż go uważano za chłopca niespełna rozumu — i nieraz mówił o rzeczach, które niby to widział, ale których na pewno nie było nigdy na świecie.
Jednakże tym razem większość chętny posłuch dawała jego opowieści, ile że wszyscy chcieli wierzyć, że Adonizja nie zginęła. Rozumieli tedy, że poszła do lasu, aby z boginią Dianą się rozmówić.
Istotnie na czwarty dzień niespodzianie powróciła; jak się radował Sertorjusz, tego nikt wypowiedzieć nie zdoła. Płakał z rozrzewnienia.
Długo teraz i z wielką powagą spoglądała w oczy swemu przyjacielowi, jakby mu przynosiła wieści tajemnicze od bogini.
Przeczuwał z jej spojrzeń, że ciężka teraz praca go oczekuje. Odgadywał, jakie zadanie stoi przed nim, i postanowił się do niego przygotować.
Od następnego ranka zaczął ćwiczyć legjony z podwójnem napięciem. Miał wiadomości od nowoprzybyłych wygnańców, że w Rzymie przeciw niemu szykuje się wielka wyprawa. Prokonsul oczywiście przez zaufanych doniósł o wszystkiem, co się stało w Hiszpanji.
Jakoż nie minął miesiąc czasu, gdy na licznych okrętach nadpłynęła armja rzymska w liczbie 6.000 ludzi pod wodzą doświadczonego wojownika, Kwinta Metellusa, zwanego Pobożnym. I pewnie łacnoby Kwintus Metellus dał radę tym rokoszanom, gdyby nie szał bojowy, który ogarniał Hiszpanów zawsze, gdy na ich czele był Sertorjusz, a koło niego srebrna łania. Zapewne i Rzymianie w armji powstańczej spisywali się tęgo, ale ich operacje wojenne miały charakter zimnego rachunku liczbowego, gdy Hiszpanie szli jak opętani szałem upojenia.
— Sertorjusz! Adonizja!
To były ich hasła. Przeciw ludziom z taką wiarą walczyć niepodobna.
Osiem lat wojował Metellus z armją Sertorjusza i nie był w możności złamać jej energji.
A w tym samym czasie nowy Rzym, przez wygnańców stworzony, rozrastał się, powiększał, przyozdabiał coraz nowemi budynkami, aż się w prawdziwy niemal Rzym zamienił; Hiszpanie zaś porzucali swą mowę iberyjską i z dumą używali języka łacińskiego. Arystodem znalazł tu niejednego, co się rozmiłował w Platonie. Śmiało można powiedzieć, że nietylko Rzym: nowe Ateny tu powstawały.
Nieraz bywały armisticia, gdyż wojskom republiki niebardzo chciało się wojować. Kraj tu był przyjemny; niczego nie brakło: ani chleba, ani mięsa, ani oliwy, ani wina. Dziewczyny tylko były dla cudzoziemców srogie i nieprzystępne.
Głównie jednak do boju zniechęcał żołnierzy strach zabobonny — na widok srebrnej łani i jej przyjaciela: ani jedna strzała nigdy ich nie tknęła, choć i Sertorjusz, i srebrna gazela, jak wicher zawsze się rzucali w sam ogień walki, i choć celowano w nich tłumnie.
— To urzeczona istota — wszystkie strzały ją omijają! Ani ona, ani on — nie zginą na polu bitwy.
Podobnie mówiła też wiedźma, którą Metellus dla wróżb przywiózł z sobą.
Żołnierze senatu rzymskiego mieli słuszność. Niepodobna wojować z wiarą niezłomną, jaką mieli Hiszpanie, i z tą cnotą surową i ofiarną, jaką Sertorjusz wśród swoich Rzymian zaprowadził.
Przytem Sertorjusz nie zaniedbał żadnych maszyn wojennych, jakie poznał w Rzymie. Osobnych miał żołnierzy do wyrobu kul kamiennych, które pomieszczał w polybolach (wielorzutniach) rozmaitych. Miał takie, co wyrzucały naraz 12 kamieni, 25 kamieni i nawet 40 kamieni, niemałe zniszczenie szerząc w wojsku rządowem.
Kilka razy podczas armisticium łania na dwa, trzy dni przepadała. Sertorjusz smucił się wtedy, ale wiedział, że Adonizja powróci: gdyż pobiegła jedynie, aby się z Artemidą porozumieć.
Pewnego razu wróciła bardzo smutna: rzekłbyś, długo i gorzko przedtem płakała. Żałosnem okiem przyglądała się Sertorjuszowi. On jednak starał się ją pocieszyć, pieścił i całował, gdyż sądził, że się łania smuci sama za siebie. A przecie za niego płakała. Bogini widać złe jej wróżby szepnęła. Ale Sertorjusz tego nie spostrzegał.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Lange.