Sen nocy wiosennej

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Or-Ot
Tytuł Sen nocy wiosennej
Pochodzenie Poezye
Redaktor Franciszek Juliusz Granowski
Wydawca Franciszek Juliusz Granowski
Data wyd. 1903
Druk A. T. Jezierski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Sen nocy wiosennej.

POETA.

Obcy dziś ludziom i zamknięty w sobie
Trwam, jakby żywcem zakopany w grobie,
Jedno mi tylko zostało ze świata:
Ból, co bez przerwy do serca kołata,
I wizyę szczęścia stawiając przedemną
Mówi: „Już nigdy!”

(Po chwili): Tak ciemno! tak ciemno!
A przecież pomnę: na mój rozkaz jeden
W latach młodzieńczych wstawał złoty eden,
Przeczyste źródła z nagiej skały biły,
Gwiazdy śpiewały i kwiaty mówiły,
A cóż dopiero ludzkie serca! one
Były, jak ptaki śpiewne i natchnione!
Do nóg mi żywym upadały wiankiem!
Byłem ich panem i razem kochankiem!
Na me skinienie rwały się do słońca —
A każda dusza, do Boga tęskniąca,
Pięła się w niebo po strunach mej harfy! —
I śniłem wtedy, że nawiążę szarfy
Pomiędzy niebem a ziemskim padołem,
Że z woli Boga sam jestem aniołem
I mogę tworzyć anioły!..


(Po chwili): Tak w latach
Śni się młoddzieńczych[1]... Kwiaty mrą po kwiatach,
Gwiazda za gwiazda spada, ach, i oto
Sam jestem tylko — z bólem i tęsknotą!
Ni kropli szczęścia! wszystko jest złudzeniem!
Wszystko zachodzi jadem, rdzą i cieniem!
I jak to straszno pomyśleć: dokoła
Każdy chce szczęścia i o szczęście woła,
A ono chodzi po tym ziemskim globie
Najniegodniejszym dając dłonie obie!
A ten, co właśnie największe ma prawa,
Co światu serce i krew swą oddawa,
Co idzie wszystek na całopalenie,
Za cel swój święty, za swoje marzenie,
Ten, co potrafi kochać tak, że skały
Na żar tych uczuć nawskroś-by zadrżały,
Ten, od kolebki na męki skazany,
Żyje samotny i niezrozumiany!


WIOSNA.

Pójdź! zakwitły wonne róże,
Szał i rozkosz idą światem,
Płomieniste oczy duże
Dysza czaru poematem.

Płomieniste oczy duże
Mówią: „Kocham, pragnę ciebie!
Dam perliste uciech kruże,
Dam ci serce! dam ci siebie!

Dam perliste uciech kruże,
I zapomnieć troski zmuszę,
Przy słowiczych piosnek wtórze
Oszołomisz smętna duszę!

Przy słowiczych piosnek wtórze
Krew płomieniem w żyłach spłonie,

Gwiazd nie szukaj na lazurze:
Pójdź — i szalej na mem łonie!
Gwiazd nie szukaj na lazurze:
Raz się tylko, raz się żyje!
Na rozkwitłych róż purpurze
Pierś przy piersi niechaj bije!
Na rozkwitłych róż purpurze
Od ust do ust biegnij dalej! —
Precz tęsknoty — smutki — burze,
Ze mną, z wiosną, pieść i szalej!”


POETA.

Wiosno! mnie słowa nie przynęcą twoje!
Próżno mnie wzywasz czarownemi słowy!
Pamiętam lata, dawne lata moje,
I pierwsze z tobą pamiętam rozmowy!
Szał bez miłości — to arfa bez brzmienia!
To kwiat bez woni i serce bez bicia!
Może-bym pobiegł, gdyby nie wspomnienia,
Co mi wskrzesiły jedyny sen życia!


(Po chwili)

Kiedyś, gdym jeszcze biały był i czysty,
Juk śnieg na górach, jak skrzydła anioła,
Urzekł mi serce jeden duch złocisty
I gwiazdę natchnień zażegł mi u czoła:
Duch ten uleciał do ojczyzny swojej,
U tronu Boga skargą łka żałosną —
Nie! ja nie pragnę orgii szalu twojej!
Za twym przewodem ja nie pójdę, wiosno!


UPIÓR MIŁOŚCI

Wracam! Chodź do mnie! Pamiętasz? pamiętasz?
Ja kocham jeszcze i pożądam jeszcze!

Gdy chcesz: zamarły ożywi się cmentarz!
Bujne przebiegną go dreszcze!

To kłamstwem było, gdym mówiła do cię:
„Nie kocham!” Kłamstwem, gdym „Odejdź!” — mówiła —
Znowu się barwi w szkarłacie i złocie
Naszego serca mogiła!

Tyś mówił: „Zdrada!” Tyś mówił: „Nikczemność!”
To było tylko obłąkanie chwili! —
Znowu na jasność przeobraźmy ciemność
I żyjmy — jake-śmy żyli!

Na twojej piersi złożę moja głowę,
Do ust przycisnę usta, pieszczot chciwe,
Tak samo ciepłe! tak samo różowe!
Tak samo!.... co? Tak zdradliwe?!

Nie! teraz wierne! Jedyny! poznałam,
Błądząc po życia drożynie tułaczej,
Że ciebie tylko naprawdę kochałam...
Innych — kochałam — inaczej!

Bądź znowu moim tak, jak przed latami,
Kochając, życia rozwiążem zawiłość!
Do ręki twojej przylgnę znów ustami,
Ja, życie twoje! twa miłość!


POETA.

Precz! pleśń mogilna uderza od ciebie!
Fałsz i obłuda po twych bokach stoją!
Przez ciebie-m piołun jadł w powszednim chlebie,
Trucizną duszę napawając swoją!
Precz! Wstręt bezmierny za gardło mnie chwyta!
Na usta zimne nakładając pęta,
Czyś jeszcze głodna? Czyś jeszcze niesyta?
Kochanko dawna, bezczelna, i zmięta!


SŁAWA.

Podnieś skronie do góry, do góry
I z wysoka na marny patrz świat!
Ja dla ciebie płaszcz niosę z purpury
I wawrzynu dla ciebie mam kwiat!

Ponad ziemskie podniesion jestestwa,
Czyniąc z ludzi gromadę swych sług,
Nieśmiertelne zyskałeś królestwa,
Gdzie żyć będziesz na wieki: Półbóg!

Posąg tobie postawią z granitu,
Na mogile postawią ci głaz
I laurami ludzkiego zachwytu
Będzie kwitło twe imię wśród nas!

Każde drgnienie twej duszy i powiek
Kiedyś zbada ciekawy twój lud,
Bo, choć żyjesz i cierpisz, jak człowiek,
Ty z geniuszów wywodzisz swój ród!

I wieść obcych do trumny twej będą,
Grając w surmy i bijąc we dzwon,
I ustroją cię cudów legendą,
Mówiąc z chlubą i dumą: „To on!”


POETA.

Och, nie chcę sławy! nie chcę takiej sławy,
Co ma wywlekać każdy ból mój krwawy!
Co mego serca rozpaczliwe hicie
Będzie tłómaczyć i jawnie i skrycie!
I, gdy już w proch się rozpadną me kości,
Zbada tajniki śpiewaczej miłości
I powie: „Dla tej piosnka ta, a dla tej
Tamta; z tej ciernie, a z owej miał kwiaty!”

Nie chcę posągów, wawrzynów i laurów,
Ni dzwonów bicia, ni grania litaurów!

Zaprawdę, jednej szczerej łzy nie warta
Ta sucha sława, na pomnikach wsparta:
I tam, w niebiosach, u Bożych ołtarzy
Na mojej szali więcej mi zaważy
Prostego serca jedno uderzenie,
Niźli marmury i drogie kamienie...


PIEŚŃ.

O, tak poeto! odtrąć od siebie
Wszystko, co jest ze świata!
A ukojenia poszukaj w niebie,
Gdzie dusza twoja lata!

Tobie nie znaleźć na łez dolinie,
Ni szczęścia, ni spokoju,
Bo serce, tęskniąc k’Bożej krainie;
Trwa w ustawicznym boju!

Ty możesz innych czarem napawać,
Gdy pasmo pieśni przędziesz,
I będziesz wokół miłość rozdawać,
Lecz sam jej jej brać — nie będziesz!

Próżno się sercu szamotać krwawie
I zrywać się daremnie —
Bo to, co ludzie mają na jawie,
Mieć będziesz - tylko we mnie!


POETA.

A więc na zawsze muszę się pozbawić
Ludzkiego szczęścia? Więc się sercu krwawić
Do śmierci? Zawsze smutny i samotny
Mam przejść przez życie, jak ten cień przelotny,
Nigdy na ziemi nic uczuć się w niebie
I nie mieć serca, co bije dla ciebie?
Nigdy już! Pieśni, zrodzona w błękicie,
Cóż mi dasz wzamian za to smutne życie?


PIEŚŃ.

Dam ci swą władzę, władzę prawie Bożą,
Pod której czarem uczucia się tworzą
W człowieczej piersi, jako w konsze perła.
Dam berło złote, a skinieniem berła
Każesz słuchaczom smucić się i szlochać,
Każesz im walczyć, umierać i kochać,
I rwać się duchem w zaziemskie błękity.
Dam ci grobowiec kwiatami owity,
A na grobowcu ja sama usiędę
I piosnki twoje dawać echom będę,
Do chat zaniosę, rozsieję po łanach,
Na krwią zbroczonych rzucę je kurhanach
I każde serce, ach, i ziemię całą
Wypełnię niemi... Czyż ci jeszcze mało?


(Po chwili):

Pójdź! weź garść kwiatów! To jeden z niewielu,
Co drogą cierni szedł do swego celu,
Sypiąc gwiazdami jasnemi, jak w niebie,
Od ludzi nie wziął niczego dla siebie!
Pójdź! wonnem kwieciem osypmy te skronie,
Gdzie Boża iskra nieśmiertelnie płonie,
I drogę świata wysłonecznia ciemną!
Chcesz żyć, jak on żył?


POETA.

O, pieśni! Bądź ze mną!








  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – młodzieńczych.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Oppman.