Rozwiązanie zagadki/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Rabindranath Tagore
Tytuł Rozwiązanie zagadki
Pochodzenie Głodne kamienie
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1923
Druk Poznańska Drukarnia i Zakład Narodowy T.A.
Miejsce wyd. Lwów — Poznań
Tłumacz Jerzy Bandrowski
Tytuł orygin. সমস্যাপূরণ
The Riddle Solved
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.

Proces wlókł się od trybunału kryminalnego do sądu cywilnego i znowu do trybunału apelacyjnego, gdzie Asimuddin miał nawet pewien sukces. W ten sposób minęło półtora roku. Teraz jednakże był już zupełnie zrujnowanym człowiekiem, tkwiącym po uszy w długach. Wierzyciele jego skorzystali z tej sposobności, aby wykonać wyrok, który już byli przeciw niemu przeprowadzili. Ustanowiono dzień, w którym całe jego mienie miało być sprzedane na licytacji.
Było to w poniedziałek. We wsi, nad małą, teraz po deszczach wezbraną rzeczułką, odbywał się targ. Sprzedawano i kupowano częściowo nad brzegiem, a po części w łodziach uwiązanych u palów nadrzecznych. Zgiełk i hałas był wielki. Ponieważ to się działo w lipcu, największa podaż była na owoce chlebowe; widziano również ryby hilsa w wielkich ilościach. Niebo było chmurne. Obawiając się deszczu, wielu przekupniów rozpięło nad swemi towarami namioty na bambusowych żerdkach.
Asimuddin przyszedł również na targ, ale bez grosza przy duszy. Nikt nie chciał już dać mu kredytu. Dlatego też przyniósł talerz mosiężny i nóż; oba te przedmioty zamierzał zastawić i nakupić rzeczy niezbędnych.
Nad wieczorem wyszedł Bipin Babu na przechadzkę z eskortą kilku służących, uzbrojonych w kije. Zachęcony wrzawą skierował swe kroki ku targowi. Tam zatrzymał się na chwilę przed kramem Dwarisa, handlarza olejków, i wypytywał go z żywem zainteresowaniem, jak mu się powodzi. Naraz Asimuddin zamierzył się nożem i, rycząc jak tygrys, rzucił się na Bipina Babu. Kupcy zatrzymali go w porę i rozbroili go w mgnieniu oka. Oddano go natychmiast w ręce policji, poczem sprawy targowe potoczyły się zwykłym swym torem.
Nie możemy powiedzieć, żeby Bipin Babu nie był w duchu z tego wypadku zupełnie zadowolony. To przecie niesłychane, aby zwierzę, któremu właśnie chcemy zadać cios śmiertelny, odwróciło się nagle, szczerząc zęby.
— To łajdak! — roześmiał się Bipin w duchu — Nareszcie mam go w garści.
Kiedy damy w domu Bipina usłyszały o wypadku, zawołały przerażone:
— Ależ to morderca! Co za szczęście, że go w porę złapano!
Pocieszały się oczywiście myślą, że łotra tego nie minie dobrze zasłużona kara.
Tegoż samego wieczoru na drugim końcu wsi niska chata biednej wdowy, pozbawionej chleba i syna spowita była czarnym całunem śmierci. Inni zapomnieli wkrótce o zajściu popołudniowem, zjedli wieczerzę, położyli się do łóżek i zasnęli, w oczach wdowy jednak ten niesłychany wypadek przesłonił wszystko na szerokim świecie. Ale któż to miał z tem walczyć? Garstka znużonych kości i drżące z trwogi serce bezsilnej matki.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Rabindranath Tagore i tłumacza: Jerzy Bandrowski.