Róża (Asnyk)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki

Ach ta róża! ach ta róża!
Co się w twoje okno wdziera,
Na pokusy mnie wystawia,
Sen i spokój mi odbiera...

Wciąż z zazdrością myślę o niej,
Choć jej nie śmiem dotknąć ręką,
Bo mnie gniewa, że bezkarnie
Patrzy nocą w twe okienko.

Radbym nieraz rzucić wzrokiem,
Błądząc w wieczór po ogrodzie,
Radbym dojrzeć... ale zawsze
Stoi róża na przeszkodzie!

Ona winna! ona winna!
Że ciekawość moją draźni,
Bo gdzie sięgać wzrok nie może —
Sięga siła wyobraźni.


Odtwarzając piękność twoją
Coraz bardziej tracę głowę;
Zamiast pączków, zawsze widzę
Twe usteczka karminowe.

A gdy jeszcze wonne kwiaty
Poosrebrza blask księżyca,
Wtedy, wtedy w każdej róży
Widzę tylko twoje lica.

A myśl coraz dalej biegnie
I wypełnia postać cudną,
I odsłania wszystkie wdzięki...
Bo fantazyą wstrzymać trudno.

Widzę ciebie nawpół senną,
Snem rozkoszy rozmarzoną;
Widzę włosów splot jedwabny,
Śnieżną falą drżące łono,

I te usta, co miłośnie
Wpół otwarte — chcą czarować,
I rozważam: co za rozkosz
Takie usta pocałować!

Krew się ogniem w żyłach pali;
Chcę ten obraz pieścić wiecznie...
Lecz przy róży — pod okienkiem
Stać młodemu niebezpiecznie.


Gdybym tylko mógł być pewny,
Że cię, piękna, nie oburzę,
Byłbym... byłbym już oddawna
Pod twem oknem zdeptał różę.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Asnyk.