Czy z mej namowy, czyli z dobréj woli, Chciała Kasieńka na folwark do roli,
Albo na łąki kwitnące do siana, I do dobytku przechodzić się zrana,
Żeby jéj czas zbiegł; i w ciepłe południe Blisko siedziała gęstwiny i studnie,
I mówi: pójdźmy kwiatki rwać rozliczne, I z wymion krowich pożytki brać mléczne.
Ja-m rzekł: nie chodźmy, bo ja z kwiatów szydzę, Oprócz tych, które na twych wargach widzę;
I na mleko mię insze darmo prosisz, Prócz tego, które na płci swojéj nosisz.
Jakoż gdy na pstrej murawie usiadła, I kwiatków krwawych za uszy nakładła,
Zgasł przy rumianéj szkarłat jej jagodzie, Polna zniknęła przy ludzkiéj urodzie;
Jak zaś odkrywszy ręce po ramiona, Wyciskać w skopce poczęła wymiona,
Nie znać rąk było, przy mlecznym promyku, Tylko się zdały, białe mleko w mleku;
I tak mam, Kasiu, gdy cię z sobą biorę, I kwiatki z wieńcem, i z mlekiem oborę.