Porcya

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Alfred de Musset
Tytuł Poezye
Wydawca Księgarnia Teodora Paprockiego S-ki,
"Biblioteka Romansów i Powieści"
Data wyd. 1890
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Bolesław Londyński
Tytuł orygin. Portia
Źródło skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PORCYA.
(URYWEK.)

ZAZDROŚĆ.

... Luigi wstał i wolnym krokiem
Długo chodził po sali w skupieniu głębokiem,
Lecz nagle się zatrzymał: „Porcyo, — oschle rzecze: —
Tyś zmęczona, śpisz stojąc!” — Ja?... A tak, nie przeczę...
Odparła pomieszana: — to z wielkiéj zabawy,
Takem wiele tańczyła. — „Bardzom téż ciekawy —
Rzekł Onorpo — kto taki i jak ma na imię
Ten młodzian w czarnym płaszczu. Już dwa dni jest w Rzymie.
Czy on z tobą rozmawiał?” — Ach, mówisz kochanku
O tym młodzieńcu... „O tym, co to bez ustanku
Tak się zbliżał do ciebie przez kolacyę całą.
Rozmawialiście z sobą, jak mi się zdawało.
Czy ci go kto przedstawił?” — O nie! Znam go tyle,
Co ty — Porcya odpowie. — „Wygląda dość mile —
Rzekł Luigi — co, czy prawda? Chcesz, to się założę,
Iż on tak nie omdlewa, jak ty o téj porze.
Jest raczej wesół.” — Wesół? Tak, a kto wie?
Lecz zkąd ci o nim właśnie myśl powstała w głowie?
„Dziwisz się! — rzekł Onorpo — lecz mnie dziwi bardziéj,
Dlaczego, gdy ja mówię, pani tak nim gardzi.
Pytanie naturalne, a nawet w téj chwili
Pewno nie myśmy jedni tak o nim mówili.
Na honor! Ciekawości nic bardziéj nie wznieci,
Jak czarny płaszcz na balu.” — Wnet słońce zaświeci —
Rzecze dama — dlaczegóż tak stoisz bez celu?
Chodź-że już do mnie, drogi, chodź już, przyjacielu!

— Idę; dalibóg racya, gdy już świta szczerze,
Bardzo rzecz naturalna, gdy się człek rozbierze.
Śpij sobie, jeśli zaśniesz, lecz mnie nie do spania,
Oczy mi się nie skleją wśród tego świtania.

— Chcesz mnie samą zostawić? Cóżem zawiniła,
Żem się swojemu władcy tak stała niemiła?
— Pani! — Luigi odpowie, zmierzając ku damie.
A że się z pod przykrycia zwieszało jéj ramię,
Tak jak widzimy nieraz, gdy się w brzeg puharu
Wpiją z natarczywością usta pełne żaru,
Tak i on pocałunek wycisnął palący
Na tém białém ramieniu, i rzecze wpółdrżący:
„Tyś jeszcze nie poznała, Wenecyanko szczera,
Téj florenckiéj trucizny, co w piersi się wżera,
I żyły trawi. Dla niéj dość jednego słowa,
A dziesięć lat rozkoszy z serca wziąć gotowa.
I jak bagno nieczyste ten pierwszy skarb duszy —
W nas miłość, a w kobiecie honor — wnet osuszy!
Ból, co zmysłów pozbawia, bez końca, bez leku,
Ból straszny! Jam go wyssał w matki swojéj mleku.”
— Jaki ból? — rzecze Porcya. „Ten, gdy o człowieku
Mówią, że jest zazdrosny. Tak się to nazywa.”
— Matko Boża! Więc o mnie... o ja nieszczęśliwa! —
O mnie jesteś zazdrosny? — „Ja? Ależ broń Boże!
Ja zazdrosny? Na honor, nie! Tak tylko bywa!
Czym się przyznał do tego? Nie, to być nie może!
Ja zazdrosny! I przez co?... Spij, śpij, drogie dziecię.
...................







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Alfred de Musset i tłumacza: Bolesław Londyński.