Poezye w nowym układzie. Tom II, Helenica/Helios
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Poezye w nowym układzie |
Podtytuł | Tom II, Helenica |
Wydawca | Nakład Gebethnera i Wolfa. |
Data wyd. | 1902 |
Druk | W. L. Anczyc i spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Indeks stron |
Nad młodą ziemią Helios wstał,
Ogniste rozwiał włosy,
W Egejską czarę złoto lał,
Na Pelion sypał rosy.
Egejska czara pełna wód,
Stu wysep łono trąca,
Stu wysep Helios zbudził lud,
Nim wyschła rosa drżąca.
I powstał lud, i w światła zdrój
Obrócił twarz młodzieńczą,
A był z tych, co gdy idą w bój,
To hełmy mirtem wieńczą.
I z tych był, którym w ręku miecz
W jasny się piorun zmienia,
I których stopa wprzód i wstecz
Odciska ślad istnienia.
I z tych był, których lutni dźwięk,
Wiosenną ma pogodę,
I nie zna co jest płacz, co jęk,
I życie śpiewa młode.
I stało piękno, jako bóg,
Nad jego ziemią błogą,
I chodził w świat i wracał w próg
Ozutą kwieciem nogą.
I w blaski słońca podniósł gród,
Pod którym wzgórza klęczą,
I stała mądrość mu u wrót,
Siedmiopromienną tęczą.
A sława siała laurów siew,
Na drogę jego męską,
Czy wroga tłumił, niby lew,
Czy sam był rażon klęską.
I równą chwałą błyszczy się
Wskróś wieków jego zbroja,
Czy Termopile świat ją zwie,
Czyli ją mieni Troja.
I wyschły wody mnogich rzek,
I koło czasu warczy,
A nie wie świat czy większy grek
Pod tarczą, czy na tarczy.
I siała sława laurów siew
Na jego młodą głowę,
Czy w marmur zaklął ducha wiew
Czy ludzką dał mu mowę.
I równą chwałą błyszczy się
Gwiaździstych dzieł plejada,
Czyli ją ziemia Venus zwie,
Czy Edyp, czy Iliada.
I przeszły fale mnogich wód
Wiejące modrą szatą,
I nie wie świat, co większy cud,
Czy Fidyasz, czy też Plato.
I śmiał się Helios z dzieła rad,
I sypał ziarna złote,
Na każdy greckiej stopy ślad,
Na greckich rąk robotę.
I rzekł: Nim przejdę niebios próg
Tam, gdzie mnie gasi morze,
Z tej młodej Grecyi, jakem bóg,
Lud nieśmiertelnych stworzę!
I wyżej boskie czoło wzbił
Płomienniej rozwiał włosy,
I każdy strumień słońce pił,
I każda kropla rosy.
I chyżej puszcza strzały swe,
Ognisty wóz pomyka,
Aż w drodze tej, czy chcąc, czy nie,
Przebudził niewolnika.
Zaczęła psuć się jakoś wnet,
Słonecznych rąk robota,
Kiedy spodlony, nagi grzbiet
Z ciemności wzniósł Helota.
Przecudna linia greckich ciał
Spaczyła się dziwacznie,
Gdy nędzarz ten, co dotąd spał,
Swój łachman wstrząsać zacznie.
Sokrates, Fidyasz, Eschyles,
A nawet Plato boski,
Poczuli w oczach słoność łez,
Na czołach bruzdy troski.
Więdnieje pieśń, więdnieje kwiat,
Klasyczna forma pęka,
I nowa treść w nią, nowy świat
Przewciela twarda ręka.
A w lirach brzmią, nieznane wpierw,
Zadumy smętnej tony,
I mirtów gaj podgryza czerw,
Podgryza laur zielony.
I choć stał niemo nędzy syn,
Z bezmyślną, tępą głową,
Zmniejszał się przy nim każdy czyn,
Malało każde słowo.
I choć nie skarżył się na nic,
Krzywd własnych nieświadomy,
Wybiła bogom bladość z lic,
Warknęły zdala gromy.
Poczerniał Pelion, gdy nań cień,
Wyschniętych upadł kości,
A cisza pełna wonnych tchnień
Zatrzęsła się z żałości.
I ujrzał grek na niebie swem
Odbity cień nędzarza,
Jak nagle się pod wichru tchem
W olbrzyma przeobraża...
I ujrzał, jak ten olbrzym-duch,
Swą mroczną dłoń wyciąga
I w piersi Grecyi gasi ruch
I słońcu jej urąga.
I ujrzał, jak się w życia tło
Rozpływa mroczne ciało,
I »Fatum« nazwał bóstwo to,
Które go zabić miało.
Napróżno Helios pęki strzał
Z żywego puszcza złota,
Olbrzymi mrok nad Grecyą stał,
Dopóki stał Helota.
I nim koń słońca w morzu pił,
Zamierzchły wód zwierciadła,
I młoda Grecya w pełni sił
I w pełni piękna — padła.