Poezye Józefa Massalskiego/Zasłona

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Massalski
Tytuł Poezye
Podtytuł Tom drugi
Data wyd. 1828
Druk A. Marcinowski
Miejsce wyd. Wilno
Źródło skany na Commons
Indeks stron
ZASŁONA.


Żył gdzieś i kiedyś Król wielkiéj sławy,
Bogactw on głośny był tłumem,
Co większa głośny pięknemi sprawy,
I, co nie mniéjsza, rozumem.
Za co był usty wspólnemi
Okrzyknion słońcem swéj ziemi.
Latały chlubne wieści i o jego synie,
Że jak gwiazda nadziei świecił swéj krainie.
Ale ta gwiazda częściéj niż trzeba,
Chętniéj niż trzeba, wschodziła,
Bez wiedzy słońca, na takie nieba,
Które nam tworzy płeć miła.
Gdy się młodzieńcem stawał podrostek,
Raz mu Król mądry, dzień cały,
Pobożne prawił morały
O szkodliwości miłostek.
Słuchał uważnie ojca królewic.

Słuchać nie trudno, lecz trudno człeku
Stare mieć serce w młodzieńczym wieku.
Słuchał i poszedł do dziewic.
Zważył król mądry, że czasem żarty,
W niepiękną prawdę mogą się zmienić.
Jednak choć mądry, nie był uparty,
Przy fraucymerach nie stawił warty,
Tylko umyślił syna ożenić.
Ojcowskie oko szukało pół roku,
By znaleść godną xiążęcéj ręki;
Aż jednéj damy dostojnéj wdzięki,
Przyjemnie spocząć dozwoliły oku.
Cnotliwa, rozumna, miła,
Bogata, młoda, jedyna;
Lecz z okiem ojca, chęć syna
Rzadko się kiedy zgodziła.
Znany był światu Król stary
Serca ludzkiego nauką;

Taką umyślił więc sztuką
Mądre wykonać zamiary:
Rozsypał listy w krainie,
„Niech każda młoda dziewica,
Notabene: która słynie
Wdziękami duszy i lica,
O takiéj a takiéj porze,
Na królewskim stanie dworze;
Do któréj się w królewica
Wolném sercu miłość zjawi,
Tę niech Pan Bóg błogosławi”.
Jak wiosna kwiaty po łące,
Jak po niebios oceanie
Noc rozsypie gwiazd tysiące,
Tak dwór, to Króla wezwanie,
Przed podanym jeszcze znakiem,
Napełniło Nimf orszakiem.
Wam to młodzi do pojęcia

Jak biło serce xiążęcia,
Gdy stanął w dziewic tych gronie.
Oko się błąka, twarz płonie.
Dłoń, któréj oddać miał wieniec
Szczęśliwéj Nimfie młodzieniec,
Stokroć wątpliwa i drżąca
Nagle się wznosi niechcąca;
Ale za nowém spójrzeniem
Znowu się cofa ostróżna.
— Czemuż, pomyślił z westchnieniem,
Być mi Sułtanem niemożna? —
Lecz jakież bóstwo urocze
Powoli wchodzi w to grono?
Przez igrające warkocze
Wybłyska śnieżne jéj łono;
Lecz twarz zakryta zasłoną.
Skład kibici, nóżki, ręki,
Wszystko cudne niebu dzięki,

Wszystko zachwyca, lecz kto wié
Czy piękność twarzy odpowié?
Wzrok młodzieńca niecierpliwy
Z wątpiącą myślą w niéj tonie.
Czeka młodzieniec; lecz dziwy!
Jak stała, stoi w zasłonie.
Strzeliste modły, zaklęcia
Próżno z ust lecą xiążęcia;
Bo dziewica tajemnicza
Ukazać nie chce oblicza.
Opor ten dumę w nim draźni;
Ale płomień wyobraźni
Tak boskiéj twarzy użycza
Téj czarodziéjskiéj postaci,
W takie ją wdzięki bogaci,
Że po długiém rozmyślaniu,
I niechceniu i żądaniu,
Nakoniec serce i wieniec

Dał nieznajoméj młodzieniec.
Jak mgła przed wiatrem z xiężyca
Zasłona spadła z jéj lica,
Łzą błysnęło oko skromne.
Nie większy urok ją wdzięczy
Nad inne Nimfy przytomne;
Ale że zapał młodzieńczy,
Silnie wzmagają przeszkody,
Że tajemnicy ponętą
Myśl bywa mocniéj ujętą,
Przekonał królewic młody.
Król klasnął w dłonie i xięcia
W radośne chwycił objęcia,
Tę samę piękność dlań bowiém
Przeznaczył pierwiéj tajemnie;
Z którą czy syn żył przyjemnie
Inną wam razą opowiém.


PD-old
Tekst lub tłumaczenie polskie tego autora (tłumacza) jest własnością publiczną (public domain),
ponieważ prawa autorskie do tekstów wygasły (expired copyright).