Poezye Józefa Massalskiego/Potęga Miłości

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Massalski
Tytuł Poezye
Podtytuł Tom drugi
Data wyd. 1828
Druk A. Marcinowski
Miejsce wyd. Wilno
Źródło skany na Commons
Indeks stron
POTĘGA MIŁOŚCI.


— Młodzieńcze! jam ubogi, ty rozrzucasz złoto,
Żebrzę wsparcia, ty słyniesz litością i cnotą;
Dwoje obcych niemówląt kryje moja chatka;
Z żalu, z głodu, z boleści, skonała im matka;
Pną się do martwych piersi i pokarmu płaczą.
Panie! broń je przed śmiercią i mnie przed rospaczą.
Słaby starzec nie zdołam, dłońmi w pół martwemi,
Ni dziatek wrócić życiu, ani trupa ziemi. —
— Jużem dość niewdzięczników nakupił mém złotém. —
Rzekł młodzieniec i okno swe zamknął z łoskotem.

Chciał podobnie, nie jednym zakrwawione ciosem,
I serce swoje zamknąć przed ludzkości głosem;
Lecz wytrysnęła jemu łza minio zakazu,
Jak na głos cudotworcy zdrój wytryska z głazu.
Otarł ją gniewną dłonią młodzian niespokojny,
W tém z orężem w podwojach zjawił się syn wojny.
— Ziomku! rzekł, wzywa ciebie sława, bóstwo nasze.
Słyszysz? grają jéj trąby, błyskają pałasze;
Twój tak straszny był wrogóm; niech go rdza nie plami.
Z nami dzielny młodzieńcze! w imie kraju, z nami! —

— Bądźcie zdrowi rycerzu! nie złudzi mię sława;
Kraj nie cenił mych zwycięstw, nié ma do nich prawa. —
Rycerz spójrzał z pogardą, poskoczył na konia,
Szczęknął oręż, koń zarżał i pędził przez błonia.
W młodzieńcu krew zawrzała, już pochwycił zbroję:
I rzucił ją, o próżność winiąc serce swoje.
— Przyjacielu! dziecinnych lat współbracie drogi!
Chęć ujrzenia cię moje uskrzydliła nogi;
Wędrownik, srogich losów poruczon opiece,
Z drugiego końca świata w twe objęcia lecę;

W nich zapomnę niedoli, w nich pokrzepię duszę,
W nich odżyć i nakoniec szczęśliwym być muszę. —
— Zbłądziłeś wędrowniku! szczęście ztąd ucieka;
Lata ono w krainach urojeń człowieka;
Tam idź; dla mnie już fałszu omamienia gasną.
Próżno mianem przyjaźni krasić miłość własną. —
Wędrownik westchnął, poszedł ze łzami w źrzenicach.
Uśmiechnęło się piekło na młodzieńca licach;
Lecz widok przyjaciela, młodych lat wspomnienie,
Zasklepionemu sercu wydarły westchnienie.

— Żegnam was płonne mary młodéj wyobraźni!
Żegnam, rzekł, cnoto! sławo! i ciebie przyjaźni!
Mówiłyście o szczęściu, jam wierzył i gonił;
Ale czas mi pochodnią rozumu rozpłonił;
Rozproszyło jéj światło tę chmurę ułudy,
W któréj kryły się życia zasady i trudy.
Tak wiérzchy skał, gdy ranna mgła przed słońcem znika,
Wyraźniéj się rysują oku wędrownika.
Nie dla dobra ogółu, nie dla szczęścia w niebie;
Człek stworzony dla siebie, winien żyć dla siebie;
Bo za grobem jest otchłań, gdzie w nicości mrokach,
Nigdy już promień życia nie zaigra w zwłokach.

— Młodzieńcze! — wdzięcznym głosem wyrzekła dziewica;
Rumieniec jéj niewinne rozanielił lica,
I drżący w uściech wyraz przerwało westchnienie.
Lecz co usta nie śmiały, to rzekło spójrzenie.
Kiedy promień na zimną spadł kryształu bryłę,
Nie tak żywo kolory w nim zagrają miłe;
Jak żywo wzrok miłośny, w sercu zatwardziałém,
Zagrał szczęścia nadzieją, roskoszą, zapałem.
Chce młodzian przed nieznanym uciekać urokiem;
Lecz się nie chce dłoń z dłonią, oko rozstać z okiem.
Bo się słodko spoiły dusze w tém spójrzeniu;
Całe zbiegło się życie w tém ręki ściśnieniu.

Czyjąż siérot łzy w uśmiéch zmieniają się ręką?
Czyjeż imie z ust starca zabrzmiało z podzięką,
I na skrzydłach się modłów unosi do Boga?
Czyjeż ramie od kraju miecz zwróciło wroga,
I w najczulsze uściski przyjaciela przyjmie?
Ach! to ramie młodzieńca, to młodzieńca imie!
Bo razem go miłości cudotwórcza siła
Cnocie, sławie, przyjaźni i niebu wróciła.


PD-old
Tekst lub tłumaczenie polskie tego autora (tłumacza) jest własnością publiczną (public domain),
ponieważ prawa autorskie do tekstów wygasły (expired copyright).