Podania i baśni ludu w Mazowszu (z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich)/Anielska czyli Djabelska Góra pod Rawą

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Roman Zmorski
Tytuł Podania i baśni ludu w Mazowszu
Podtytuł (z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich)
Data wyd. 1852
Druk Józef Jeżyński
Miejsce wyd. Wrocław
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
Anielska czyli Djabelska Góra
pod Rawą.



Podanie.

Głód, powietrze, ogień, woda —
I wszelaka zła przygoda —
Będą temu, ktoby starą
Ojców swoich wzgardził wiarą.

R. W. Berwiński.

Kiedyś — Bóg sam wié jak niezmiernie dawno — na górze téj stał był warowny zamek, a w zamku gnieździł się djabłu oddany zbójca, z gromadą łotrów, z którymi łupił na okół kościoły, dwory i chaty, napadał po drogach podróżnych, i niesłychane wyprawiał gwałty. — Kiedy już nareście ludzie dłużéj wytrzymać nie mogli i przebrała się miarka bożéj cierpliwości, przyszedł na zbrodniarzy dzień kary. — W noc straszliwą, w pośród grzmiącéj burzy i piorunów, ogień siarczysty spadł z nieba na zamek i zamienił go w zwaliska; zbójców zaś, z między płomieni, widomie djabli do piekła porwali. —
Gdy się wieść o tém rozeszła po kraju i ludzie kiedy z pierwszéj ochłodnęli trwogi, znaleźli się tacy, co pomnąc o skarbach niezmiernych, przez zbójców w lochach zamku gromadzonych, zapragnęli je wynaleść; ale czart, który teraz zamieszkał sobie w gruzach ogorzałych, tak ich przepłoszył, że nie jeden życiem przypłacił śmiałość swoją. Odtąd nikt już tam więcej chodzić nieśmiał, — a djabli w około góry wyprawiali co noc harce, zwodząc i strasząc nieświadomych przechodniów.
Minęło tak może sto, może i dwieście lat, kiedy jedną razą zjawił się, niewiedziéć zkąd, pustelnik, który pomiędzy szczątkami murów zlepiwszy sobie mieszkanie, osiadł na górze. Z téj pory ustały na niéj wszelkie strachy i przeszkody, — zapewne świątobliwemi jego pokonane modły, — a lud z okolic, zasłyszawszy o bogobojnym starcu, począł się schodzić do niego w utrapieniach swoich. — On chorych léczył, strapionych pocieszał, a nieszczęśliwych i ubogich hojną wspiérał jałmużną. — Nie wiedząc imienia starca, wszyscy go aniołem, a górę anielską zwali....
Alić, po pewnym czasie, pustelnik, — czy to, zbrzydziwszy sobie grzéchy ludzkie, poszedł gdzie w głębokie puszcze? czy żywcem do nieba wzięty? — dość że zniknął na raz bez śladu. — Znowu natenczas niektórzy okoliczni mieszkańcy zapragnęli bogactw zbójeckich, o których wspomnienie trwało; ale, choć teraz nieczysta siła nieprzeszkadzała widomie, napróżno się mozolili, rozwalając twarde mury i kopiąc w gruzach — nieznaleźli ani złamanego szelaga. — Przestali więc ludzie zgoła myśléć o wydobyciu onych skarbów, — jak bądź wieść o nich szła wciąż od pokolenia do pokolenia.
Dopiéro gdy Prusacy trzymali Warszawę, zdarzyło się że do Rawy przywędrował, kusy, w trójgraniastym kapelusiku, w pluderkach, pończoszkach, trzewiczkach, a chudy jak szczapa, cudak, — opowiadając: że umié skryte wynajdywać skarby i że jest ich bez liku na Anielskiéj górze. Na przekonanie niedowierzających puścił pod górę złocistą kulę, która się sama z siebie na wiérzch zatoczyła i legła w pośrodku gruzów. — Mieszczanin rawski, do którego pod ten czas góra należała, widząc to, dał się skusić namowom kusego i począł rozmyślać gorąco, jakby się do skarbów można dostać. Nie była to rzecz łatwa; podług powieści kusego do wydobycia ich koniecznie potrzeba było: szczérozłotéj motyki, oskardu i rydla, — na to zaś całe mienie mieszczanina nie starczyło. W krótce jednak znalazło się z nim do współki kilku łakomych sąsiadów.
Rozumni a pobożni przyjaciele odradzali im gorliwie, przedstawiając: jako mając z łaski Bogá pewny kawał chleba, nie powinni sięgać po źle nagromadzone bogactwa; jako kusemu nigdy niedowierzać, — osobliwie zaś że temu kaducznie cóś źle z oczu patrzało. Ale zaślepieni chciwce ani ich słuchać niechcieli, — a mając się za mędrszych od innych prostych ludzi, szydzili w oczy z odradzających i robili swoje. — Zadłużyli się po uszy, pozastawiali u żydów gospodarstwa, aż wreście były gotowe szczérozłoty rydel, oskard i motyka. I zabrawszy je ze sobą, poszli z kusym na góre.
Począwszy od rannéj zorzy, kopali naprzemiany w piasku przez dzień cały; aż o północku dokopali się nakoniec do ogromnego kamienia, pod którym — zapewniał kusy — miał się zaraz skarb ukazać. — Jeden po drugim próbowali mieszczanie, ale żaden ciężkiego niemógł dźwignąć głazu; wtedy sam kusy spuścił się w dół, wraz z złotemi narzędziami. — W téj chwili z wieży rawskiego kościoła wybiła dwónasta godzina.... Góra zaczęła drzéć i grzmiéć straszliwie w swéj głębi, — płomień siarczysty z dymem buchnął z dołu, — i kusy djabeł, ryknąwszy piekielnym śmiéchem, zapadł się ze wszystkiém w ziemię, która się nazad zawarła, jakby nigdy nieruszona......
Mieszczanie, przywiedzeni do ostatniéj nędzy, jedni się powiészali i potopoli z rozpaczy, — inni z żalu poumiérali, — inni poszli żebrać z torbami po świecie. Jeden z nich, jeszcze przed niedawnemi laty miał bywać na odpustach w Miedniewicach.
I od tego to nieszczęśliwego wypadku góra djabelskiéj dostała nazwisko. —



Góra, od któréj powyższe podanie, leży pomiędzy miastem Rawą a wsią Głuchówkiem; na łęgach do téj ostatniéj należących. Okrągła, jak na dzieło ludzkich rąk ogromna, z piaszczystéj usypana ziemi, — trawą i gdzieniegdzie tylko krzewami porosła; — u podstawy jéj dotąd rozeznać można ślady rowu. Na wiérzchołku, wklęsłym i nierównym, — jak to zwykle na zgliszczach dawnych grodów bywa, — widać miejscami stérczące ogromne kamienie, niby szczęty fundamentów. —

Podanie przywiedzione spisałem po części podług tego co mi na miejscu (1842 roku) opowiedziano, więcéj zaś jeszcze podług zasłyszanych powieści od dziadów, na odpuście, w niedalekich z tamtad Miedniewicach. — Co do ostatniéj części jego, wiarogodne osoby, i sam ówcześny dziedzic Głuchówka, zapewniały mnie, że istotnie za czasów pruskich oszust jakiś, obiecując wydobyć skarby z góry téj, przywiódł do zupełnego upadku kilku lekkomyślnych mieszczan z Rawy.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Roman Zmorski.