Pani Aniela

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Adam Mickiewicz
Tytuł Pani Aniela
Podtytuł Naśladowanie z Woltera
Pochodzenie Poezje (1929) tom I
Poezje rozmaite (1817-1854)
Wydawca Gubrynowicz i Syn
Data wyd. 1929
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


II
PANI ANIELA
NAŚLADOWANIE Z WOLTERA

Przyjaciele! nadeszła słotna pora grudnia,
Zbiegło słońce szczęśliwsze ogrzewać południa;
Abyście przy kominie smutno nie siedzieli,
Zaczynam anekdotę o pani Anieli.

Ta piękność, w młodych latach dziwo Nowogródka
Trzydzieste jabłko z swego zjadła już ogródka;
Jednak czas, prześladowca niewieściej urody,
Ledwo drobne jej wdziękom śmiał wyrządzić szkody,
Zawsze miła, poważna, ale nie nadęta,
Przy ziemi ognia pełne trzymała oczęta.
Gors śnieżny, jak alabastr, sztuką utajony,
Gdzie niegdzie z pod zazdrośnej wyglądał zasłony.
Lice jeżeli skaził lat wiosennych schyłek,
Jest na to sztuczna białość, jest karminów pyłek:
Ten zbladłe żywi róże, tamta bieląc cienie,
Okrasza samo z siebie krasne przyrodzenie.
Aniela, choć na wielkim nieznajoma świecie,
Długi jednak trawiła czas przy toalecie.
Tam to były i ozdób i świętości składy,
Tam Skarga sąsiadował słoikom pomady.
W pudrze leżał Akwinat, herezyi piorun,
A wśród peruk obrazek cudnej Matki z Borun.
Lecz co ja w rzędzie pierwszych cnót Anieli mieszczę,
Cnót zbyt rzadkich w kobiecie, w świętej rzadszych jeszcze,
Że chociaż ją modlitwy od błądzenia strzegły,
Wiedziała, jak ród ludzki upadkom podległy;

Więc mężczyznom powolna, kobiet niesroga,
Grzech bliźni odpuszczała dla miłości Boga.

Równa Anieli wdziękiem i żywością oczek
Zuzia, córka, liczyła siedemnasty roczek.
U matki, jak pod skrzydły u anioła stróża,
Swobodnie ta prześliczna wywiła się róża;
Nie skaził jej zgubnego świata dech zatruty,
Nie znała, co są maski, baliki, reduty.

Lecz Aniela natomiast miała w swoim domu
Zakrystyjkę, prócz samej, nieznaną nikomu.
Tam był rejestr sumienia, krzyże, dyscypliny,
Tam co noc brała odpust od kary i winy;
Tam i wśród dnia, u okien spuściwszy zasłonki,
Trzepać zwykła strzeliste akty i koronki.
Pokoik ten, w ozdobne przystrojony meble,
Z dziedzińcem przez ukryte połączał się szczeble,
A małe drzwiczki, obce dla świeckiej źrenicy,
Wiodły stamtąd do sadu, z sadu do ulicy.

Wiadomo, jak nas latem skwar udręcza srogi.
Gdy słońce ciężkie sypie na ziemię pożogi,
Wtenczas noc zwykle młode kobiety zachwyca,
Lubią one oglądać bladą twarz księżyca.
I Zuzia, jak to bywa w siedemnastym roku,
Nie dała odpocznienia strudzonemu oku.
Sutych kotar indyjskim osłoniona cieniem,
Przewraca się, pierś częstem morduje westchnieniem;
Wreszcie zrywa się, wstaje, błędne plącze stopy,
Ni księżyc, ni gwiaździste nie bawią jej stropy.
Do ogrodu wybiega, bez chęci, bez celu,
Nic nie myśląc, chociażby rada myślom wielu.
Wtem szelest z matczynego słyszy pokoika,
To ją wraz zadziwieniem ciekawe m przenika;
Lubo jeszcze tajemnic i zdrad czuć niezdolna,
Jednak drży, powątpiewa, przysuwa się zwolna.
Naprzód słyszy skrzyp jakiś, jakiś szelest głuchy,
Westchnienia, rwane słówka, jakieś lekkie ruchy;

Więc przelękła blednieje i łzy lejąc rzewne,
«Ach! — rzecze — matka moja chora jest zapewne».
Już chce wołać, wtem inne ozwały się tony:
«Franusiu, ach! Franusiu, drogi, ulubiony!
Nie dbam o resztę świata, gdy ciebie dziedziczę;
Ty mi na ziemi sprawiasz niebieskie słodycze».

Zuzia, to słysząc, smutne wypogadza czoło:
«Matka moja, jak widzę, dosyć jest wesołą».
Porzuca więc pokoik, oddala się zcicha,
I w łożu, niespokojna, dręczy się i wzdycha.
Pić niebieskie słodycze, dobrze to byłoby;
Lecz jakże w tem postąpić, przez jakie sposoby?
Jak tylko dzień ujrzała, powstaje z pościeli
I niewinne pytanie zadaje Anieli:
«Jakiego to Franusia mamunia dziedziczy,
Co na ziemi niebieskich udziela słodyczy?»
Aniela, dość przytomna, lubo zadziwiona:
«Każdej rodzinie — rzecze — trzeba mieć patrona.
Jam też sobie świętego Franciszka obrała,
Jemu pragnę być sługą i z duszy i z ciała;
On mnie zwykł w najgorętszej ratować potrzebie,
Jest to jeden z największych świętych Pańskich w niebie.

Krótko po tej rozmowie jakiś Ludwik młody,
W całym powiecie znany z trzpiotalstw i urody,
Ujrzał Zuzię ; ta wzajem do niego się pali.
I niejednemi schadzki swą miłość stwierdzali.
Wtedy mamunia, słysząc w pokoiku córki
Gorące litanije, pobożne paciorki,
Przybiega i na takiej znalazłszy zabawie,
Pocznie z gniewem wyrzucać niewstyd i bezprawie.
Zuzia jej na to tylko odpowie zdziwiona:
«Wszak każdej chrześcijance trzeba mieć patrona!»

Odtąd Aniela świętych porzuca dla ludzi,
Odtąd świata kłamliwą skromnością nie łudzi;
Odtąd wesołość ciągle w jej pałacu gości,
I miłość i zabawy, siostrzyczki miłości.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Mickiewicz.