Pan Sędzic/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Gasztowt
Tytuł Pan Sędzic
Podtytuł Opowiadanie o Litwie i Żmudzi
Data wyd. 1839
Druk F.-A. Saurin
Miejsce wyd. Poitiers
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


DZIAŁ CZWARTY.
Przedaż Ludzi.

Nazajutrz rano, dwaj młodzi ludzie byli na drodze prowadzącéj do domu Wincenty, gdy Smotrytel czyli dozorca parafialny zatrzymując ich bryczkę, oddał panu Sędzicowi list opieczętowany noszący jego adres, na którym było słowo: pod sekretem. Pismo to donosiło, iż w skutek najmiłościwszych ukazów, nakazany jest nabór z pięciuset dusz czterech rekrutów. Pan Sprawnik zatém obwieszcza, pod sekretem, i nakazuje wszystkim właścicielom życzącym wziąść kanton, ażeby tego samego dnia jeszcze pobrali rekrutów, i trzymali aż do czasu w którym nakazano będzie stawić się do komisyi rekruckiéj.
«To dobrze,» odpowiedział Sędzic Smotrytelowi po odczytaniu pisma; i z tém każdy odjechał w inną stronę.
Wchodząc do domu S., zastali na spotkaniu najstarszego brata. Ten po przywitaniu, odprowadził ich na stronę i rzekł: «Nabór rekrucki nakazany, ja otrzymałem tę wiadomość na polowaniu u pana marszałka, i natychmiast nocą przybiegłem dla pobrania moich ptaszków, ażeby mi czasem nie uciekli.»
«Więc myślisz wziąść kanton i stawić w naturze? rzekł Sędzic, wszak jeszcze jesteś w obrębie gdzie wolno opłacić pieniędźmi[1]
«Albo ja głupi expensować mój pieniądz wtenczas kiedy mogę go zachować, i jeszcze zyskać inny? wszak to tysiąc rubelków bumażnych przynosi. Wziąłbym nawet dwa kantony, ale nie mamy stu dusz.»
Wincenta z siostrą wyszły z bocznego pokoju. Nagły rumieniec wystąpił na wybielone niewczasem lica Wincenty, skoro ujrzała pana Sędzica. O! jakże ona była piękną w tym momencie!
Bracia S. wchodzili i wychodzili, zatrudnieni, jak widać było, ważną czynnością. Starsza siostra oddaliła się na moment do spiżarni; Wincenta sama została z gośćmi, z których Żmudzin wszedł do drugiego pokoju gdzie oglądał broń myśliwską.
«Zdrowie twoje, najdroższa Wincesio, rzekł Sędzic z cicha, siadając obok niéj, niespokojnym mnie czyni; zmienionaś strasznie.»
«Gwałtowna przemiana w całém mojém jestestwie, której ty jesteś przyczyną, wpłynęła na to niepomału, a dzisiaj smutek nieprzewidziany powiększa ją jeszcze. Nie wiem czy mój brat nie mógłby uniknąć tego co czyni; nie chcę go oskarżać, ale to mi rozdziera duszę. Trzy niewinnne istoty jęczą w kajdanach na folwarku, i wzywają méj pomocy, któréj im dać nie jestem w stanie. Jedna z nich musi stać się ofiarą i pędzić życie w oddaleniu od wszystkiego co nam jest miłém; są to trzéj włościanie z których jednego oddadzą w rekruty.»
Ton z jakim ona wymówiła te wyrazy, poruszył do żywego pana Sędzica. W moment przyszedł mu do głowy zbawienny projekt. Oddalił się na folwark, gdzie znalazł dwóch braci S. dających dyspozycye do strzeżenia więźniów.
«Słuchaj sąsiedzie, rzekł do starszego, odprowadzając go na stronę. Jeden z moich gospodarzy potrzebuje parobka; zdaje mi się ze wszystko wam jedno będzie wziąść pieniądze odemnie, lub od przyłączonych do waszego kantonu. Odstąp mnie jednego z tych trzech włościan których tu masz okutych. Ja ci daję za niego tysiąc rubli assygnacyjnych.»
«To się może zrobić, rzekł starszy S., ale kwitacya będzie coś mi jeszcze kosztowała, ale przemiana skazki także. Pan Sędzic dasz mnie 1200 rubli i wybierzesz sobie najmłodszego i najtłustszego.»
«Zgoda, jeden tylko warunek ażebyś nie brał kantonu.»
«Zgadzam się i na to, ale to tylko w tym naborze, nieprawda?» I uderzyli w dłonie na znak ukończonego targu.
Gdy weszli do pokoju: «Antek przynieś wódki, rzekł starszy S., trzeba wypić borysze[2];» i tu komunikował tonem ukontentowania tę wiadomość siostrom swoim.
Wejrzenie Wincenty rzucone na pana Sędzica, było wymowniejsze nad wszelkie oświadczenie wdzięczności. Gdy się znaleźli po niejakim czasie sam na sam: «O drogi Józefie, rzekła mu, jakiéj wymagasz nagrody za twój wspaniały postępek?» wpadła mu na szyję i ucałowała serdecznie.
Rozkuto trzech więźniów. Pan Sędzic wybrał znajomego czytelnikowi Dyonizego, dawniejszego furmana pana Marka. Dwaj inni zazdrościli mu tego losu; wszyscy jednak rzucili się do nóg pana Sędzica, błogosławiąc dzień w którym on się urodził. Ta czuła scena wycisnęła łzy patrzącym, ale nie najstarszemu bratu S., bo ten owszem chcąc utrzymać ton powagi: «Chłopie rzekł do Dyonizego, teraz należysz do tego pana, patrzaj ażebyś mu był wiernym, i wstrzymaj twój szyderczy język, którego często źle używasz przeciwko wyższym od ciebie.»
Pan Sędzic, lubo przekonany wewnętrznie iż nie było nic nagannego w tém co uczynił, czuł jednak pewny wstręt i wstyd pochodzący z należenia do przedaży ludzi; trapiony tem wyszedł ze swym przyjacielem do ogrodu i komunikował mu swoje wrażenia.
«Postępek twój, rzekł Żmudzin, jest szlachetny. Uwolniłeś człowieka z pewnego nieszczęścia, będzie mu lepiéj u ciebie jak u jego dawniejszych panów; więc nic nie powinieneś mieć sobie do wyrzucenia. Lecz ci z naszéj szlachty którzy przedają, zamieniają na bydło, psy, konie, przegrywają w karty swych włościan, (a takich znajdziesz połowę,) są to monstra w mych oczach. Prawa rosyjskie same lubo dzikie okazują wstręt do podobnego handlu, i dla tego chcąc zapobiedz temu, nie pozwalają przedawać ludzi bez ziemi; ale gdzież nie ma wykrętów? Dziś kupisz ziemię z ludźmi, jutro odprzedasz temu samemu tęż samę ziemię coś kupił wczoraj, i będziesz miał w pozostałości ludzi. Barbarzyństwo to godne jest tylko rządu rosyjskiego i naszej szlachty. O! kochany Józefie, wszystko co nas otacza, nasze prawa, zwyczaje, obyczaje, aż do najdrobniejszych szczegółów pożycia, tchnie jeszcze dzikością. Nam trzeba przemiany zupełnéj, ażebyśmy mogli zapisać się w poczet ludów cywilizowanych. Ale jak do tego przyjść? jak się wyłamać z pod jarzma despotycznego i Rosyi i przesądów? To tylko czas i okoliczności odkryć potrafią. Pracować jednak nad zniszczeniem tego złego, każdy z ludzi uczciwych powinien podług swych talentów i możności.»
Po śniadaniu, pan Sędzic miał sekretną rozmowę z Wincentą, na któréj ona przystała ażeby prosił o jéj rękę. Trudności żadnéj nie było ze strony brata starszego i stryja, którzy byli głowami familii. Pan Strukczaszy odpowiedział, gdy mu komunikowano tę wiadomość: «Mospanenku, to prawda że to błazen, nie umie szanować pamięci swych dziadów, ale jedynak i posiada wieś któréj grunt, mospanie, rodzi samę przenicę.»
Przemiana obrączek nastąpiła w obecności wszystkich, i dzien wesela udeterminowany za pięć miesięcy, ażeby dać czasu do sporządzenia wyprawy.






  1. Żmudź cała i część Litwy będąc przyległe do granicy pruskiéj, ma pozwolenie opłacać rekruta pieniędzmi, a to przez wzgląd, iż chłopi mogą uciekać za granicę.
  2. Wiadomy zwyczaj wspólny wszystkim narodom picia po zawarciu targu na jarmarkach bydła, koni: ten akt nazywa się na Litwie borysze.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Gasztowt.