Pamiętnik chłopca/Nasz nauczyciel

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmund de Amicis
Tytuł Pamiętnik chłopca
Podtytuł Książka dla dzieci
Wydawca Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki
Data wyd. 1890
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Obrąpalska
Tytuł orygin. Cuore
Źródło Skany na Commons
Inne Cały październik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
NASZ NAUCZYCIEL.
18, wtorek.

Jednak i mój nowy nauczyciel podoba mi się, bo oto co było dziś rano. Podczas gdy się dzieci schodziły do szkoły, a on już siedział na swojém miejscu, niektórzy jego zeszłoroczni uczniowie zatrzymywali się we drzwiach naszéj klasy i mówili:
— Dzień dobry, panie nauczycielu, dzień dobry, panie Perboni.
Inni wchodzili do klasy, ściskali go za rękę i wybiegali wszyscy, jakby uciekając. Znać było, że go kochają, że radziby powrócić do niego. On odpowiadał:
— Dzień dobry — i ściskał ręce, które mu podawano, ale nie spojrzał na nikogo.
Przy każdém powitaniu pozostawał poważny, z tą swoją zmarszczką na czole – i, zwrócony ku oknu, patrzył na dach przeciwległego domu, a te wszystkie powitania, zamiast go cieszyć, zdawały się cierpienie mu sprawiać. Potém patrzył na nas, na każdego po kolei, uważnie, długo. Dyktując, wstał i zaczął się przechadzać pomiędzy ławkami, a spostrzegłszy pewnego chłopca, którego cała twarz była pokryta drobną, czerwoną wysypką, przestał dyktować, wziął jego twarz w obie dłonie, popatrzył nań, następnie zapytał: co mu jest — i ręką przeciągnął po czole, aby się przekonać, czy nie ma gorączki. W téj chwili jakiś chłopiec, znajdujący się za nim, stanął na ławce i zaczął udawać maryonetkę. Nauczyciel nagle obrócił się do niego — chłopak w mgnieniu oka zeskoczył, usiadł i z głową, spuszczoną, siedział tak, jak skamieniały czekając na karę.
— Nie rób tego więcéj! — rzekł nauczyciel.
Nie dodał nic. Wrócił do stołu i dokończył dyktowania. Po skończoném dyktowaniu patrzył na nas przez chwilę w milczeniu, potém zaczął mówić pomału, zwolna, swoim grubym, ale miłym głosem:
— Słuchajcie. Rok mamy przebyć z sobą. Starajmyż się przebyć go dobrze. Uczcie się i bądźcie dobrymi. Ja nie mam rodziny. Moja rodzina, to wy. W zeszłym roku jeszcze miałem matkę: umarła mi. Zostałem sam. Nie mam już na świecie nikogo, oprócz was, dzieci; całe moje przywiązanie dla was, wszystkie moje myśli o was. Wy powinniście być memi dziećmi. Ja was kocham; trzeba, abyście mnie kochali. Nie chcę nikogo karać. Pokażcie, że jesteście poczciwi, że nie brak wam serca; szkoła nasza będzie rodziną, a wy moją pociechą i chlubą. Nie wymagam od was żadnych obietnic, żadnych zapewnień w słowach; jestem przekonany, żeście mi już w duszy powiedzieli: tak. I dziękuję wam za to.
W téj chwili wszedł woźny, aby oznajmić, że lekcye skończone. Wszyscy cicho, cichutko wyszliśmy z pomiędzy ławek. Chłopiec, który podczas lekcyi dyktowania stanął był na ławce, zbliżył się do nauczyciela i głosem drżącym powiedział:
— Panie nauczycielu, przepraszam.
Nauczyciel pocałował go w czoło i odrzekł:
— Idź, moje dziecko.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edmondo De Amicis i tłumacza: Maria Obrąpalska.