Opowieść ciekawa o komesie Walcerzu, o Wisławie Pięknym i o Helgundzie, królewnie francuskiej

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor anonimowy
Tytuł Opowieść ciekawa o komesie Walcerzu, o Wisławie Pięknym i o Helgundzie, królewnie francuskiej
Pochodzenie Facecje z dawnej Polski
Redaktor Teodor Tyc
Wydawca Spółka Wydawnicza „Ostoja“
Data wyd. 1917
Druk Drukarnia „Pracy“
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Teodor Tyc
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Opowieść
ciekawa
o komesie
Walcerzu,
o Wisławie
Pięknym
i o
Helgundzie
królewnie
francuskiej.
(Kron. Wielkop.
MPH II. 510-514).

Było bowiem czasu onego przesławne miasto, w królestwie Lechitów, wysokiemi murami otoczone, Wiślicą nazwane; książę miasta tego w czasach pogańskich był Wisław Piękny, który pochodził z rodu Popielowego. Tego pewien grabia, z tegoż rodu idący, a nadzwyczaj silny, Walcerz zwany Udałym, mający gród Tyniec koło Krakowa, gdzie teraz jest opactwo benedyktynów przez Kazimierza Mnicha założone — schwycił w pewnym buntowniczym zatargu, potem skuł w kajdany i w głębiach tynieckiej wieży go trzymał. Ten to Walcerz miał za żonę córkę francuskiego króla a narzeczoną pewnego królewica niemieckiego. Z wielkiem niebezpieczeństwem gardła i głowy uprowadził on ją do Polski. Ów królewic niemiecki wychowywał się na dworze króla francuskiego, aby nabyć dworskiej ogłady. Walcerz zaś, będąc umysłu bystrego, poznał, że córka, Helgunda, ku królewicowi francuskiemu afekty swe obróciła; pewnej więc nocy, wdarłszy na mury zamkowe, stróża przekupił, iżby nie ważył się go zdradzić i tak słodko począł śpiewać, iż królewna, zbudzona słodkim pieniem, wyskoczywszy z łóżka z resztą dziewczyn, przysłuchiwała się tej pieśni, dopóki śpiewak nie zamilkł. Ranem Helgunda wartownika przywołuje i pyta sie troskliwie, któżby to był? On, twierdząc, że o niczem nie wie, Walcerza nie wydał. Ale gdy i w dwie następne noce młody Walcerz to samo czynił, Helgunda groźbami i przestrachem wartownika nagliła, żeby wydał śpiewaka onego. Gdy i wtedy wydać go niechciał, głowę zdjąć mu kazała. Wtedy stróż Walcerza wymienił. Ona zaś w miłości ku niemu rozgorzała namiętnie i ku Walcerzowi serce swe skłoniła, a o niemieckim królewicu ani słyszeć chciała. Widząc to, królewic w wielkiej do Walcerza zawiści, do ojca wrócił, a wszelkie przewozy i przejścia na Renie obsadził i srodze przykazał, iżby żaden mąż z dziewczyną się nie przedostał przez rzekę, jedynie grzywnę złota zapłaciwszy. Po pewnym czasie Walcerz z Helgundą znajdują sposobność ucieczki i upragnionego dnia uciekają. Gdy jednak do brzegów Renu dojechali, przewoźnicy żądają grzywnę złota za przewóz, a otrzymawszy, mówią:
„Nie przesadzimy was, dopóki nie przybędzie królewic niemiecki.“
Walcerz zaś, czując, że zwłoka pachnie niebezpieczeństwem, siadł na rumaka swego, Helgundzie kazał siąść za sobą, skoczył do rzeki i lotem strzały ją przepłynął.
Gdy już kawał drogi od Renu ujechał, słyszy za sobą krzyk Niemca ścigającego ich — głos dobrze znany:
„O niewierny! z królewną uciekłeś i przewoźnego przez Ren nie zapłaciłeś! Stój! stój! abyśmy się w pojedynkę spotkali — a kto zwycięży, tego koń będzie i zbroja przeciwnika i Helgunda!“
Na to wołanie Walcerz śmiało odpiera:
„Łżesz, bo grzywnę złota przewoźnikom dałem i królewnę nie przemocą zabrałem, a po dobrej woli!“
Potem kopjami w siebie uderzyli. Gdy pogruchatali drzewce, mieczem na siebie natarli i walczyli mężnie.
Ponieważ zaś Niemiec Helgundę widział naprzeciw siebie, widokiem jej zagrzany, Walcerza pędził przed sobą, dopóki i ów Helgundy nie ujrzał. Na jej widok wstyd go wziął i miłość rozgrzała, siły odzyskał, natarł z impetem na Niemca i śmiertelnie go powalił. Konia i rynsztunek jego zabrał i powrócił do domu, podwójnym ozdobion tryumfem.
Zawitawszy do grodu tynieckiego, czas pewien leczył się i wypoczywał. Ze skarg ludzi swych dowiedział się wtedy, że Wisław Piękny książę wiślicki, pod nieobecność jego, kilkakroć ich pokrzywdził.
Wziął sobie to do serca, powstał przeciwko niemu, aby pomścić się za to, w walce go zmógł i w wieży tynieckiej, jak się już powiedziało, w lochach osadził.
Po pewnym upływie czasu, wyruszył w dalekie strony, na wojaczkę. Gdy już drugi rok upływał nieobecności jego, Helgunda, wielce tem zaniepokojona, przed powiernicą swą wspomniała o tem, że niewiasty ryczerzy ni wdowami nie są ni mężatkami.
Powiernica zaś na to powiada, że Wisław, książę wiślicki, mąż piękny a urodnego ciała, siedzi uwięziony w wieży; radzi jej nieszczęsna, nocą z wieży go wyprowadzić i potem znów starannie spuścić do lochów. Helgunda słucha rad swej powiernicy. Życie i cześć niewieścią na szwank naraża, i każe Wisława wyprowadzić z lochów. Ujrzawszy piękność jego, wielce się raduje. Nie odsyła go już w głąb wieży; lecz związana z nim nierozerwalnym miłości węzłem, opuszcza męża i łoże jego, a z nim ucieka do Wiślicy.
Tak więc Wisław do domu powraca, myśląc, że podwójny odniósł tryumf, który jednak obojgu miał śmierć przynieść w udziale.
Po niedługim bowiem czasie, Walcerz wraca do domu i pyta się ludzi, czemuż Helgunda do wrót przynajmniej nie przybiegła na jego radosny powrót. Dowiaduje się, w jaki sposób Wisław z lochów więziennych z pomocą stróżów swych uciekł i Helgundę uprowadził ze sobą. W zawiści i gniewie pędzi ku Wiślicy i wpada do grodu wiślickiego, narażając i głowę i mienie. Wisław zaś bawił wonczas na łowach.
Ujrzawszy Walcerza w grodzie, Helgunda radośnie ku niemu wybiega i do nóg mu padłszy, żałośliwie skarży się, że Wisław wziął ją przemocą. Radzi Walcerzowi, aby ukrył się w zakamarkach komnaty i ona wtedy wyda w ręce jego Wisława. Uwierzył ów zwodnicy i zwodniczemi radami opętany wchodzi do mocnej komnaty, gdzie go chwytają i przedstawiają Wisławowi. Cieszą się zatem Wisław i Helgunda z szczęśliwego wypadku, z trzeciego już tryumfu.
Nie chciał Wisław trzymać Walcerza w więziennych lochach. Kazał go bowiem do ściany przykuć żelaznemi obręczami, ręce rozkrzyżowane, szyja i nogi mocno wyprężone. W tejże zaś izbie kazał sobie ustawić łoże, na którem letniego czasu z Helgundą koło południa spoczywali w rozkoszach miłosnych.
Miał zaś Wisław rodzoną siostrę, której nikt nie chciał za żonę, tak była brzydka. Jej stróży Wisław bardziej ufał od wszytkich wartowników. Ta zaś wzruszona mękami Walcerza, odrzuciwszy wstyd dziewiczy, pyta go się, czyby wziął ją za żonę, gdyby z więzów go wyzwoliła?
Przyrzeka Walcerz i przysięga, że za małżonkę ją będzie trzymał, póki życia, i że mieczem swym — tak ona życzyła — nigdy walczyć nie będzie z bratem jej. Niechno mu miecz jego z komnaty brata przyniesie, aby więzy mógł przeciąć. Ona miecz przyniosła i ćwiek każdej obręczy, jak Walcerz nakazał, przecięła, a miecz ów ukryła między plecami Walcerza i ścianą, aby przy lepszej sposobności cichaczem mógł uciec. Czeka Walcerz aż do następnego południa. Gdy zaś Wisław z Helgundą na łożu w miłości spoczywali, Walcerz przeciw zwykłemu zwyczajowi, rzecze do nich:
„Jakby się wam zdało, gdybym wolny od więzów, miecz mój goły w ręce, stanął przed łożem waszym i pomścił się krzywd moich?“
Na słowa te Helgundzie serce skrzepło i rzecze w strachu do Wisława:
„Biada! panie, miecza jego nie znalazłam w komnacie naszej i zapomniałam poszukać — tobą zajęta“.
A Wisław do niej:
„Choćby dziesięć miał mieczy, obręczy żelaznych bez kowala nie złamie.“
Gdy tak mówili do siebie, Walcerz, wolny od uwięzi, z mieczem wyskoczył ku łożu i jednym zamachem oboje przeciął na dwoje.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: anonimowy i tłumacza: Teodor Tyc.