Odjechał, a po sobie zostawił wspomnienie Przykre — gadów ohydnych pełzające ślady. Blizcy powiedzą o nim trwożnie: Był on blady, A w jego głowie drzewo zła miało korzenie.
Nikt go nie mógł ukochać: mętne tajemnice Szumiały w jego serca purpurowej jamie... Na swem czole miał głuche, kainowe znamię, A jego oczy smętne były, jak księżyce...
Zwykle milczał; lecz kiedy mówił, z pod kurzawy Ciemnych pojęć, słuch łowił, przerażon do głębi, Namiętny, w ciężkiej ciszy, ostry krzyk jastrzębi, A wzrok dojrzał lecący puch z gołębic, krwawy...
Wszyscy odeń stronili, nie mając ochoty Być w kręgach jego myśli: więc, w kącie komnaty, Sam jeden ze swym cieniem, dziwne poematy Układał, pisząc węglem smutku i zgryzoty...
Z domu wychodził rzadko — o słońca zachodzie — I w parku szedł, wśród kwiatów, pełen zimnej pychy; A rzędy drzew, w aleach, mruczały jak mnichy Egzorcyzmy, zgadując, że Złośnik w ogrodzie...
Noce miał niespokojne; szeptał: »O Sezami Dusz naszych, odsłoń skarbów twych złote kobierce!...« A potem krzyczał, raniąc jakieś Dobre Serce, I wielkie groby kopał i łkał nad grobami...
Odjechał, gdzieś daleko, na losy tułacze: Szczerą uczuli ulgę wszyscy z tej rozłąki, Otwarto spiesznie okna, powiał podmuch z łąki I zmiótł ostałe po nim grzechy i rozpacze...
Przed odjazdem napisał: »Żegnam! Za mą trumną Nikt z was pewnie nie pójdzie?... Żyłem wedle skruchy. I tam, kędy się piętrzą Wielkich Gór łańcuchy Duch mój zapłonie świętą, ognistą kolumną!«