Obraz literatury powszechnej/Świat klasyczny/Hellenowie/Eurypides/Hekaba

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eurypides
Tytuł Hekaba
Pochodzenie Obraz literatury powszechnej
Redaktor Piotr Chmielowski,
Edward Grabowski
Wydawca Teodor Paprocki i S-ka
Data wyd. 1895
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Zygmunt Węclewski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

1) Hekaba.
Tragedya rozgrywa się na morskiem wybrzeżu w Tracyi, gdzie zatrzymali się Grecy, wracający z pod Troi; na przedzie namioty branek trojańskich. W prologu ukazuje się duch Polidora, najmłodszego syna Pryama. Opowiada on, że Pryam, przewidując upadek Troi, wysłał go ze znacznymi skarbami do Polimestora, króla Tracyi, żeby go w ten sposób od zagłady ocalić; gdy jednak Troja została zdobyta, przeniewierczy Polimestor zamordował wychowanka, skarby jego przywłaszczył sobie, a zwłoki rzucił w morze. Żeby dostąpić czci pogrzebowej, uprosił Polidor bogów podziemnych, iż ciało wyrzucą na brzeg morskie bałwany i w ten sposób wpadnie ono w ręce matki, znajdującej się tu w liczbie branek trojańskich. Nieszczęśliwa Hekaba dowie się jednocześnie, że Grecy dla uczczenia Achillesa, postanowili na radzie poświęcić mu na ofiarę jej córkę Poliksenę, zagarniętą także w niewolę. To oznajmiwszy, duch Polidora znika, a na scenie ukazuje się Hekaba, otoczona brankami, stanowiącemi chór. Hekaba zwierza się im z niepokoju, jakiego ją nabawił sen złowieszczy, zdający się zapowiadać śmierć Polikseny i Polidora. Co do Polikseny, chór potwierdza jej obawy, bo już doszły do niego wieści o postanowieniu Greków. Przerażona tem Hekaba wywołuje z namiotu córkę i wśród łkań wyjawia jej straszną wiadomość. Poliksena biada nie tyle nad sobą, co nad nieszczęśliwą matką.

Och! biada!
Już tyle klęsk zniosłaś, co życia wdzięk chłoną,
Rodzico nieszczęsna, ścigana zgryzotą,
A oto znów demon cię dręczy sromotą
Okropną i niewysłowioną.
Już córka nie twoja i już biedna w niewoli
Starości wraz z tobą biedną nie przeboli.
By sarnę, co w górach się chowa, za młodu
Nieszczęsną mnie zoczysz nieszczęsna z uścisku
Swojego wydartą i ostrzem pocisku
Przeszytą, w podziemne ciemności do grodu
Hadesu wysłaną, gdzie biedna, och! w gronie
Umarłych mam spocząć po zgonie!
Ach! ciebie, rodzico, i nędzne twe życie
Opłakać im trzeba w lamencie okwicie.

Na moje bo życie dlaczegoż się skarżyć?
Na krzywdę i hańbę przecz płaczliwym głosem
Narzekać, gdy oto śmierć ma mię obdarzyć
Szczęśliwszym, niż życie to, losem!

Dalsze narzekania przerywa Odyseusz. Przybył on oznajmić uchwałę Greków i zabrać Poliksenę. Hekaba zwraca się do niego z prośbą, aby wpłynął na zmianę wyroku i w tym celu przypomina mu, jak mu ongi wyświadczyła dobrodziejstwo, gdy przebrany wszedł do Troi na zwiady, a ona go poznała.

Hekaba.   Kiedyś w mojej był mocy, cóż wówczas prawiłeś?
Odys.   Sadziłem się na słówka, aby ujść zagłady.
Hekaba.   A ja cię ocaliłam, wyprawiwszy z miasta.
Odys.   Że dziś oglądam jeszcze blask słońca na niebie.
Hekaba.   Czyż nie dowodzisz złości przez sprawy obecne? Bo sam przyznajesz zacność uczynku mojego,
A nie wypłacasz mi się dobrem, lecz niecnością.
O plemię niewdzięczników, co o względy gminu
Stoicie, było mi was nie poznać, was, którzy
Krzywdzicie lekkomyślnie przyjaciół, byleby
Gminowi wasze mowy przypadły do myśli.
Jakimże gmin wywodem chytrym nakłoniony
Na tę dziewicę oto wydał wyrok śmierci?
Czy bieda pchnęła go do mordowania ludzi
Na grobie, gdzie pójść winien buhaj na ofiarę?
Czy Achil, pragnąc śmiercią ukarać na odwet
Tych, którzy go zabili, słusznie zamorduje
Tę, która krzywdy żadnej mu nie wyrządziła?
Winien był żądać, aby śmierć zadać Helenie,
Bo ona go zabiła, zawiódłszy do Troi.
Jeżeli zaś ofiarą paść ma wyborowa
Branka przedniej piękności, nie na nas to godzi.
Najwięcej Tyndaryda[1] z wdzięków ciała słynie,
A krzywd się dopuściła nie mniej przecie, niż my!
Dotychczas wywodami słuszności szermuję;
Lecz czem ci wywzajemnić się trzeba, gdyż błagam,
Posłuchaj! Jak przyznałaś, dotknąłeś się ręki
I policzka zgrzybiałej mnie na klęczkach[2]; teraz
Ja twoich się dotykam rąk i twojej brody —
I równej za ówczesny czyn żądając łaski,
Błagam cię: nie wydzieraj z rąk mi córki mojej!
Niech żyje! Toć już dosyć ofiar grób pochłonął.
Ona rozkoszą moją, przy niej zapominam
O niedoli, za wielu ona mi pociechą,
Ona ojczyzną, niańką, strażą i podporą.
Nie powinien, kto rządzi, żądać podłych rzeczy,
Ani szczęśliwy w szczęściu swojem się bezpieczyć.

Szczęśliwa byłam niegdyś, już nie jestem teraz;
Wszystko szczęście mi w jednej zabrano godzinie.
Oblicze drogie! wiek mój uszanujże przecie!
Litości! do Achejów rzeszy obozowej
Powróć i w głos przestrzegaj, że gdyby niewiasty,
Które przedtem, porwawszy je z świętych ołtarzy,
Zostawili przy życiu z litości, obecnie
Zamordowali, ściągną na siebie nienawiść.
Toć i u was jednaką wymierza się kara
Zbrodniarzom, czy krew pana czy sługi przeleją.
Choćbyś niezręcznie prawił, wygrasz dla wziętości;
Bo gdy możni i ludzie z gminu przemawiają,
Mowa ich, choć ta sama, nierówny wpływ miewa.

Usłyszawszy odmowną odpowiedź Odyseusza, Hekaba zwraca się do Polikseny:

O córko, próżno gadam, na wiatr słowa moje
Poszły rozwiane, ciebie nie dźwignęły z toni,
Może silniejsze niż ja ty sprawisz wrażenie!
Pokwap się i, by słowik z gardziołki, snuj jęki
Na wszystkie tony, aby ocalić swe życie.
Przypadnij że do kolan Odyseja z płaczem
I wzrusz go. Nie zabraknie ci wątku. Toć dzieci
On ma; to broń nań, by się twej doli litował.
Poliksena.  Widzę, pod odzieniem chowasz, Odyseju,
Prawicę i odemnie odwracasz oblicze,
By brody się nie dotknąć twojej. — Nie trwóż sobą!
Nie narzucę się tobie wraz z błagaczów bogiem[3]
Pójdę, pójdę tam, dokąd konieczność mnie wzywa,
I umrzeć chcę. Inaczej pokazałoby się,
Żem tchórzliwa i życie to wysoko cenię.
A na co żyć mi? Ranek mi życia upłynął
W tym czasie, kiedy Frygią całą władał rodzic;
W błogiej nadziei potem rosłam wychowana
Dla królów i zazdrości niemałej przedmiotem
Będąc, przy czyjem siądę ognisku domowem.
Królową ja nieszczęsna byłam w oczach niewiast
Idejskich, podziwiana śród dziewic i bogom
Podobna, gdyby nie to, żem śmierci podległa.
A dalej mogę dostać się do domu pana.
Surowego, za pieniądz nabyta na własność.
Ten Hektora i tylu innych dzielnych braci
Siostrę do mełcia zboża zechce użyć gwałtem,
Lub postawi przy krosnach, lub przez opłakany
Dzień długi każe biednej zamiatać pokoje...
Nie! dobrowolnie ciało oddam Hadesowi

I światło dnia pożegnam z spokojnym umysłem.
Więc prowadź mnie i zabij, Odyseju. Ducha
Nie łudzi już nadzieja wcale, ani krzepi
Myśl, żebym jeszcze kiedy żywot wiodła szczęsny.
Ty czynem mnie ni słowem nie wstrzymuj i drogi
Nie zastępuj mi, matko! Owszem, życz mi zgonu
Wczesnego, nim sromoty dożyję niegodnej...
Hekaba.   Piękne wyrzekłaś słowo, lecz nie bez przyprawy
Bolesnej, moja córko! — Jeśli zaś Pelidzie
Oddać cześć tę należy i jeśli wam trzeba
Zarzutu ujść, Odysie, niech żyje ma córka,
Mnie do Achillowego zaprowadź kurhanu,
Mnie zgładźcie bez litości! Ja zrodziłam tego,
Który pociskiem z łuku zmiótł syna Tetydy.
Odys.   Nie twej, staruszko, śmierci Achilla duch żąda
Od Achejów; nie, onej tylko się domaga.
Hekaba.   Więc z córką mnie pospołu przynajmniej zabijcie.
W dwójnasób tak posoki płynem się napiją
Ziemia i zgasły, który sobie wyprasza.
Odys.   Dosyć, że córka padnie. Przecz dodać do mordu
Mord! Obyśmy i tego nie potrzebowali!
Hekaba.   Koniecznie umrzeć muszę razem z córką moją.
Odys.   Co? Nie wiem o tem, żebym miał panów nad sobą.
Hekaba.   Jak dęby bluszcz, tak koło córki się oplotę.
Odys.   Zaniechasz przedsięwzięcia, powolna mędrszemu.
Hekaba.   Nie, dobrowolnie nigdy nie puszczę mej córki.
Odys.   A ja bez córki twojej stąd się nie oddalę.
Poliks.   Posłuchaj mnie, rodzico, a ty się nie gniewaj
I przebacz, Laertyado, słuszne skargi matki.
Och! nie śmiej z zwycięzcami bojować nieboga!
Chcesz-li runąć na ziemię, chcesz-li krwią z ran zbroczyć
Sędziwe ciało swoje, gwałtem odpychana,
I znieść obelgę, gdy cię młodzieńcze ramiona
Potrącą? Tego doznasz. Nie! to się nie godzi.
Matko droga! niech doznam rąk twoich pieszczoty,
Niechaj lice przycisnę do twojego lica,
Bo już nigdy, ostatni raz dzisiaj oglądam
Krąg słońca promienisty. Więc na pożegnanie
Posłuchaj słów ostatnich twej córki. Och! matko!
O rodzicielko moja! już schodzę do grobu.
Hekaba.   A ja mam żyć w niewoli, córko, na tej ziemi?
Poliks.   Nie wiem, co ślub, co hymen, a powinnam przecie —
Hekaba.   Ach! nieszczęsnaś ty, córko! nieboga ja matka.
Poliks.   Tam w Hadu grodzie spocznę z tobą rozłączona.
Hekaba.   Cóż uczynię? ach biada! jakiż zgon mnie czeka!
Poliks.   Córka wolnego męża, umrę niewolnicą!
Hekaba.   A ja po pięćdziesięciu dzieci moich zgonie!
Poliks.   Cóż Hektorowi powiem, cóż ojcu od ciebie?

Hekaba.   Oznajm, żem najnędzniejszą istotą na świecie.
Poliks.   Bądź zdrowa, matko, i ty, Kasandro, bądź zdrowa!
Hekaba.   Niech zdrowiem inni cieszą się, ale nie matka.
Poliks.   Bądź zdrów u jezdnych Traków, bracie Polidorze!
Hekaba.   Jeśli żyje; lecz wątpię. Zewsząd złe się wali.
Poliks.   Żyje i konającej tobie zamknie oczy.
Hekaba.   Udręczenie zabiło mnie, nim śmierć nadeszła.
Poliks.   Wiedź mię, Odysie, głowę zakrywszy rańtuchem,
Bo słysząc żal rodzicy, przed śmiercią me serce
Rozpada się — a matkę nęka córki skarga!
O światło! jeszcze promień twój powitać mogę!

Po odejściu Polikseny Hekaba mdleje i przychodzi do zmysłów dopiero na głos herolda Taltybiosa, który przybywa jej oznajmić, żeby się zajęła pogrzebaniem zarzezanej córki. Hekaba, wysłuchawszy szczegółowej opowieści o mężnym zgonie Polikseny, rozkazuje słudze przynieść z morza wody do obmycia zwłok. Sługa wraca na scenę z martwem ciałem Polidora, które pod jej nogi bałwan morski wyrzucił. Hekaba domyśla się, kto i dlaczego wydarł jej syna i gdy przybywa Agamemnon, żeby się dowiedzieć, dla czego zwleka z pogrzebem córki, — ona nie odpowiadając na jego pytania i łaknąc zemsty, myśli zużytkować go do jej wykonania.

Hekaba.   Co tu począć? Czy do kolan
Przypaść Agamemnona, lub milczkiem znieść klęskę?
Agam.   Przecz jęczysz, odwróciwszy twarz od mojej twarzy,
I nie mówisz, kto to jest[4] i co się tu stało?
Hekaba.   (na stronie) A gdy mnie niewolnicą i nieprzyjaciółką
Mieniąc, odepchnie, bólu tem sobie przyczynię!
Agam.   Nie jestem wieszczem, abym życzenia twej duszy
Mógł odgadnąć, nie słysząc ich z ust twych wyraźnie.
Hekaba.   (na stronie) Może nieprzyjaznego upatruję ducha
W onym mylnie: on może zawiścią nie dyszy!
Agam.   Nuż chcesz, bym nic nie wiedział o tem, nasze chęci
Zgadzają się; ja także nie chcę nic usłyszeć.
Hekaba.   (na stronie) Bez męża tego pomścić niepodobna śmierci
Dzieci moich? więc czemuż namyślam się jeszcze?
Uda się lub nie uda, odważyć się trzeba.
Agamemnonie! u nóg twoich błagam ciebie,
Dotykając prawicy twej szczęsnej i brody.
Agam.   Czego pragniesz? azali wolności zażywać
Do końca życia? tego dostąpisz z łatwością.
Hekaba.   Nie o to chodzi. Byle ukarać zbrodniarzy,
Przez cale życie dźwigać chcę jarzmo niewoli.
Agam.   O jakąż tedy pomoc zamyślasz mnie prosić?
Hekaba.   Nie o taką, zaiste, jaką myślisz, królu!
Widzisz trupa, którego oblewam tu łzami?

I przedstawiwszy mu całą sprawę z Polidorem, tak dalej mówi:

Lecz słuchaj, czemu plackiem padłam do twych kolan.
Cierpliwie zniosę krzywdy, jeśli zdaniem twojem

Cierpię je zasłużenie; inaczej daj pomoc,
Mszcząc się na przyjacielu mym najbezbożniejszym,
Co przed bogami w ziemi i w niebie obawy
Nie mając, tak bezbożnej zbrodni się dopuścił.
On, który często u mnie przy gościnnym stole
Siedząc, najmilszym bywał gościem w liczbie gości
I doznał wszelkich względów należnych, on, mówię,
Zabił syna i, kiedy już życie mu wydarł,
Nic uczcił nawet grobem, lecz puścił na morze.
My iście, niewolnice i słabe istoty,
Lecz bogów rządy silne, ich zakon potężny.
Wierzyć w bogów ten zakon uczy nas i on nam
Stanowi, co w tem życiu słuszne i niesłuszne.
Pod twoją on opieką. Jeżeli zagładzie
Ulegnie i nie wezmą w zapłacie ci kary,
Co gości zabijają i depczą zuchwale
Świątynie bogów, wówczas w rodzie ludzkim niema
Nic już trwałego wcale. Na hańbę to przeto
Podawszy, miej wzgląd na mnie i litość nademną!
Jak malarz stań i wejrzyj na mnie z oddalenia
I zapatrz się dokładnie na złe, co mnie dręczy![5]
Oto ja sługa twoja, niegdyś pani można,
Niegdyś w dzieci bogata, dziś stara, bezdzietna,
Bezdoma, opuszczona, z niewiast najbiedniejsza!

(Agamemnon odwraca się).

Och! biada mi! dokąd ze unosi cię noga?
Widocznie nie nie wskóram. Ach biada mi biednej!
Przecz śmiertelni wnikamy, jak słuszna, we wszystkie
Umiejętności z trudem, a sztuki namowy,
Co jodynie sercami ludzi powoduje,
Gruntowniej za zapłatą nikt z nas się nie stara
Nauczyć się, abyśmy ludzi nastroili
Gwoli sobie i oraz dopięli swojego.
Któż może jeszcze łudzić się szczęścia nadzieją?
Tak liczne miałam dzieci; nie mam ich już teraz,
Ja sama branka doli zażywam sromotnej,
A tam widzę ot! kłęby dymu ponad miastem!
Może niedorzeczności dowodem to będzie,
Wmieszać w tę rzecz Cyprydę. Przyzywam ją jednak.
Przy tobie się znajduje, królu, córka moja,
Wieszczka, którą Kasandrą lud Frygów nazywa.
Jakież jej życzliwości swojej dasz dowody?...
Słuchaj dalej: zmarłego tu oto oglądasz.

Gdy uczcisz go, cześć oddasz krewniakowi swemu.
Jedno mi tylko jeszcze trzeba dodać słowo.
Oby rękom tym, włosom, stopom i ramionom
Dała sztuka Dedala[6] lub cud boga mowę,
Aby wszystkie do kolan twoich padłszy z płaczem,
Społem natarły na cię rozlicznych próśb brzmieniem!
Władarzu, najjaśniejszy świeczniku w Helladzie!
Wysłuchaj mnie, mnie starej podaj dłoń mściciela!
Chociaż ona nikczemna, wysłuchaj ją przecie!...

Agamemnon obiecuje jej ułatwić zwabienie Polimestora wraz z dziećmi, żeby się na nim przy pomocy branek zemściła, a nadto przyrzeka wpływem swoim powstrzymać Greków, gdyby chcieli nieść pomoc wiarołomcy Z tą obietnicą odchodzi, a po chwili, którą wypełnia śpiew chóru o ostatniej nocy spędzonej w Troi, przybywa z synami Polimestor. Hekaba, tłumiąc w sobie uczucie żalu i zemsty, zapytuje go o zdrowie Polidora i jego skarby, a otrzymawszy bezczelną odpowiedź, że syn zdrów i skarby nienaruszone, oznajmia mu, że ma w namiocie nieco skarbów, które chciałaby, żeby także dla Polidora przechował. Dla ich zabrania wchodzi za nią Polimestor z synami do namiotu... Po chwili wypada z niego Hekaba i Trojanki, a za niemi wypełza oślepiony Polimestor

Polimestor.   Dokąd pobiegnę? gdzie nogi postawię?
Którędy kroki skieruję niebogi?
Jak ślad wytropię, pełznąc czworonogi,
Wsparty na dłoni, by zwierz leśny prawie?
Po której, o tej albo też po owéj
Puszczę się ścieżce, Troi białogłowy
Chcąc schwytać, moje zabójczynie srogie?
Niebogie Frygów podwiki, niebogie!
Ha! gdzież przeklęte i na którą stronę
Pierzchły i w kątach pokryły się one?
Obyś źrenice zakrwawione w oku
Ciemnem wyleczył, Heljosie, i wzroku
Światło przywrócił! Ha! cyt! cyt! stąpanie
Słyszę tych niewiast ciche. Kiedyż na nie
Wpadłszy, ich kośćmi i mięsem się najem...

Na jego okrzyki wściekłości przybywa Agamemnon. Polimestor oskarża Hekabę, że przy pomocy Trojanek zabiła mu dzieci, a jemu samemu wyłupiła oczy; żeby zaś sędziego na swoją stronę korzystnie usposobić, tłómaczy się, że zabił Polidora z pobudek politycznych, dla bezpieczeństwa Greków i swego. Hekaba zbija jego tłómaczenie i przekonywa go, że popełnił szkaradną zbrodnię jedynie powodowany chciwością. Agamemnon przyznaje jej słuszność i zemstę jej pochwala.




  1. Córka Tyndara, t. j. Helena.
  2. W Troi, gdy błagał, aby go nie zdradziła.
  3. Zeus był opiekunem błagających.
  4. Pytanie to stosuje się do zwłok Polidora.
  5. To znaczy: popatrz na mnie bezstronnie.
  6. Dedal — wielki budowniczy i mechanik mityczny, twórca labiryntu na wyspie Krecie, miał robić posągi, które poruszały się swobodnie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eurypides i tłumacza: Zygmunt Węclewski.