O antypatyi studentów dwoistych szkół

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jędrzej Kitowicz
Tytuł O antypatyi studentów dwoistych szkół
Pochodzenie Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III
Wydawca Edward Raczyński
Data wyd. 1840
Druk Drukarnia Walentego Stefańskiego
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
§.8.

O antypatyi studentów dwoistych szkół.

W któremkolwiek miejscu znajdowały się dwoiste szkoły, naprzykład: pijarskie i jezuickie, albo téż jezuickie i akademickie, jakie były w Poznaniu, nigdy tam między studentami nie było pokoju: jedni drugich prześladowali, dziwackiemi imionami przezywali, a często od słów, przychodziło do guzów. Jeżeli professorowie obojga szkół jedni z drugimi zostawali w dobréj przyjaźni; to takowe zaczepki i poswarki wzajemném przewiniających z obu stron ukaraniem poskramiali. Lecz, jeżeli między professorami nie było zgody, studencka nienawiść tém bardziéj rosła; a że się bez przyczyny nie lubili, słusznie takowe wzajemne od siebie odrażenie, nazwać należy antypatyą. Skutki zaś jéj częstokroć bywały dosyć szkodliwe, osobliwie w warszawskich szkołach, gdzie między samymi Jezuitami i Pijarami trwająca nieustannie zazdrość; raz w tych, drugi raz w owych szkołach większéj i znaczniejszych studentów liczby, albo podsycała, albo dyssymulowała studenckie kłótnie. Bywał zwyczaj w obojgu szkołach, gdy Wisła stanęła, że nawiedzali Loret N. Panny u Bernardynów, na Pradze będący. Jeżeli się tedy obiedwie szkoły w jeden dzień wybrały w tę świętą dróżkę, a spotkali się z sobą na Wiśle, gdzie jedni przed drugimi chronić się nie mogli; rzadko kiedy minęli się bez bitwy, do któréj bywał początek z małéj dziatwy, która pijarskich studentów okrzykała kurtami; a pijarska jezuickich szpicami; do tych słów przydając inne uraźliwe, jako to: „Pijara psia wiara,“ „„Jezuita, psia lelita““ i tym podobne. Dzieci najprzód zaczynały między sobą walkę pięściami, pazurami czesząc sobie wzajem czupryny, albo téż ciskając na się kulkami śniegowemi; za dziećmi małemi pociągali się starsi, a za tymi dyrektorowie, używając do spotkania kijów, a naczas i szabel, do wzajemnego siebie i samych nawet professorów w tumult zamieszanych okaleczenia. Co potem nuncyatura między professorami sądziła, godziła, lub duchownym sposobem karała. A zaś między studentami z takowych batalii tym większa antypatya rosła.
Rektorowie obojga kolegiów i prefekci szkół, upominali professorów, aby się jednego dnia do Loretu nie schodzili, a na ten koniec, ażeby jedni drugich o dniu swojéj peregrynacyi ostrzegali. Lecz majsterkowie młodzi, lubiący takie wojny, zamiast odkładania na inszy dzień drogi loretowéj, z umysłu ją na ten naznaczyli, w który ją téż i druga szkoła odprawić postanowiła; albo téż przez frantostwo wzajemne zwiódłszy jedni drugich w dniu doniesionym, trafunkiem się razem schodzili. Przecież nigdy w tych bitwach nie przyszło do wielkiego krwi rozlania, albo do zabójstwa, bo się téż potykali nie żołnierze, ale studenci, których zapalczywość prędko się porywała, a jeszcze prędzéj gasła, za pierwszym guzem po łbie, albo po pysku, od kija oberwanym. Szablaści zaś rycerze, dawszy komu kreskę, coprędzéj zmykali w kupę, aby nie byli poznani i karani, a czasem dla tego i do szkół więcéj nie powracali.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jędrzej Kitowicz.