Najnowsze tajemnice Paryża/Część pierwsza/XXVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aurélien Scholl
Tytuł Najnowsze tajemnice Paryża
Wydawca Wydawnictwo Przeglądu Tygodniowego
Data wyd. 1869
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les nouveaux mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVII.

„Wybiegła z pokojów i skryła się w stodole, gdzie znalazłem ją zakopaną między snopami zboża.
— Otrzyj łzy, rzekłem całując ją w czoło, jutro ztąd wyjedziemy. I rzeczywiście ze świtem byliśmy już w drodze. Miałem zamiar pojechać do Pesztu, aby ułożyć co daléj mamy zrobić. W chwili opuszczania zamku, słyszałem Słowaka zaprzęgającego konie, który mówił do siebie: Król Maciój nie żyje!
„Jadąc z Wandą, spotkaliśmy w jednéj wiosce na popasie bandę cyganów grającą i tańcującą. Jakkolwiek był to widok u nas dość zwyczajny, zatrzymałem się przecież aby przyjrzeć się tym czarnym brodom, białym płaszczom i ogorzałym, twarzom. Wszyscy kręcili się szalonym wirem, przy dźwięku gęśli i bębna. Spostrzegłszy nas, jedna cyganka wyszła z koła, w nadziei otrzymania jakiego datku. Kiedy zbliżyła się do mnie, wzięła moją rękę i utkwiła w nią swój wzrok badawczy, potem rzekła głosem poważnym.
— Otoczony jesteś dwoma zbrodniami, będziesz żywcem zakopany, lecz wyjdziesz z grobu wtenczas, kiedy się wynajdzie dziecko porwane.
„Pierwsza spełniona zbrodnia, było otrucie mojego ojca, a w następnym roku, miałem być świadkiem drugiéj..... Działo się to 10 Stycznia w śród najtęższej zimy, kiedy stanęliśmy z Wandą w Peszcie, umieściwszy się w hotelu pod znakiem Królowéj angielskiéj. Upłynął cały tydzień bez powzięcia stałego zamiaru, bo Wanda proponowała mi zamieszkać w Wiedniu lub Paryżu. Zgadzałem się na to pierwsze miasto, lecz Paryż był dla mnie niemożliwym, gdyż nie podobna było urządzić naszego majątku w ten sposób, abym dochody z dóbr mógł otrzymywać we Francyi. Wanda upierała się długo przy Paryżu, lecz w końcu uległa. Powróciłem więc do zamku dla poczynienia stosownych przygotowań i wydania należytych rozkazów, ale jakże byłem zdziwiony za powrotem po trzechdniowéj nieobecności w Peszcie, kiedym się do wiedział, że pani odjechała, zostawiwszy tylko list do mnie adresowany. Pisała ona:
„Nasz kraj stał się dla mnie nieznośnym, oczekuję cię więc w Paryżu, będąc pewną iż przebaczysz mi takie postąpienie z powodu uczuć jakie mną powodują i pewna jestem, iż mi przyniesiesz do Paryża przebaczenie.”
W jednéj chwili powziąłem postanowienie: pośpieszę za Wandą. Nie byłem dosyć usposobiony, abym dozwolił szarzania mego nazwiska po perfumowanych rynsztokach galanteryi francuzkiéj. Wanda zabrała z sobą wszystkie kosztowności, jakie mogła z sobą unieść; była to kobieta jak widzisz, bardzo przezorna. Trzeba ci wiedzieć, że u nas bardzo trudno jest zebrać większą summę w gotówce, zostawiłem więc zarząd mego majątku wiernemu słudze sprzedawszy naprzód 10-letnie zbiory na pół darmo, więcej zaś co mi brakowało dopożyczyłem i spiesznie gotowałem się do wyjazdu. Mimo jednak wszelkiego pośpiechu, przygotowania i interesa moje nie dozwalały mi wcześniéj opuścić kraju, jak po upływie sześciu tygodni. Miałem już wyjechać do Paryża, kiedy zostałem aresztowany i uwięziony w fortecy Leopolstadu. Odmówiono mi wszelkiego usprawiedliwienia, a nawet nie mogłem się dowiedzieć jaki mi występek zarzucano, pisałem więc listy i proźby do Wiednia oraz do Pesztu.
„Po upływie dopiero roku, dzięki wstawiennictwu księcia Es..... uwolniony zostałem z więzienia; w pięć dni potem byłem już w Paryżu. Trudy i niezmordowane poszukiwania doprowadziły mnie nareszcie do powzięcia wiadomości, że baronowa Remeney, mieszka na ulicy Ponthieu w pałacu kupionym od bogatego bankiera Roberta Kodom; wpadłem więc do pierwszego fiakra i kazałem się zawieść na ulicę Ponthieu.
— Pani baronowa Remeney? zapytałem służącego.
— Pani baronowa wyjechała z Paryża na wojaż.
— Do jakiego kraju?
— Nie wiem.
— Kiedyż powróci?
— Tego mi nie powiedziała pani baronowa.
„Trzeba się było udać gdzieindziej, pojechałem więc natychmiast na ulicę Ville-l’Eveque do bankiera Roberta Kodom, gdzie podałem mój bilet wizytowy, wprowadzono mnie też zaraz do jego gabinetu. Bankier nie zdawał się mieć więcéj nad lat 50 — chociaż jego gęste włosy były już szpakowate; dobrego wzrostu i przyjemnéj powierzchowności, miał wszystkie pozory człowieka światowego.
— Panie, rzekłem, jestem baron Remeney.
Bankier się ukłonił: jest to wygodny sposób, kiedy kto nie chce odpowiedzieć.
— Sprzedałeś pan baronowéj méj żonie, pałac położony na ulicy Ponthieu?
—Pamiętam to doskonale panie.
— Czy pałac ten został zapłacony?
— W większéj części panie, nie pozostaje do zapłacenia tylko 100,000 franków, a pałac będzie zupełną, własnością pani baronowéj.
„Trzeba ci wiedzieć, dodał Węgier, że kiedy na moje wyraźne zapytania przy wejściu do bankiera, służący jego dawał mi zbaczające odpowiedzi, zdawało się mi, że drgnęły firanki na pierwszem piętrze. Ze temi firankami przeczuwałem, iż się znajduje Wanda. Jakim sposobem mogła żona moja zapłacić pałac? bo sprzedaż kosztowności nie wystarczyłaby na to bezwątpienia. Ten człowiek powiada że jest w większéj części zaspokojony; a więc on jest jéj kochankiem. Takie uwagi szybko sobie zrobiłem; a w skutku nich ledwiem nie zapłakał, i miałem chęć uduszenia bankiera, krztusiłem się, powstrzymując mą wściekłość. Po krótkim milczeniu odezwałem się znowu, z przymuszonym uśmiechem na ustach.
— Moje położenie dosyć jest dziwne panie, przybywam z Węgier... ale nie wiem gdzie mam znaleść moją żonę.... ona podróżuje jak mi powiedziano. Czy nie mógłbyś mi pan wskazać miejsca dokąd ona pojechała? skoro masz z nią stosunki pieniężne.
— Pani baronowa, odpowiedział bankier, zdaje się miała zamiar przepędzić kilka tygodni w południowéj Francyi, lecz nie wiem czy swego projektu nie zmieniła.
„Zimno pożegnawszy Roberta Kodom, wyszedłem, mając piekło w duszy. Piosnka nasza przypomniała się mi w téj chwili i słyszałem śpiew: życie jest nieustanną burzą! Stanął mi przed oczami obraz naszéj wioski, Wandy dziewicy z piórem sokolim na głowie, a wspomnienie to szarpało mi serce. Postanowiłem dowiedzieć się wszystkiego, i zemścić przykładnie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aurélien Scholl i tłumacza: anonimowy.