Na polskiej fali/XI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jerzy Bandrowski
Tytuł Na polskiej fali
Wydawca Dom Książki Polskiej, Sp. Akc.
Data wyd. 1935
Druk Drukarnia M. Arcta
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XI.
Co pan w wielkich okularach opowiadał mi o półwyspie Helskim?

— Jesteśmy, jak wiesz, na półwyspie Helskim, na wysuwającym się na 35 km, w zatokę Gdańską wale piaszczystym, podobnym do zgrubiałej i zakrzywionej ku zachodowi pałki. Od Bałtyku chroni półwysep idący przez całą jego długość wał wydmowy, wysoki od trzech aż do czternastu metrów. Od strony półwyspu wał ten jest, jak może zauważyłeś, lesisty, podczas gdy od strony morza pokrywa go roślinność wydmowa, przedewszystkiem zaś sucha, ostra trawa, zwana przez rybaków „harsztem“. Od strony Małego Morza wybrzeże jest, jak widziałeś, płaskie, torfiaste.
Tu pan w okularach wskazał jedną ręką na prawo, drugą na lewo i rzekł:
— To Bałtyk, a to Małe Morze. Gdybyś przez nie przeciągnął linję od Kuźnicy — wiesz, gdzie to jest — do Rewy po drugiej stronie, to część Małego Morza, leżąca powyżej tej linji, gdzie na dnie morskiem istotnie ciągnie się ryf podwodny, będzie Zatoką Pucką, bardzo płytką, bo od Kuźnicy w górę przeciętna jej głębokość wynosi zaledwie 7 m. Małe Morze jest trochę głębsze, lecz również niezbyt głębokie, jak wogóle Bałtyk, który w porównaniu z innemi morzami jest płytki, bo jego przeciętna głębokość wynosi zaledwie sto metrów, gdy na innych morzach mamy głębokości nawet i kilku tysięcy metrów. Zaznaczam jeszcze raz, że Zatoka Pucka jest prawie zupełnie słodkowodna, Małe Morze odrobinę więcej słone, zaś sam Bałtyk w porównaniu z innemi morzami zaledwie słonawy, bo gdy na innych morzach zasolenie przeciętne wynosi 3,5%, Bałtyk przy Helu ma 0,7% zasolenia, na wodach fińskich 0,6%, a w końcowych częściach Zatoki Botnickiej zaledwie 0,2%. Musisz o tem pamiętać, bo to między innemi wpływa na ukształtowanie się życia na całym półwyspie.
— A to w jaki sposób? — zawołałem zdziwiony.
Pan w okularach mówił dalej, jak gdyby nie dosłyszał mego pytania.

Hel. Latarnia morska.

— Półwysep zamieszkują rybacy czyli ludzie, utrzymujący się i żyjący wyłącznie z rybołóstwa. Zajmują oni osady: Hel, Jastarnię, Bór, Kuźnicę, Chałupy i częściowo już wielką Wieś, która jednak oddaje się nietylko rybołóstwu, ale i rolnictwu. Wyjąwszy Niemców helskich, rybacy nasi są Kaszubami, ponieważ jednak narzecze ich różni się od innych narzeczy kaszubskich, przeto Kaszubi lądowi nazywają ich Rybakami w odróżnieniu od Beloków naprzykład, czyli Kaszubów z pod Pucka, Lesoków, mieszkających w powiecie kartuskim, Łyczaków z pod Kościerzyny i tak dalej. Za czasów niemieckich byli Rybacy wzięci we dwa ognie, od Helu i od Pomeranji. Starzy po niemiecku nie umieli, mówili tylko po kaszubsku, młodzi po kaszubsku mówili tylko w domu, zresztą porozumiewali się po niemiecku, jedynie w kościele używano wyłącznie polskiej mowy. Dlatego pisać po polsku umieją tu tylko dzieci, dzięki polskiej szkole, starsi piszą po niemiecku, bo inaczej nie umieją, co jednak należy podkreślić, to że wśród rybaków wcale niema analfabetów.
Pan w okularach przerwał i w zamyśleniu przyglądał się półwyspowi, jakby zbierał myśli. Po dłuższej chwili zaczął mówić:
— Patrz! Piaszczysty wał, tu i owdzie łąki, na nich bardzo nieliczne stada krów, ciągnąca się przez cały półwysep czarna smuga lasu, domki, wiosek rybackich, zbite razem, jak stado kur przed burzą, gładkie zwykle, lśniące Małe Morze, za którem rysują się delikatne brzegi stałego lądu, po drugiej stronie przeważnie wzburzony Bałtyk, wzdłuż obu brzegów rozrzucone łódki rybackie, w zatoce czasem białe żagle, na Bałtyku motorówki i kontury dalekich statków, w nocy rzadkie światła latarń morskich... A tam — spojrzyj w stronę Jastarni — ostra, szpiczasta czerwona wieżyczka jedynego kościoła na półwyspie i jedynego na całą Polskę, w którym w „Suplikacjach“ śpiewa się: — I na niewodach naszych błogosław nam Panie! — Oto półwysep Helski, prawie zupełnie nieznana w Polsce kraina rybaków polskich. Piękna, co?

Naprawianie sieci.

— Bardzo piękna! — odpowiedziałem.
— Tak, teraz, w lecie. Ale letnicy, grzejący się w słońcu na gorącym piasku plaży, znają tylko rozkoszny uśmiech morza, w rzeczywistości zaś to cudne, kolorowe morze jest w lecie martwe. Prawdziwe życie zaczyna się na niem, gdy letnicy zbierają się już do wyjazdu, to jest teraz, pod koniec sierpnia, właśnie z nastaniem połowu węgorzy. Znikają wówczas z wiosek rybackich różnobarwne, powiewne sukienki pięknych pań i dzieci, urocza scenerja lata z każdym dniem zmienia się, nabierając rysów coraz twardszych, a na plażę, na której do niedawna dźwięczał tylko wesoły śmiech, wskraczają nowi aktorzy — złowróżbnie warczące fale i rybacy w wysokich nieprzemakalnych skorzniach i w swych ciężkich, czarnych strojach.
— Chciałbym to widzieć! — wykrzyknąłem.
— Wierzę — bo to jest wspaniały, potężny dramat morski, walka rybaka z morzem, najistotniejsza treść tego pięknego zakątka Polski. Tylko, że opowiedzieć go, to rzecz niełatwa.
Pan w okularach znów przerwał, spojrzał na zegarek, zmarszczył brwi i rzekł:
— Muszę się śpieszyć. Powiem ci jeszcze tyle tylko: Rybołówstwo uprawiane przez rybaków półwyspu jest przybrzeżne. Niemcy helscy, popierani jeszcze swego czasu przez rząd niemiecki i Gdańsk, posiadający wygodny port i obficie zaopatrzeni w kutry motorowe oraz wszelkiego rodzaju sprzęt rybacki, wyjeżdżają dalej od innych rybaków na morze i uprawiają rybołóstwo w sposób wprawdzie kosztowny, ale dający niemałe zyski. To są już prawdziwi rybacy morscy. Borowianie, których tonie na zatoce są niedogodne, zmuszeni są do uprawiania rybołóstwa na Bałtyku, skutkiem czego odznaczają się większą śmiałością od rybaków jastarnickich. Żaki stawiają prawie wyłącznie na Wielkiem Morzu, na które wyjeżdżają też w wiatr, podczas którego w Jastarni nikt nosa z domu nie wyściubi. Jastarniame są mało przedsiębiorczy, a za to wygodni, lubią połowy tylko w piękną pogodę na Małem Morzu lub niedaeko brzegu, do czego potrzebne jest odpowiednie następstwo przychylnych wiatrów, któreby im rybę na dogodne miejsce przyniosło. To też są to wielcy znawcy meteorologji rybackiej, powiedziałbym — wiatrowi spekulanci, co się też odbija na ich charakterze i temperamencie. Kuźniczanie nie wyjeżdżają daleko na morze, ale też skutkiem tego, zmuszeni do intensywnej eksploatacji swych toni, łowią na wszelkie możliwe sposoby, nie lekceważąc szczupaków, płotek, okoni i innych ryb słodkowodnych, jak to ro bią Jastarnianie, łowią też zimą węgorze na ościenie w przeręblach. Rybacy z Chałup nie ustępują im co się tyczy przedsiębiorczości, a umieją też łowić w zimie niewodem pod lodową skorupą, gdy ludzie z Wielkiej Wsi znów, skrępowani w swem rybołóstwie rolą, mogą mu poświęcić tylko pozostały od rolnictwa czas wolny i dlatego nic pytając o to, czy wiatr jest odpowiedni czy nie, czy jest prawdopodobieństwo, że ryba będzie, wypływają na morze, ciągną wbrew wszelkim przepisom i — mają najlepsze rezultaty, choć też stosunkowo najwięcej z ich szeregów ofiar morze porywa — bo to są ryzykanci, którzy się z niczem nie liczą. Widzisz: Co wieś, to inny typ rybołóstwa, inne cele, inne fortele i sposoby zależnie od ryb, które znów zależne są od wiatru i zasolenia wody. Bo we „wiku“ to jest w Zatoce Puckiej, poławia się dużo ryb słodkowodnych, któremi nawet Kuźnica nie gardzi, podczas gdy Jastarnia zupełnie się niemi nie interesuje. Do wiku szproty zachodzą tylko przypadkowo lub gdy je przyniesie powstały wskutek odpowiedniego wiatru prąd, tak zwany po rybacku „zoch do wiku“; morze jest tu jak jezioro, w którem czasem pojawiają się nawet pstrągi rzeczne — ale ci sami rybacy mają po drugiej stronie półwyspu Bałtyk i rybolóstwo morskie. Życie całej Bretanji rybackiej możesz poznać w przeciągu roku i opisać w jednym tomie. Tu musiałbyś przez rok siedzieć na półwyspie wogóle, a conajmniej po roku w każdej wiosce — bo w każdej są inne przybory rybackie, inne nazwy, inny sposób stawiania linek, inne zwyczaje i nawet — inny djalekt! No, na mnie czas, do widzenia!
Jeszcze raz spojrzał na zegarek, syknął, skinął mi głową tak, że jego wielkie okulary błysnęły i skierował się ku wyjściu.
— Nie wiecie, kto to taki? — spytałem strażnika na wieży.
— Miona nia pamiętam! — odpowiedział — Wiem, że to uczony pan z urzędu rybackiego w Bydgoszczy.
Trafiłem na dobrego informatora.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jerzy Bandrowski.