Podnieśli nosze. Weszli do sieni.
(Deszcz padał... krople tłukły o dach...)
Jeden świecił im z przodu latarnią.
(... Taniec cieni...)
Ponieśli wdół po lepkich, wyślizganych schodach
Do ogromnej, sklepionej piwnicy.
Nosze stały rzędem.
Coś czarnego mignęło ...przepadło...
Może szczur?... Może cień z ulicy?...
Jeden świecił latarnią.
Przystanął.
Postawili pod ścianą.
Wytarli głośno nosy.
Wyszli.
Klucz zgrzytnął w zamku...
Jeszcze ciche oddalone głosy...
Jeszcze kroki cichnące na górę...
(... Jak myśli... jak myśli...)
Potem turkot po bruku za bramą...
I nic...
Cisza...
Ciemno...
Zostawili SAMĄ, zupełnie SAMĄ...
Samą jedną na uboczu.
Nosze stały szeregiem nieruchome, nakryte.
Noga przy nodze.
Z kąta błysnęła para zielonkawych oczu...
Jedna... Druga...
Wpatrywały się długo, badawczo...
Coś szeleściało po mokrej kamiennej podłodze... ...........................
Na górze paliły się lampy.