Mośki, Joski i Srule/Rozdział jedenasty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Mośki, Joski i Srule
Wydawca J. Mortkowicz
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ JEDENASTY.
Listy rodziców. — Czy Josek nie płakał o szelki? — Ostatnie karty.

Rano piekarz przywozi chleb i listy z poczty. Listy oddaje się chłopcom dopiero po śniadaniu. Bo kto list otrzyma, ten z wielkiej radości już mleka pić nie chce, kto nie otrzyma listu, ten znów mleka nie pije z wielkiego frasunku. A pamiętać należy, że otwarta karta sześć groszy kosztuje, to jest tyle prawie, ile funt chleba; nie tak więc często dostawali chłopcy wiadomości z domu.
Do Rubina pisała matka:
„Kochany synku, cieszy nas bardzo, że się kąpiesz i że nie tęsknisz do domu. Bądź grzeczny i posłuszny, baw się wesoło i wróć zdrów i dobry do kochającej cię matki“.
Takich listów, napisanych po polsku i bez śmiesznych błędów, było niewiele. Ale czyż nie to samo czuł i chciał powiedzieć ojciec Borucha, pisząc do syna:
„Kochany syn Boruch! zawiadamiam ci, że jesteśmy Bogu chwała, zdrowi, czego i ciebie to samo życimy. Ukłon od ojca i matki. Bądź posłuszny, i co cię powią, żeby wykonałeś akkuratnie. Ściskamy się tobie z daleka...“
A w czwartek po obiedzie chłopcy piszą do Warszawy, rozumie się, tylko ci, którzy pisać umieją.
— Proszę pana, niech pan napisze mi list.
— Co napisać?
— Bo ja wiem.
— Napiszę, że jesteś łobuz i bijesz się z chłopakami.
— Nie chcę... Niech pan napisze, czy Josek płakał, że mu zabrałem szelki.
— Toś ty szelki zabrał Joskowi?
— Bo mama kazała; bo moje ubranie podarte, a jego ubranie ma szelki.
— Więc może zapytać się, czy Josek nie płakał, że zabrałeś jego ubranie?
— Dobrze, niech pan pisze...
Pisał Hersz po żydowsku:
„Do moich kochanych rodziców. Po pierwsze piszę, że jestem zdrów i chciałbym wiedzieć, co słychać w domu i ważę 54 funty, i jem 5 razy dziennie, i wszystko wam opowiem i robimy fortecę i kopiemy ziemię, i jabym bardzo chciał wiedzieć, co słychać w domu“.
Były w listach dzieci i pełne troski pytania:
„Czy kochany ojciec znalazł zajęcie, czy Chaim ma robotę i czy co zarabia?“
Bo kiedy chłopiec wyjeżdżał na kolonie, ojciec był bez roboty...
Niektórzy z niepiśmiennych nie mieli zaufania do dozorcy, woleli, żeby im napisał kolega. Kolega napisze, co mu się każe, a dozorca gotów donieść rodzicom, że on wczoraj w kąpieli szedł na środek rzeki, gdzie głęboko, lub goniąc wiewiórkę, nos sobie podrapał. Lepiej ostrożnym być z władzą.
I kolega, rozpytawszy o stosunki rodzinne, pisze, jak z książki:
„Po pierwsze jestem zdrów, i kłaniam się dziadzi, i kłaniam się bratu, i kłaniam się siostrze, i kłaniam się małemu bratu Motce i kłaniam się całej rodzinie. Bądźcie zdrowi i jem pięć razy dziennie, i kłaniam się Abramkowi, i kłaniam się cioci, i kłaniam się wujaszkowi jednemu i drugiemu“.
Kolega odczyta list, okazuje się, że wszystko w porządku.
— Proszę pana, już napisałem.
I kontent: wysyła pierwszy list w życiu...
W czwartym tygodniu pisze karty dozorca:
„Proszę oczekiwać syna na dworcu w czwartek, dnia 20-go lipca, o godzinie dwunastej w południe“.
I dodaje na końcu:
„Był wesół i miły, lubiliśmy go bardzo“.
Przyjemnie będzie dowiedzieć się rodzicom, że dziecko ich zyskało sympatyę obcych ludzi.
— Proszę pana, co pan o mnie napisał?
— Że nie chciałeś jeść kaszy i źle łóżko słałeś, żeby ci w skórę dał ojciec.
— Nie bój się, nauczyciel żartuje tylko — poucza go doświadczeńszy kolega.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.