Mośki, Joski i Srule/Rozdział dwudziesty pierwszy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Mośki, Joski i Srule
Wydawca J. Mortkowicz
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY.
Mały dyżurny chce, by go szanowano — i co z tego wynikło. Niesprawiedliwy wyrok i historya o brodzie, mydle i brzytwie.

Kiedy Geszel Grozowski zawinił, sąd wydał niesprawiedliwy wyrok. A było to tak.
Mały Adamski, jak wiadomo, jest ręcznikowym dyżurnym: pilnuje, aby na każdem łóżku ręcznik wisiał na środku poręczy, a przed obiadem wynosi na werandę trzy ręczniki do obcierania rąk. Mały Adamski zasługuje więc na szacunek, bo jest dyżurnym; a jednak chłopcy nie chcą go szanować, ten i ów umyślnie krzywo ręcznik powiesi, żeby mały się gniewał i miał więcej roboty, — albo nie obmywszy dobrze rąk z piasku, już łapie za ręcznik i brudzi.
— Nikt nie chce mnie słuchać, — żali się mały dyżurny.
Raz w taki sposób postanowił zyskać szacunek: opowiedział bardzo ciekawą historję, że był z ojcem u felczera i widział, jak tam smarowano panom mydłem brody a potem golono brzytwami.
Starsi chłopcy bardzo się temu dziwili.
— Nie, to być nie może, — mówili, — ty nie byłeś z ojcem u felczera.
— Jak mamę kocham, że byłem.
— Wreszcie, może byłeś, ale nie widziałeś, że smarowano tam mydłem brody.
— Właśnie, że widziałem.
— Ale brzytwą ich nie golono.
Mały Adamski zapewniał, że wszystko, co mówi, jest szczerą prawdą, ale chłopcy nie chcieli wierzyć, śmieli się z niego, dalej go wcale nie szanowali i kpili sobie z felczera, brody, mydła i brzytwy.
I oto razu pewnego mały Adamski zauważył, że Grozowski zaraz po obiedzie poszedł do studni i napił się wody. A Grozowskiemu nie wolno po obiedzie pić wody.
— Poczekaj, powiem panu, że wodę piłeś.
Mały Adamski myślał, że Grozowski bardzo się przestraszy, zacznie go prosić, żeby nic nie mówił, i będzie go szanował. A gdyby go szanował Grozowski, napewno już cała kolonia miałaby dla niego szacunek.
Ale Grozowski, zamiast prosić, zaczął go okładać płócienną czapką, a starszego Adamskiego, który przybiegł na pomoc bratu, przewrócił na ziemię i uraził w palec. — (Starszy Adamski ma jeden palec przewiązany szmatką, bo boli go już dawno, i nigdy się pewnie nie zagoi).
O wszystkiem tem dowiedział się prokurator i oddał pod sąd Grozowskiego; a sąd wydał niesprawiedliwy wyrok, bo uwolnił Grozowskiego od wszelkiej kary.
— Jak mogliście wydać taki stronny wyrok? — pytał się prokurator zdziwiony.
— Bo on jest naszym kolegą, — odpowiedzieli sędziowie.
— Mogliście więc nie chcieć go sądzić, wybranoby wówczas innych sędziów dla tej sprawy.
Sam Grozowski wreszcie zażądał, by sprawę jego raz jeszcze rozpatrzeć i by sądzili go ciż sami sędziowie.
— Panowie sędziowie, — zaczął prokurator swą długą mowę, — macie przed sobą trudne zadanie. Z waszego wyroku ma być ukarany chłopiec, który cieszy się waszą przyjaźnią. — Może po raz drugi zechcecie go uniewinnić? — Pamiętajcie więc, że niesprawiedliwy wyrok niszczy zaufanie do sądu. Pomyślcie, co powiedzą ci, którzy przed nieuczciwymi sędziami stawać będą musieli. Powiedzą: „nie wierzymy im, bo jeśli kto ma skrzypce i ładnie gra, wolno mu robić to, czego się innym zabrania“. — Przypominam, że Grozowski dwa dni temu wyrwał piłkę chłopcu, wczoraj nasypał Szatkownikowi piasku za koszulę, a dziś skrzywdził braci Adamskich. Nie oni, a ja go oskarżam, a oskarżam na żądanie samego Grozowskiego. — Grozowskiemu jest przykro, żeście dla niego poświęcili własne dobre imię, przykro, bo go teraz wszyscy mogą posądzić, że przestraszył się kary i sam was o niesprawiedliwy wyrok poprosił. — Omyliliście się i zadaniem waszem omyłkę tę naprawić. — Raz jeszcze powtarzam: niewielka kara milszą będzie dla oskarżonego, niż kłamliwe usprawiedliwienie jego przewinień.
Tym razem wyrok głosił: dziesięć minut kozy.
Grozowski na dowód, że się nie gniewa, obiecał dnia tego długo grać wieczorem na skrzypcach; a że sam w poczuciu własnej winy bez obrazy i bez gniewu odsiedział swych dziesięć minut zamknięcia, był to jego najpiękniejszy koncert kolonijny.
Mały Adamski pogodził się wreszcie z myślą, że jest zbyt młody, by starsi chłopcy go szanowali, i odtąd bawi się już tylko z malcami, którym historja o brodach, smarowanych mydłem bardzo się podobała.
Mały Adamski zrozumiał, że lepiej wśród równych sobie mieć poważanie, niż sięgać zbyt wysoko i cierpieć upokorzenia.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.