Mistrz Twardowski (Oppman)/Rozdział XVI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Artur Oppman
Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Mistrz Twardowski
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1905
Druk J. Cotty
Miejsce wyd. Warszawa — Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XVI.
Jako Twardowski żałuje za grzechy i radby się dyabłu wykpić.

Chyżem skrzydłem czas przelata,
Zmienia w biegu serca ludzi,
Mości pana Twardowskiego
Wszystko męczy, wszystko nudzi.

Nic mu z onej wielkiej sławy,
Nic z dostatków, z pereł, złota —
I pętami płomiennemi
Oplątała go tęsknota.

Tak mu szkoda owych czasów,
Gdy był w bursie żaczkiem małym,
Gdy się duszą swą niewinną
Mógł z aniołkiem równać białym.

Tak mu szkoda dni minionych,
Gdy nie wiedział co to grzechy
Gdy na licach miał rumieńce,
A na ustach miał uśmiechy.

Dziś pożółkła twarz doktora
Jak pergamin zdala świeci,
Dziś postacią jego chmurną
Straszą matki małe dzieci.

Błogi uśmiech, gość nieznany,
Od lat wielu mistrza mija,
A tam w sercu jadem kipi
Nieustannych zgryzot żmija.

Próżno mędrzec zabaw szuka,
Próżno huczne uczty sprawia,
Jego smutnej, nędznej doli
Żadna z uciech nie poprawia.

Najbiedniejszy kmiotek sioła,
Co w lepiance mieszka lichej,
Ma po pracy noc spokojną,
Ma wśród blizkich wieczór cichy.

Li on jeden dniem i nocą
Cierpi męki ponad siły,

Widzi wszędzie twarz szatana,
Czuje wszędzie chłód mogiły.

Już zgrzybiałych jego oczu
Nie radują blaski słońca,
Bo on myśli, że go wkrótce
Noc ogarnie, noc bez końca.

I poczyna szukać drogi,
By okłamać siły wraże,
Chce się modlić, lecz wtem właśnie
Bije północ na zegarze.

Bije północ... Dźwięk za dźwiękiem
Tak ponuro w przestrzeń leci,
Wiatr z łopotem w szyby dzwoni,
A na niebie pełnia świeci.

I odrazu z za przypiecka
Szastu, prastu! coś wyskoczy:
Kozia bródka, krowie rogi,
Ośle stopy, sowie oczy.

Wielkie skrzydła nietoperze,
Jak rozdęte sterczą żagle, —
Sam Belzebub w swej postaci
Przed Twardowskim stanął nagle.

Mości mistrzu! — rzeknie dyablik —
Już za długo czekam na cię,
Osiemdziesiąt lat z okładem
Chyba dosyć, panie bracie?

Już się piekło niecierpliwi,
Już się wszyscy śmieją ze mnie.
Czyż me trudy i starania
Mają przepaść nadaremnie?

Mistrzu! Ty się nudzisz widzę:
Powojażuj trochę sobie,
Nic tak myśli nie odświeża,
Z doświadczenia mówię tobie!

Podróż uczy! Ach! jak uczy!
Podróż bawi! Ach! jak bawi!
Wyjrzyj nieco poza Polskę,
Wnet cię wszystko zaciekawi.

Wiedeń, Paryż, Rzym!... o właśnie!
Rzym! do Rzymu jechać radzę!
Co za miasto! co za dziwy!
Chcesz? Na konia wnet cię wsadzę!

To wstyd, mistrzu, nie znać Rzymu...
Wtem Twardowski jak nie wrzaśnie:

Precz, szatanie! niech cię jasny
Najjaśniejszy piorun trzaśnie!

Nigdy, nigdy jako żywo
Nogą w Rzymie nie postanę!
Zrywam układ! rób co zechcesz!
Ja w Krakowie tu ostanę!

Rób, co zechcesz! kręć łbem chytrym,
Nie wyciągniesz mnie z mej ziemi!
I znów zaklął pan Twardowski
Piorunami siarczystemi.

Dyabeł zmrużył sowie oczki,
Szastnął nogą raz i drugi —
Nie gniewaj się, mistrzu miły,
Zawszem gotów na usługi!

Znów się skłonił niziuteńko,
Kaszlnął, gwizdnął, jak kot prychnął,
Zakręcił się po komnacie
I kominem nagle czmychnął.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Artur Oppman, Józef Ignacy Kraszewski.