Miasto pływające/XXVI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Julijusz Verne
Tytuł Miasto pływające
Wydawca Redakcya „Opiekuna Domowego”
Data wyd. 1872
Druk Drukarnia J. Jaworskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jadwiga T.
Tytuł orygin. Une ville flottante
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXVI.

Nazajutrz, z brzaskiem dnia, pobiegłem szukać kapitana Corsicana. Zastałem go w dużym salonie. Przepędził noc przy Fabijanie. Fabijan był okropnie wzruszony ciosem zadanym mu przez nazwisko męża Ellen’y. Czy tajemniczą intuicyją domyślił się, że Drake nie był sam na okręcie? Obecność tego człowieka, czy objaśniała go o obecności Ellen’y? Nakoniec, czy on odgadł, że ta biedna obłąkana, była to ta sama młoda kobieta, którą kochał od lat tylu? Corsican nie mógł o tem wiedzieć, gdyż Fabijan przez całą noc nie mówił ani słowa.
Corsican kochał Fabijana miłością braterską. Od dzieciństwa trwał zawsze w tem usposobieniu niczem się nie zrażając. Był w rozpaczy.
— Za późno się w to wdałem — rzekł mi. Nim Fabijan rękę na niego podniósł, ja powinien był uderzyć w twarz tego nędznika.
— Byłby to gwałt bezskuteczny, odrzekłem. Harry Drake nie byłby się dał wciągnąć tam, gdzie pan chciałeś. On tylko z Fabijanem chciał mieć do czynienia a katastrofa była nieunikniona.
— Masz pan słuszność — odpowiedział kapitan. Ten łotr dojrzał zamierzonego celu. On znał Fabijana, całą jego przeszłość, jego miłość, Może Ellen pozbawiona zmysłów, odkryła swe tajemne myśli? A raczéj Drake przed ożenieniem nawet dowiedział się może od téj prawéj kobiety, o jej życiu młodzieńczem? Popchnięty przez swoje złe skłonności szukał tego zajścia z Fabijanem zostawiając sobie stronę obrażonego. Ten drab wielkim musi być miłośnikiem pojedynków.
— A tak, — odpowiedziałem — już miał trzy czy cztery nieszczęśliwe zajścia w tym rodzaju...
— Mój kochany panie, — powiedział Corsican, nie pojedynku właściwie lękam się dla Fabijana. Kapitan Mac-Elwin jest jednym z tych, których żadne niebezpieczeństwo nie przeraża. Obawiam się tylko następstw tego zajścia. Jeżeli Fabijan zabija tego człowieka, chociaż tak podłego, otworzy się nieprzebyta przepaść pomiędzy Ellen’ą a Fabijanem. Bóg jeden wie ile kobieta potrzebuje takiego wsparcia, jakie Fabijan zapewnić jéj może.
— Co prawda — powiedziałem, — wbrew wszystkiemu co może z tego wyniknąć, życzyć jednéj tylko rzeczy dla Ellen’y i dla Fabijana powinniśmy, aby Harry Drake poległ, słuszność mamy za sobą.
— Zapewne, lecz trzeba się obawiać i o innych — odparł kapitan, serce mi się rozdziera na myśl, że nie mogłem przeszkodzić temu spotkaniu, choćby z narażeniem życia własnego.
— Kapitanie — rzekłem — ściskając ręką tego poświęcającego się przyjaciela, jeszcze u nas nie byli sekundanci Drake’a. To też choć pod każdym względem masz pan racyją, przecież nie rozpaczam jeszcze.
— Czy masz pan jaki sposób przeszkodzić temu spotkaniu?
— Dotąd żadnego. W każdym razie ten pojedynek, jeżeli ma nastąpić, zdaje się, że dopiero odbędzie się w Ameryce, a nim dopłyniemy, przypadek któren sprowadził to położenie, może je jeszcze pomyślnie zakończy. Kapitan Corsican, poruszył głową, niewierząc w skuteczność przypadku w rzeczach ludzkich. W tymże czasie Fabijan wszedł na schody wychodzące na pokład. Spojrzałem na niego. Bladość jego uderzyła mnie. Rana zakrwawiona w nim odżyła. Przykrość robił swym widokiem. Poszliśmy za nim. Błąkał się bez celu, przywołując tę biedną duszę na wpół unoszącą się ze śmiertelnej powłoki starając się nas uniknąć.
Przyjaźń czasami może być natrętną. To też myśleliśmy z Corsicanem, że lepiéj będzie szanując tę jego boleść nieprzeszkadzać mu. Lecz nagle Fabijan zbliżył się, a przyszedłszy do nas:
To była ona! zawołał ta obłąkana? To była Ellen, nieprawdaż? Biedna Ellen! Wątpił jeszcze i odszedł, nie czekając odpowiedzi, któréj dać mu nie mielibyśmy odwagi.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: Jadwiga Papi.