Metamorfozy (Kraszewski, 1874)/Część pierwsza/XI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Metamorfozy
Podtytuł Obrazki
Wydawca Gubrynowicz i Schmidt; Michał Glücksberg
Data wyd. 1874
Druk Kornel Piller
Miejsce wyd. Lwów; Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


I tak o kilkudziesięciu złotych powędrował chłopak spokojnie ku Wilnu; Kalenica dowiózł go do najbliższego miasteczka, a że się tu nie trafiła fura poszedł pieszo, co go nie zasmuciło wcale. Miał w kieszeni Elzevira darowanego na wyjezdnem przez ekonoma z wsi sąsiedniej, i z niego powoli napajał się Virgilim, nie śpiesząc bardzo a dążąc do celu z ufnością szerokim gościńcem, który wiódł ku starej stolicy.
Trafiało się, że go ktoś podwiózł trochę, to znowu spocząć poprosił, nocował przy kościołach na plebanjach, popasał chlebem i wodą pod szumiącą jedliną, stanął posłuchać ptasząt, siadł poczytać Virgilego, trochę zamarzył, trochę zatęsknił i tak się zbliżył do Wilna. Tu już koło Solecznik spotkał współuczniów, którzy go zabrawszy na żydowską brykę z sobą dowieźli do miasta. Ani na chwilę opuszczone dziecię nie doznało strachu i o los swój niepewności. W Wilnie zrazu ciężej było coś znaleźć, ale mu poczciwa jakaś dusza nastręczyła ubogie dzieci, które dach i chleb dawały za naukę, a to dwoje zapewniwszy sobie, nie wiele więcej potrzebował.
Czem mu najprzykrzej dolegało ubóstwo, to pozbawiając go możności nabywania książek. W ówczesnem Wilnie pełno ich było wszędzie, niezliczone falangi przemyślnych żydków roznosiły je po ulicach; — spotykało się z nimi wszędzie, w rogu Kardynalji, gdy uczniowie wychodzić mieli z uniwersytetu, pod Ś. Janem, w najdalszych miasta zakątkach... Często jeden i ten sam Izraelita handlował sukniami i mądrością narodów, dźwigając podarte mundury i stosy powiązanych woluminów. Cyryll pod pozorem kupna oglądał je ciekawie i nie raz stanąwszy pod bramą, zaoskomiony pragnieniem, drżącą ręką przebierał te drogie zabytki, które niewiedzieć jaki los czekał. Żydzi nie znając się dobrze, prócz na małej ilości znajomszych dzieł, o reszcie sądzić się uczyli od tych co u nich kupowali. Handlarze uliczni wkrótce oswoili się z bibliomanem. który choć kupował rzadko znał się nie źle na wartości towaru, radzili się więc chętnie studenta, i przychodzili doń z nabytemi starożytnościami.
Na lekcje uczęszczał jak najregularniej, a resztę czasu spędzał Cyryll w bibliotece, którą poznawszy, gospodarzył w niej jak niegdyś w szkolnej, jeśli nie rękami to oczyma, spędzając godziny całe nad katalogiem i przy szafach...
Pragnienie nauki uczyniło mu wybór przedmiotu bardzo trudnym; byłby się uczył razem wszystkiego, gdyby na to godzin mogło wystarczyć, ale potrzeba było wybrać jedno, i tem się ograniczyć. Nauczyciele i współuczniowie wskazali mu literaturę i filologję, która go usposobić mogła w przyszłości na profesora...
Najbiedniejszy to z chlebów ludzkich, ale jako powołanie najdostojniejsze; tu potrzeba istotnego poświęcenia, bo lada chłystek lepszego próżnując dobije się bytu, nic nie nagradza pracy, zadanie trudne, przecież miłującemu naukę miłe i słodkie. Cyryll musiał się chwycić pedagogiki, bo ona jedna najłatwiej mogła zbliżyć go do upragnionych książek, i przy nich zatrzymać na zawsze. Zaczął więc studja i zaraz się w nich odznaczył a nie zadowolniony niemi, na prawo i lewo zbijał się z drogi pochwytując co było można, dodawał sobie godziny innych prelekcyj, wkradał się na nie, i w milczeniu szeroki plan przyszłości zakreślał.
Należał on do szczupłej liczby zajadłych akademików, co przerażali nauczycieli niezmordowaną pracą i zapałem, namiętnością z jaką się parli do wrót świątyni.
Co najdziwniejsza jednak, studja poważne, odosobnienie w pracy, suchość zajęć, drobnostkowość ich nie ostudziły w nim wyobraźni, ani spętały myśli. Ilekroć sam z siebie potrzebował coś dobyć, obficie znajdował w sobie nowych pojęć i zdrowych sądów, nie karmił się i nie przejmował cudzem, ale przerabiał na swoje czegokolwiek dotknął.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.