Margrabina Castella/Część czwarta/XXIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Margrabina Castella
Podtytuł Powieść
Wydawca Piotr Noskowski
Data wyd. 1888
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Marquise Castella
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXIV.
Horyzont się zaciemnia.

Rozkład wewnętrzny i ozdobne ornamentacye pawilonu wynajętego przez margrabinę Castella, nie pozostawiały nic zgoła do życzenia, wszystko tu było nowe i w jaknajlepszym guście.
— Nie było nic do zmiany, nic do odświeżenia nawet... urządzeniem tylko należało zająć się tapicerom.
— Joanna tak na nich energicznie nalegała, że w tydzień wszystko już było gotowe; poczem zaraz z nieopisaną radością wprowadziła się tutaj.
Ośm dni upłynęły jej jakby jedno mgnienie oka.
W pośród najrozmaitszych zajęć, zaledwie przypomniała sobie czasami o Prometeuszu paryzkim, o jego pogróżkach i o upływającym terminie do odpowiedzi na list naznaczonym.
Posłaniec wyczekiwał co dzień od dwunastej do pierwszej na wprost hotelu Wilson, ale pani Castella ani na myśl nie przyszło, ażeby mu dać odpowiedź jakąkolwiek.
Dziewiątego dnia rano udała się do pana Chauvelin notaryusza, w celu dowiedzenia się, kiedy stanowczo wejdzie w posiadanie majątku nieboszczyka męża.
Pan Chauvelin przyjął klientkę nadzwyczaj uprzejmie, mimo to spostrzegła ona jednakże pewne w nim zaambarasowanie, którego wyjaśnić sobie nie była w stanie.
Pan Chauvelin zauważył, że niektóre formalności opóźnią jeszcze o kilka dni interes.
— Czy przynajmniej, — odrzekła młoda kobieta, — czy przynajmniej jesteś pan pewnym, że to opóźnienie nie przeciągnie się nad parę dni tylko...
— O! najpewniejszym jestem... — odpowiedział notaryusz bez namysłu, a przynajmniej mam wszelką pod tym względem nadzieję.
— Skoro tak... — odezwała się pani Castella z przymuszonym trochę uśmiechem, — to muszę pana prosić o jednę jeszcze przysługę...
— Jestem na rozkazy pani margrabiny.
— Wydałam w tym tygodniu bardzo dużo, a nadto aby zachęcić do pośpiechu tapicerów, obiecałam zapłacić im należność od razu...
Pac Chauvelin skinął głową potakująco.
— Otóż idzie mi o to, ażeby im dotrzymać słowa...
— Nic naturalniejszego w świecie...
— Dwa razy już byłeś pan łaskaw pozwolić mi skorzystać ze swej kasy... proszę więc pozwól mi sięgnąć do niej i dziś jeszcze...
Pan Chauvelin skrzywił się nieznacznie.
Jakiej sumy potrzebuje pani margrabina?... — zapytał.
— Dwudziestu pięciu tysięcy franków.
— Będę pani służył, — odpowiedział po chwilowem zawahaniu się notaryusz.
Joanna podpisała rewers, zabrała pieniądze i powróciła do domu, ale jakaś niespokojna.
— Widocznie zaszło coś takiego, — mówiła sobie przez drogę, — czego pan Chauvelin nie chciał mi powiedzieć otwarcie.
„To nowe opóźnienie wydaje mi się niezrozumiałem. Jeżeli jestem jedyną sukcesorką, to zkądże jakieś znowu trudności. Gubię się istotnie w domysłach...
„Zresztą i to widziałam dobrze, że zawahał się, zanim mi wyliczył sumę, kompletującą sto tysięcy franków dopiero... A cóż to znaczy te sto tysięcy franków, wobec dwóch milionów, jakie powierzyłam mu do windykacyi i jakich nikt w świecie zaprzeczyć mi nie może.
„To dziwne!... bardzo dziwne!... a bodajby nie nieszczęście tylko jakie!... O! niepewność to najokropniejsza pod słońcem męczarnia!...“


∗             ∗

Niepewność Joanny nie trwała długo.
Nazajutrz rano, gdy hrabia de Credencé przybył na śniadanie, zastał panią Castella bladą i zmienioną do niepoznania.
— Wielki Boże!... — wykrzyknął, co ci się stało margrabino?...
— Co mi się stało?... — odpowiedziała młoda kobieta ponuro, — a dowiesz się o tem zaraz, gdy przeczytasz tylko ten papier...
Mówiąc to podała Raulowi list z datą wczorajszą, list jaki jej z hotelu Wilson odesłano na ulicę Chaussée d’Antin.
Raul przebiegł go oczami i stał się tak bladym prawie jak Joanna.
List był krótki, a zawierał te tylko kilka wyrazów.

Ministeryum sprawiedliwości
Biuro Prokuratora Królewskiego

„Prokurator królewski ma honor upraszać panią margrabinę Castella, o przybycie w dniu jutrzejszym o godzinie pierwszej z południa, do biura jego w Pałacu Sprawiedliwości, dla złożenia pewnych objaśnień w sprawie ważnej, interesów majątkowych wzywanej dotyczącej.”
Raul spojrzał na datę.
— Odezwa wczoraj pisana — rzekł — zatem „jutro” znaczy dzisiaj... — godzina jest jedenasta, za dwie godziny musisz stawić się koniecznie.
Dreszcz przebiegł po ciele Joanny.
— Prokurator królewski!... — Boże wielki!... co on może chcieć odemnie?...
Pan de Credencé spuścił głowę i nic nie odpowiedział.
— Nakazuje mi stawić się w swojem biurze, czegóż on chce odemnie, cóż to za sprawa ważna o której wspomina?
— Nie wiem... nic a nic nie wiem!...
— Raulu ja się boję... ja drżę doprawdy cała!... ale i ty się obawiasz nieprawda?...
— Prokurator królewski zawsze mnie przeraża... przyznaję to — odpowiedział hrabia, wysilając się pa uśmiech. — Na samo wspomnienie tej figury, już mi się robi nie dobrze...
— Czy mogę nie pójść?
— Nie... stanowczo nie możesz tego uczynić...
— Gdybym się nie stawiła na wezwanie, to co by mi za to było?...
— Zaproszenie zaraz by się w nakaz zmieniło, to jest, że gdybyś nie stawiła się dobrowolnie, rozkazano by sprowadzić cię przez policyę.
— Aresztowali by mnie?... — mnie?... mnie?... margrabinę Castella!...
— Bez najmniejszego namysłu...
— Skoro tak — krzyknęła młoda kobieta — to uciekam... — uciekam natychmiast!... — Ja chcę i muszę być wolną za jaką bądź cenę...
— Zmiłuj się Joanno, uspokój się! — odpowiedział odzyskawszy krew zimną Raul. — Nie trzeba przesadzać położenia, które jest z pewnością mniej groźne, niż przypuszczamy w pierwszej chwili. — Nic nam nie wskazuje grożącego niebezpieczeństwa.
— Jednakże to wezwanie?...
— To wezwanie; zredagowane w formie tak wyjątkowo grzecznej, wzmiankuje tylko, że prokurator chce się z tobą widzieć, aby cię poprosić o pewne objaśnienia tylko...
— Objaśnienia?... — ale jakie?...
— Przypuszczam, że testamentu dotycze...
— Czyżby Raymond, chcąc się zemścić, oskarżył mnie, żem przedstawiła testament fałszywy?...
— Obawiam się, że ten nędznik popełnił taką nikczemność, zanadto mu czyniłem honoru, utrzymując, iż nie jest do tego zdolnym...
— W takim więc razie, jestem zgubioną!... — i to zgubioną bez ratunku! — odezwała się margrabina, załamując ręce.
— Zgubioną?.. co też ty mówisz Joanno?... wcale nie jesteś zgubioną...
— Jakże zdołam zrzucić z siebie oskarżenie?...
— Samo przez się upadnie, bądź tego zupełnie pewną, jeżeli potrafisz zachować się spokojnie i z godnością. Denuncyacya nie jest napewno podpisaną, bo jak rozumiesz dobrze, Raymond nie zechce oddać się sprawiedliwości, dla tego, aby zgubił ciebie...
— Rozumiem to — odrzekła pani Castella — jeżeli jednak mnie zadenuncyował, to w takim razie i ciebie...
— To nie ulega wątpliwości...
— A ty się nie narażasz?...
— Przeciwnie, więcej od ciebie, ale zaraz dzisiaj zabezpieczę się i ukryję, aż do rozwiązania sprawy.
— Naucz mnie, jak się mam zachować, bo doprawdy list ten odebrał mi przytomność i nie mogę myśli zebrać!
— Sposób zachowania się twojego, jest zupełnie prosty. Nie wiesz nic czego żądają od ciebie... nie rozumiesz o co cię oskarżają — odpowiadasz na pytania prokuratora z uprzejmą godnością — z godnością wielkiej damy, czującej zimną pogardę dla nieznanych oskarżycieli, do których nie przypuszczasz, aby przywiązywano wiarę.
Joanna zrozumiała swoję rolę, czuła, że ją odegra z prawdziwą sztuką komedyantki i już przewidywała zwycięztwo,
Joanna zjadła pospiesznie śniadanie — ubrała się bardzo skromnie ale nadzwyczaj gustownie — i o w pół do pierwszej pojechała do pałacu sprawiedliwości.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.