Listy o Ogrodach/List IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Listy o Ogrodach
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



LIST IX.

Ogrody Chińskie, tak jak i państwo, mało przedtem znane były : najwięcej w tej mierze przyłożyli się do poznania kraju tego Missyonarze Jezuici, umieszczeni w stolicy przy dworze cesarskim, jako nadworni astronomowie. Między innemi wiadomościami nie zaniedbali i ogrodów tamtejszych; obszerne ich są opisania. Najstosowniejsze w tej mierze jest dzieło, które przetłumaczyli rymotworcy tamtejszego See-makouang, który swój własny ogród tak opisał :
« Niech inni stawiają pałace, aby w nich zasklepiali troski, okazywali wyniosłość swoję : jam sobie na osobności obrał miejsce, abym odetchnął z przyjaciółmi; dwadzieścia morgów ziemi dostarczają żądaniu mojemu. Wśrodku jest gmach dość obszerny, w nim pięć tysięcy xiąg złożyłem, abym mógł czerpać z mądrości radę, i przestawać niekiedy z starożytnością. Od południa wśród kręto płynącej rzeki, na wyspie wznosi się gmach drugi; strumyk ze wzgórków przyległych spadający na wzór stopy tygrysa, ma pięć przedziałów, i bujają po nim łabędzie.
« Na brzegach pierwszego upływu, który spadki mnogiemi mruczy, jest skała, na której szczycie chłodnik, aby z niego cieszyć się wdzięcznym owym widokiem, gdy jutrzenka rumianym blaskiem orzeźwiająca porę w następnym słońca wejście zapowiada.
« Drugi spływ dzieli się na dwie części, i pomimo krzewiste różami sadzone uliczki płynie : te galeryą otaczają i czynią wysepkę, której brzegi, rozmaitych farb piaski i muszle zdobią. Część jedna wyspy ma gaik z drzew, w każdym czasie utrzymujących zieloność swoję : tam w cichym zakącie jest z słomy i trzciny rybackie mieszkanie. « Inne części strumyka, jakby szły na wyścigi, czasem się oddalają od siebie, niekiedy prawie łączą : ożywiają zaś swojemi biegi kwiecistą murawę, łączą się nakoniec w zaciśnieniu brzegów skalistych, i tam się wsparłszy w biegu, spadają z szumem.
« Na północ od pierwszego gmachu, rozmaite są altany, jedne na wzgórkach, drugie na dolinie, i miły sprawują widok.
« Od wschodu, łąkę rozmaitym osadzoną kwiatem, kończy i zasłania od wiatrów północnych lasek starożytnych cedrów; ustawiczną wiosną to się miejsce zaszczyca, zefir go przyjemny ożywia i chłodzi.
« Z drugiej strony jest gaik granatów, pomarańczy, cytryn, miły owocem, wdzięczny kwiatem. Wśród łąki jest mały wzgórek, nieznacznie się krętą ścieżką nań wchodzi do chłodnika, z którego się cała okolica najlepiej wydaje. Od zachodu ulica jest zasadzona schylonemi na dół wierzb wzniosłych gałęźmi, wiedzie do spadku strumienia ze skał; pieczara w nich zrazu wązka i ciasna, dalej się znacznie, jako gmach ogromny rozszerza i wznosi, z boku ma oświecenie : w niej w największy upał chłód przyjemny orzeźwia szukających schronienia i odpoczynku : strumyk spadający miłem mruczeniem bawi i wpada w przyległe jezioro, które skały osłaniają, i czynią miejscem najsposobniejszem do kąpieli.
« O jak miła jest ta osobność! Wysepki małe jakby wzrastały wśród wód, pełne są drzewa i trzcin wzniosłych, ptastwa mnóztwo w klatkach umieszczone, z miłą rozmaitością wydawa odgłosy, te zaś po skałach odbijające się echo powtarza. Z żalem się to miejsce rozkoszne porzuca, a gdy ścieżka nieznaczna na szczyt najwznioślejszej skały doprowadzi, z altanki tam wystawionej, zadziwiający patrzących odkrywa się widok. Wspaniały bieg rzeki Kiang, rozmaitemi kręty wsi nadbrzeżne ożywia i kształci; niezliczonemi czółny okryta rzeka, daje poznać mnóztwo nadbrzeżnych mieszkańców, pola żyznym plonem okryte, płodność ziemi i dogodną uprawę.
« Znudzony pracą, gdy się od xiąg odrywam, wsiadam w czółno, i korzystam z wdzięków ogrodu mojego. Niekiedy mnie rybołowstwo zatrudnia, a myśl w zdradnym na wędzie osadzonym powabie, znajduje to co i nas łudzi.
« Uzbrojony łukiem, czatuję na króliki ostrożniejsze od czatującego, znają niebezpieczeństwo i kryją się przed zabójcą.
« Zbieram woniejące kwiaty dla miłego zapachu, lekarskie zioła i rośliny dla ich zbawiennego użytku : osłabione upałem gdy skrapiam, czuję rozkosz dobroczynności. Zasilają mnie z zasadzonych i pielęgnowanych ręką moją drzewek owoce, miłe iż skutkiem są własnej pracy.
« Zastaje mnie częstokroć zachód słońca gdy się przypatruję gniazdeczkowi ptasząt i czułości ich w pielęgnowaniu płodu. Wschodzi xiężyc, i noc przy srebrzystym jego promieni rozpostartych blasku; ponurą wprawdzie, ale wdzięczną i tkliwą widokom nadaje postać. Mruczenie spadków wody, szelest liści, z któremi wiatr igra, zatapia w myślach i czułe przysparza wzruszenia. Iskrzące się wypogodzonego nieba gwiazdy, późno mnie w noc zatrzymują, i ledwie się oderwać mogąc od takich widoków, wracam do domu. Zastaję w nim nieprzykrzące się przyjaciół towarzystwo. Nim sen siły wzmoże, przy skromnej wieczerzy, z nimi używam darów słodkiego posiedzenia, i wówczas gdy nędzna, bo czcza dworaków zgraja, używa przemyślnej w zbytkach rozkoszy, potwarzą się czerni, i kształtem wzajemnie oszukiwa; my wzywamy wsparcia mądrości, i ku niej nasze zwracamy oczy. Daje się ona postrzegać, ale, niestety! jak w ciemnej mgle okryta, rozpędza ją cierpliwe, a stałe usiłowanie; a wówczas najposępniejsza z pierwszego wejrzenia osobność, stawa się niewyczerpanej rozkoszy źródłem. Ojciec, małżonek, obywatel, czuję wielkość obowiązków moich. Odrywam się od ciebie rozkoszne ustronie : miłość ojczyzny, krwi związek, przyjaźni ponęta do miasta wabi; zachowaj wdzięki twoje naówczas, gdy znużony dworszczyzną, na spoczynek i ochłodę do ciebie powrócę. »




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.