Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego/List X

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan III Sobieski
Tytuł Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1883
Druk K. Piller
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LIST X.
W obozie pod wsią Szenau na gościńcu Preszowskim nad Dunayem mil trzy od Wiednia (17go Września.)

Jedyna i t. d. — Narzekano kiedyś za Rzymian na Annibala, że zniósłszy woysko ich, zażyć wiktoryi nie umiał. Mybyśmy zaś umieli; ale czy nie chcemy, czy Bóg nie pozwala, widząc niewdzięczność naszo za tak wielkie nam pokazane łaski, czy też iest coś w tem, czego my rozumieć nie chcemy. Myśmy tu w przedzie, a przed nami ieszcze mil kilka P. Starosta Łucki z Panem Strzałkowskim[1], ścieląc trupem drogi, niewolników Tureckich trzodami po szlaku y gościńcu zbierayąc. Woyska Cesarza JMci. y inne stoyą za nami o milę tylko od Wiednia. My dziś daley w imie boże ruszymy: oni pewno ieszcze zostaną. Xże. Saski powrócił iuż y z swem woyskiem nazad, pokazawszy znacznie swóy dysgust y ressentiment; któremu wczora na pożegnanie posłałem dwóch koni bogato ubranych, dwie chorągwie Tureckie, czterech więźniów, dwie śliczne farfurze, y bogatą zasłonę dla żony. Szablę we złoto iego Generałowi Gulczowi oprawną, zdobyczną; y temu officyerowi który mię żegnać przyieżdżał, konia dobrego. Z niewymowną to przyiął wdzięcznością, ale ieszcze większem podziwieniem, że ich ten upominkuie, którego samego tu upominkować było potrzeba.
Z Cesarzem JMcią widzieliśmy się też przed wczorem, t. j. le 15me, który po moiem się ruszeniu od Wiednia, w kilka godzin zaraz do miasta przyiechał. Ja tedy nie spodziewaiąc się z nim iuż widzieć, ponieważ ieszcze przed potrzebą ustawicznie go obiecywano, ode dnia do dnia, od godziny do godziny odkładano, posłałem z komplimentem y powinszowaniem JM. Xiędza Podkanclerzego[2], dawszy mu znak jeden Wezyrski na pamiątkę szczęśliwej naszéy wiktoryi. Zbliżywszy się tedy JMX. Podkanclerzy pod miasto, stanął w iakimści pustym ogrodzie, czekaiąc na przyjazd Cesarski, bo go był poprzedził; a tymczasem tak grzeczny Chorąży iego Jaskulski, który ten znak niósł za nim, postawił gdzieś ten znak tak nieostrożnie y niedbale w ogrodzie, że mu go ukradziono; z którą wiadomością dogoniono mnie iuż o dwie mile; tak aż drugi, którym był dla siebie zostawił, musiałem posłać. Ale takich mam ieszcze dwa. Przenocowawszy tedy JMX. Podkanclerzy na burku, czyli na bukszpanie, bo go do miasta nikt nie prosił, (ale my y téy podobney nocy mieliśmy ze cztery,) nazajutrz rano do miasta wiechał. Tymczasem Gałecki[3], o północy iako szalony przybiega do mnie od Pana Szawgocza, że Cesarz wielce utrapiony, że przez JMXdza Podkanclerzego mówić z nim chcę, a on nie z oratorem moim, ale ze mną samym rozmówić się chce: aby tedy pisać do JMX. Podkanclerzego, aby się zatrzymał aż do dalszego èclaircissement, co to i dla czego się dzieie? To expedyowawszy, aż w godzin dwie znowu przybiega P. Szawgocz. Dla Boga, omyłka się stała! C’ est le mal entendu Pana Gałeckiego, który powiedział, że X. Podkanclerzy będzie od Króla perorował, nie sam Król z Cesarzem mówić będzie. Widząc tedy że drwią, y że Żyda grzebiono pod tym pretextem, powiedziałem, że „ia z Monarchami y z Xiążęty, y innemi według potrzeby sam mawiam. X. Podkanclerzy odpowiada tylko odemnie Kommissarzom, miastom, kapitułom y t. d.; zaczem niepotrzebny wasz skrupuł. Ale powiedzcie mnie, czego wy potrzebuiecie, czego chcecie, y czemu koło płota chodzicie? Podobno to wam o prawą idzie rękę: ale na wszystko znaydzie się sposób, tylko się zwierzyć potrzeba“. Odpowiedział Pan Szawgocz, że tak iest, że Cesarz JMć tem się turbuie, że prawey ręki dać nie może, ile teraz przy Elektorach, którzy reprezentuią les États de l’  Empire. Dałem mu tedy sposób, że się tego dnia z woyskiem ruszę: skoro tedy Cesarz zbliżać się będzie, wyiadę od woyska ku niemu, y przywitamy się na koniach, y staniemy przeciwko sobie; ia od mego woyska, a on od swego y od Wiednia; on między Elektorami, a ia między swoim synem, Senatorami i Hetmanami. Przyięli tedy ten sposób z wielką ochotą, y tak się stało.
Przyiechał Cesarz z samym tylko Elektorem Bawarskim, bo iuż Saskiego nie było; kilkadziesiąt z nim kawalerów dworskich, urzędników y ministrów: drabanci za nim, trębacze przed nim, et des valets de pied sześć albo ośm. Son portrait nie opisuię, bo iest znaiomy. Siedział na koniu gniadym snadź hiszpańskim. Juste aucorps na nim bogato broderowany; kapelusz francuski z zaponą y piórami białawymi y ceglastymi; zapona szafiry z dyamentami; szpada takaż. Przywitaliśmy się tedy dosyć ludzko; uczyniłem mu komplement kilką słów po łacinie; on tymże odpowiedział ięzykiem, dosyć dobrymi słowami. Stanąwszy tedy przeciwko sobie, prezentowałem mu syna swego, który się mu zbliżywszy ukłonił. Nie pociągnął Cesarz nawet ręką do kapelusza; na co ia patrząc, ledwom nie strętwiał. Toż uczynił y wszystkim Senatorom y Hetmanom, y swemu allié Xciu Woiewodzie Bełzkiemu[4]. Nie godziło się iednak inaczej, aby się świat nie skandalizował, nie cieszył, albo nie śmiał, ieno ieszcze kilka słów mówić do niego, po których obróciłem się na koniu, pokłoniwszy się wspólnie, y w swą pojechałem drogę. Jego zaś P. Woiewoda Ruski poprowadził do woyska, bo sobie tego życzył; i widział woysko nasze, które okrutnie było żałosne, y głośno narzekało, że im przynaymniey kapeluszem tak wielkiey ich pracy y straty nie nagrodził.
Potem się widzeniu, zaraz tak wszystko się odmieniło, iakoby nas nigdy nie znano. Odiechali od nas y Szafgocz, y Ablegat, który się zaraz po potrzebie tak odmienił, żeby go żaden przed tem go znayący nie poznał; bo nietylko że pyszny, że stroni od wszystkich, ale ieszcze gada, upiwszy się, des impertinences. Prowiantów żadnych nie daią, na które Oyciec Ś. przysłał pieniądze do rąk JMXdza Bonvizego[5], który się został w Lincu. Poseł Hiszpański, który tak barzo pragnął audyencyi, y iuż to był u mnie otrzymał, że na audyencyi prywatnej miano mu było dać stołek, teraz się nie odzywa. Chorzy nasi na gnoyach leżą y niebożęta postrzeleni, których barzo siła; a ia na nich uprosić nie mogę szkuty iedney, abym ich mógł do Preszburku spuścić y tam ich swoim sustentować kosztem. Bo nietylko im, ale mnie gospody a przynaimniey w niey sklepu za moie pieniądze pokazać nie chcieli, aby było złożyć z wozów tych, od których konie pozdychały. Ciał zmarłych na tej woynie zacnieyszych żołnierzów w kościołach w mieście chować nie chcą, pokazuyąc pole, albo spalone po przedmieściach pełne trupów pogańskich cmentarze: którym zaś w mieście grobu pozwolą, trzeba nietylko pieprzem, ale y solą dobrze osolić! Pazia za mną o cztery kroki iadącego, uderzył okrutnie Dragon fuzyą w nos y twarz, y srogo okrwawił. Skarżyłem się zaraz Xciu Lotaryńskiemu; żadney nie odebrałem sprawiedliwości. Drugiemu także za mną iadącemu opończę moyę wydarli: wozy nam rabuią; konie gwałtem biorą, które zostawione za górami, teraz za nimi przychodzą. Raitarów moich kilku przy działach nieprzyiacielskich zostawionych, które w kupę zbierać, a potem równie się niemi dzielić rzekliśmy sobie, lubo ia ie sam prawie wszystkie pobrał, odarli z płaszczów, na których cyfry moie były, z sukien y koni obnażyli; y tu żadnego na świecie nie uznawamy ukontentowania.
Wczora po południu posyłałem mon Capitaine Okar do Xcia Lotaryńskiego, pytaiąc się, co wzdy iuż uradzili, co czynić daley będziemy? gdyż konie nasze iuż daley nad 6 dni nie wytrwaią, a ieśli deszcz, uchoway Boże, nad trzy. Jakoż to iest tak pewna, jak że słońce świeci, nigdyśmy w tak złym nie byli razie. Kieby nas był obóz turecki nie posiłkował obrokami, iużbyśmy byli wszyscy zostali pieszo. Takie to iest nieszczęście, że drobiny słomy nie dostanie, ani takiey trawy, coby gęś na niey pożywić się mogła. Ziemia tylko sama czarna została od wielkości woysk pogańskich, a będzie ieszcze tego mil kilkanaście, ieśli nie uczynią miłosierdzia, że nam na Dunaju nie postawią mostu, abyśmy iako nayprędzey w kray nieprzyiacielski wniść mogli, gdzie pożywienia dosyć. Oni nas zaś zwłóczą ode dnia do dnia, a sami wszyscy w Wiedniu siedzą, zażywaiąc tychże podobno swych gustów y plezyrów, za które ich P. Bóg sprawiedliwie karać chciał. Tedy tego Xcia Lotaryńskiego zastał u Komendanta Wiedeńskiego, gdzie iedli y pili. Obadway go dosyć na zimno przyięli y z niczem odprawili, sprzeczaiąc się tylko, że „wy bierzecie prowianty“, których oko tu niczyie nie widziało, ani o nich ucho słyszało. Nasłuchał się tam różnych dyskursów, mów pełnych niewdzięczności. Na ostatek, że Polacy cisną się dla pożywienia do miasta, aby z głodu nie umierali, postanowił Komendant iuż ich dziś nie puszczać, i kazał na nich ognia dawać, a to za to, że któryś strzelił w bramie, co mu konia wydzierano. Jam teraz tam posłał Xdza Hackiego Jezuitę, zabieraiąe chorych, y aby ich wykupił z gospody, a potem aby naiął pod nich statek, y aby ich za nami wodą spuścił pod Preszburk. Ja dla rzeczy moich ledwom się wprosił do OO. Jezuitów; y to osobnego na nie nie chcieli dać miejsca, ani pod regestrem odbierać. Tak się tedy to na bożą zostawiło łaskę.
Racz-że to tedy Wć m. s. wszystko opowiedzieć JXdzu Nuncyuszowi: ieżeli za taką naszą akcyą, gdzie tak wiele zacney trupem padło szlachty, powinniśmy odpadać od koni, a potem być pośmiewiskiem? Pisał X. Kardynał Bonvisius, że na 100.000 woyska na ośm dni przygotowany prowiant; a teraz nas zawiódłszy, suchem ieszcze na zgubę naszą patrzą okiem, ani się tu nam nikt od niego nie odezwie: bo co o Rządzców Cesarza JMci, ciby podobno y to nam odięli, co mamy. Druga rzecz; a cóż po tey wiktoryi, kiedy w ziemie nieprzyiacielskie nie idą, y nas wprzód zgubią, niżeli tam dojdziemy? Jesteśmy teraz tu właśnie, iako zapowietrzeni: nikt się do nas nie pokaże; a przed potrzebą przecisnąć się było w tak wielkich moich niemożna namiotach. Wiemy że Ojciec Ś. daje, że i sreber kościelnych nie żałuje; że y prywatni ludzie składaią wielkie summy; a na cóż się to zeidzie? By też y dano potem, iuż te konie co pozdychały y pozdychaią, pewnie nie zmartwychwstaną. Bóg widzi, że y człowiek umiera tysiąc razy na dzień, uważaiąc tak szczęśliwe okazye, pogody tak śliczne: bo tu gorąca teraz daleko większe, niżeli u nas podczas kanikuły. Cokolwiekeśmy hażardowali, uczyniliśmy to wszystko w nadzieię obietnicy Ojca Ś.; a teraz żałośnie nam tylko wzdychać przychodzi, patrząc na ginące woysko nasze, nie od nieprzyiaciela, ale od naywiększych, którzyby nam być powinni, przyiacioł naszych.
Przyiechał też P. Giża z Absalonem do mnie od Tekolego, któryby wszystko dla mnie uczynił, y na słowo moie. Daię o tem znać Cesarzowi. Ichm-cie nie dbaią widzę teraz iuż na nic: znowu się do dawnej wrócono pychy, i podobno tego, że iest nad nami Pan Bóg, nie uważaią. — Ja się dziś daley ruszam, lubo w takiż ieszcze albo większy głód; ale przynaymniey dla tego, aby się oddalić od tego Wiednia, gdzie do naszych strzelać postanowili, y posyłamy tam pod miasto, y chorych zbierać, y zdrowym y żywności tam potrzebuiącym zjeżdżać (kazać), aby zaś do iakiey nie przyszło konfuzyi. Kiedy się tam różni żołnierze przy bytności Okara skarżyli Xciu Lotaryńskiemu, że tego w bramie odarto, albo wóz rozbito, albo konia wydarto, to na to nic, tylko „poznaway sobie“. Co moment przybiegaią Towarzystwo z płaczem, iako im ich rabuią miiaiące Wiedeń a za nami idące wozy. W koniach powodnych wielką ponoszą y w rynsztunku szkodę. Stoimy tu nad tymi brzegami Dunayskiemi, iako kiedyś lud izraelski nad Babilońską wodą, płacząc nad końmi naszymi, nad niewdzięcznością tak nigdy niesłychaną, i że tak pogodną nad nieprzyiacielem spuszczamy okazyą.
Obraz tu ieden cudownym sposobem dosyć dostał mi się, o którym historya na osobney, karcie. — Owego P-a Stadnickiego z fuzyą dotąd tu nie widać. Nadiechali P. Woiewoda Bracławski[6] y P. Wda Bełzki[7] iuż po potrzebie. — Posyłamy tam Xdza Szumlańskiego, którego Wć m. s. prezentuy Xdzu Nuncyuszowi. Nie bawić go tam; bo on tam w Ukrainie y do Wołoch będzie barzo potrzebny. Nasi owi Tatarowie, co sokoły nosili, dokazuią; więźniów wodzą, a poczciwie y wiernie się sprawuią. Marco d’Aviano święty y poczciwy człowiek płacze patrząc na te rzeczy, a czyni co może w Wiedniu, aby ich te tam Bady zagrzał, y do jakieykolwiek przywiódł rezolucyi. — Mniszka iedna w Rzymie wyprorokowała, że 25me d’Aout miano bić Turków; iakoż to ten był dzień, kiedy Xże Lotaryński z Panem Marszałkiem Nadwornym napędzili Turków w Dunai przed przyiściem moiem.
Z listów tych moich, każ Wć m. s. gazety koncypować; ale tego nie pisać na co się tu skarży; a to trzymaiąc się starego wierszyka Kochanowskiego:

Nie źle czasem zamilczeć, co człowieka boli,
By nie rzekł nieprzyiaciel, że cię mam po woli.

To tylko pisać, że Kommissarze Cesarscy zawiedli woyska w prowiantach, na które Oyciec Ś. tak wielkie ordynował summy; że mostu nie masz; que l’armée souffre beaucoup; y że woyska Cesarskie bawią się ieszcze pod Wiedniem; że Saxońskie poszło nazad; że Król w przedzie; że iego leksza kawalerya w tropy idzie za nieprzyiacielem; że kieby nie to spustoszenie tak wielkie kraiu, dla którego nieprzyiaciel y sam ginie y rzuca wszystko, nogaby ich nie uszła; y że Król ustawicznie posyła do Cesarza, aby co prędzej w nieprzyiacielską wchodzić ziemię, żeby ze dwie fortec razem obledz, póko ieszcze czasy pogodne; Tekoli przysłał Posłów do mnie, chcąc wszystko uczynić, ale na niczyie tylko moie słowo; y tym rzeczy podobne.
Naszych z tąd siła się napiera nazad, y zatrzymać to będzie z trudnością. Jedni z srogimi zdobyczami wymykaią, drudzy dla głodu koni, (bo co dla siebie, nabraliśmy u nieprzyiaciela dosyć pożywienia), trzecim się przykrzy woina, czwarci maią różne sprawy y potrzeby. — Całuię zatem wszystkie śliczności y mile ściskam nayśliczniejszego ciałeczka Wci s. m. jedynego. — A Mr le Marquis et à ma soeur mes baisemains. — Niech się Xna JMć gotuie barzo wstydzić za Pana Zierowskiego y iego Ablegatów. Powiedzieć jej, że tu wszystkę okolicę wypalono, y faworytę, i Laxemburg; ieno się ieden został pałac, gdzie były lwy; dla tego, że tam przed półtorastą lat stały namioty Sulimanowe.
Z tey okazyi przepomniałem Wci s. m. tego oznaimić. Ruszywszy się od Wiednia, szedłem sam przy przedniej straży; z kąd obaczywszy na dole wielki zamek niezepsowany, pytałem, co za zamek, powiedziano mi, że to ten, gdzie lwy chowaią. Jechałem tam tedy, aliści usłyszałem zbliżaiąc się, że tam strzelaią. (To trzeba opisać w gazecie.) Posłałem się dowiedzieć, coby to było takowego, aliści mi daią znać, że kilkudziesiąt Janczarów, którzy już późno w noc wyszli z aproszów Wiedeńskich, zamknęli się tam w iedney wieży, spodziewaiąc się, że Wezyr przyidzie do rekollekcyi, y tu się znowu powróci, a że Niemcom żadną miarą poddać się nie chcą. Jakoż iuż siła ludzi byli nastrzelali, a onych chyba miną by z tamtąd wyrzucić było potrzeba. Kazałem im tedy o sobie powiedzieć, y tak zaraz na imie moyę wyszli, y zdrowo zaprowadziłem ich aż do swego obozu. Ale co większa, zastałem tam z 50.000 worów sucharów Tureckich, które z tamtąd do obozu na każdy dzień wożono.
18 Septembris, P. S. — Moie iedyne serce, przepomniałem ieszcze w liście dołożyć o nieboraku Doktorze Pecorinim, który iest barzo poczciwy człowiek, y zda się fort habile. Aby tedy tem ochotniey służył woysku, y ia z mego własnego skarbu pozwoliłem mu kontentacyą, iako to Wci s. m. dobrze wiadomo. Teraz X. Hacki Jezuita, którego to Starszym uczynił X. Nuncyusz nad l’hopital, nie chce wiedzieć o nim, ani go zażywać, powiedaiąc, że X. Nuncyusz nie położył mu go na regestrze. Trzeba tedy o to mówić z X. Nuncyuszem, bo tu nie tylko rannych, ale chorych srodze wiele. Wszystka się prawie starszyzna rozchorowała na dyssenteryę y gorączki: nie z fruktów pewnie, bo tu ich nie masz, ale z srogiego niewczasu, z nieiedzenia, y z srogich gorąc, y że tylko piciem prawie ludzie pięć albo sześć dni żyli, mało sypiaiąc y to chyba na ziemi a pod niebem. Siła się ich też barzo wraca, którym zabronić nie podobna, bo cale a cale tego niewczasu znieść nie mogą. Tey nocy umarł P. Wilczkowski Porucznik P-a Starosty Sandomirskiego[8], który mię nabawił wielkiego kłopotu y zgryzoty, dla konkurencyi o te, które miał z dóbr królewskich drobiazgi. Nie chorował ieno cztery dni na dyssenteryą.
Myśmy tu dziś ieno trzy mile od Preszburka. Znaleźliśmy tu, za osobliwą prawie łaską bożą po trosze siana dla koni, na wyspach Dunajowych, y po polach cokolwiek niedokoszonych hreczek. Trupów po drogach pełno; osobliwie przy iedney tu przeprawie, położono ich do 2.000, tak nasi, iako y chłopi z zameczków. Nie możem tedy dotąd z tych zaraźliwych wyniść smrodów. Woyska Cesarskie y inne niemieckie ieszcze się nie ruszyły za nami z pod Wiednia. Jako daley mamy continuer la guerre cale nie wiemy, bo tam sami radzą bez nas. Wczora miałem komplimenty przez listy od Posła Hiszpańskiego y od Xcia Anhalta, który ieszcze kończy swoie negocyacye z Cesarzem, imieniem Xięcia Brandeburskiego. Do Pana Koniuszego[9] wskazał Rezydent, że z nim mówił d’Arak[10] Koniuszy Cesarski, żeby się przymówić Królowi o pięknych parę koni dla Cesarza, a Cesarz się też oddaruie parą też swoich koni. Dosyć dobry kompliment; a lubo iuż sam prawie nie mam na czem jeździć, przecież się starać każę w woisku, kiedy mię P. Bóg na to powołał, aby mnie wszyscy byli obligowani, a ia nikomu, tylko samemu P. Bogu. Naszych siła zostało w Wiedniu; P. Woi-da Wołyński[11] chory trochę, y innych wielu. Pan Podstoli Koronny[12] Pan Woj-da Pomorski[13], P. Chorąży Koronny[14], kręcą się tam czegoś w Wiedniu koło Dworskich.
W gazetach, moia duszo, przydać, (ieno nie w tych, w których będzie excerpt z listu mego do Wci moiey duszy), że Forval[15] iest na rezydencyi przy Tekolim na tem mieyscu, gdzie miał być Du Vernay[16]. Między rzeczami cudownymi y to niemnieysza, że iesteśmy tu iako błędni iacy. Spodziewaliśmy się, że to tak należało, że się mię spytaią, albo spytać każą, iako daley prowadzić tę woynę? Aliści, ani pytano, ani przysłano. Gdyby powiedzieli, że nas nie potrzebuią, a sami robić co przynaymniey z swej chcieli strony, tobym ia gdzie poszedł urwać też co na swą stronę. Adio, adio, cor mio. O nieprzyiacielu nie mamy inney wiadomości, tylko że ucieka prosto tą drogą ku Belgradu gdzie ich Cesarz, dniem y nocą, rzucaiąc wszystko po przeprawach.







  1. Strzałkowski był starostą lityńskim.
  2. X. Podkanclerzy Jan Gniński, pierwej podskarbi nadworny koronny, potem wojewoda hełmiński. Po śmierci żony swojej Doroty Jaskólskiej, złożył województwo, do stanu duchownego wstąpił, i podkanclerzym koronnym w roku 1680 został. Wystawił własnym kosztem chorągiew usarską na tę wyprawę.
  3. Gałecki, kuchmistrz koronny, podpułkownik pułku dragonów królowej. Później kasztelanem kaliskim, później jeszcze poznańskim został. Umarł wojewodą poznańskim w roku 1709. Zostawił z Dzieduszyckiej, wojewodzanki podolskiej, córkę która panną umarła.
  4. Wojewoda Bełzki, Konstanty książę Wiśniowiecki, syn Janusza, koniuszego koronnego, z Eugenii Tyszkiewiczównej, wojewodzianki wileńskiej, zrodzony. Krewnym był cesarza Leopolda przez zaślubienie arcyksiężniczki Eleonory królowi Michałowi. Z pierwszą żoną Mniszchówną żył bezpotomnie, z drugą Chodorowską, podkomorzyną lwowską, dwóch synów i córkę zostawił.
  5. Kardynał Bonvizi, nuncyusz papiezki, o którym wyżej było.
  6. Wojewodą Bracławskim był Mikołaj Sapieha, syn Jana, hetmana polnego litewskiego, z Herburtównej zrodzony. Umarł w roku 1685, zostawiwszy dwóch synów: Jana i Pawła z Anny Charlęskiej, miecznikowej wołyńskiej.
  7. Wojewoda Bełzki. Jan Aleksander Koniecpolski, syn Krzysztofa, wojewody bełzkiego, zrodzony z Konstancyi Stanisławskiej, kasztelanki halickiej. Pojął za żonę Elżbietę Febronią, córkę Rzewuskiego, podskarbiego nadwornego koronnego, z którą żadnego nie zostawił potomstwa. Umarł w roku 1720 wojewodą sieradzkim, ostatni swego domu. Na nim wygasło imię Koniecpolskich tak sławne w dziejach ojczystych. Miał tenże Koniecpolski pięć cór, które wszystkie do klasztoru wstąpiły.
  8. P. Starosty Sandomirskiego Lubomirskiego, o którym wyżej było.
  9. P. koniuszego koronnego Marka Mafczyńskiego, o którym wyżej było.
  10. Ferdynand Bonawentura hrabia Harrach.
  11. Wojewoda wołyński Sieniawski.
  12. Podstoli koronny Stefan Grudziński, jak metryka koronna świadczy, objął ten urząd roku 1677. W roku 1685 Dalerak Aleksandra Przyjemskiego podstolim koronnym nazywa.
  13. Wojewoda pomorski. Denhof, o którym pokilkakrotnie wzmianka była.
  14. Rafał Leszczyński, z krajczego, którym już był w roku 1678 na chorążego koronnego postąpił w r. 1683.
  15. Forval, rezydent francuski przy Tekolim, wspomina o nim Dalerak.
  16. Duverney, o którym już wyżej wzmianka była.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan III Sobieski.