Kiedy nareszcie zaśniesz, piękna pomrocznico, W głębinie mauzoleum czarno-marmurowej, Co wystarczy ci tedy za strojną alkowę, I kiedy dół wilgotny ci będzie łożnicą.
Kiedy zimnym uściskiem marmury pochwycą Piersi twej cud i serce twoje purpurowe... Gdy wzbronią mu snów dawnych żądną snuć osnowę, A stopom biedz gościńców miłosnych tęsknicą...
Mogiła, powiernica snów moich tajemnych, (Bowiem mogiła zawsze poecie jest zwierna) W tych nocach, co nie znają snu — długich i ciemnych,
Rzeknie: Cóż ci, miłości kapłanko niewierna, Żeś nie zaznała — za czem płaczą zmarłych oczy? I czerw ci jak serdeczny wyrzut — ciało stoczy.