Legenda o Bożem Narodzeniu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Jan Perłowski
Tytuł Legenda o Bożem Narodzeniu
Podtytuł z wieczoru wigilijnego w klubie polskim
Wydawca Klub Polski
Data wyd. 1916
Druk Impr. Réunies S.A.
Miejsce wyd. Lozanna
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
WYDAWNICTWA KLUBU POLSKIEGO
W LOZANNIE



II
J. Perłowski



LEGENDA
O BOŻEM NARODZENIU


1916







Z WIECZORU WIGILIJNEGO
W KLUBIE POLSKIM






Jest podanie, że gdy Chrystus Pan rodził się w stajence, ziemię przebiegł dreszcz, skryty a radosny, podobny do tego jaki budzi się w sercach, gdy po szarudze zimowej nadchodzi wiosna. Gwiazdę Pańską ujrzały wszystkie, najdalsze ludy i z krajów nieznanych poczęły dążyć do Betlehem gromady pielgrzymów, idąc bez lęku i bez zmęczenia przez dzikie pustkowia bo twarze ich były zwrócone ku promiennemu niebu. Wiatr spokojny rozchylał zarośla na ich drodze, a zwierz drapieżny wychodził z kryjówki i kładł się na uboczu, z oczami pełnemi pokory i żalu. W dobie tej śmierć skryła się za wrotami Bożego świata, wąż wślizgnął się pod skały, i z nim razem zapadł się grzech, a kruki zerwały się stadem i uleciały poza czerwone chmury na zachodzie i z ziemi znikły także lęk, ból i smutek.
Gdy nadszedł wiekopomny wieczór, sinośc przejrzysta okryła wzgórza Judei, a na skalnej równinie spotkały się w półmroku długie zastępy ludzi, ciągnących z krajów tak dalekich, że nieraz baśń nawet nic o nich nie słyszała. W blasku strzelistym gwiazdy bielały dziwne, niewidziane szaty, lecz wszyscy choć obcy pozdrawiali się w milczeniu życzliwem skinieniem głowy, a każdy miał na twarzy wyraz wielkiego szczęścia. Wśród traw sciernistych i mrocznych drzew oliwnych posuwali się wolno, mężczyźni wiodąc zaprzęgi, kobiety prowadząc dzieci za ręce. Z dali, z wyżyn Hebronu, szedł cichy powiew i niósł zapachy wschodnich krzewów, a czasem koń idący w tłumie zarżał z lekka, gdy go zaniepokoił olbrzymi cień wielbłąda. I szli tak długo, zespoleni, a nawzajem siebie nieświadomi, bo w noc tę cudną ludzie mieli jedną duszę na całe chrzesciaństwo.
Wtem, nieoczekiwanie, w powietrze wzbiły się roje rozświergotanych ptaków i pomknęły chyżo, jakgdyby na spotkanie jutrzni. Opodal, przy drodze, ukazała się otwarta brama stajenki i światłośc, od której zadrżały serca, poczuły bowiem że to światłośc wiekuista. Więc tłum cały, bez niczyjego rozkazu, wzniósł chórem ogromną pieśń, radosną kolędę, a taka była boskośc tej pieśni, że choć spiewali w różnych językach, to przecie wszystkie głosy zlewały się w jedno i grzmiały jak organy podczas ofiarowania. W żłobku leżał Chrystus-Dziecko, wsparty o ramię Przenajświętszej Panny, a nad główką Jego unosił się blask podobny do tych kręgów złocistych, co migocą przy słońcu po fali jeziora. U boków żłobka stali aniołowie w śnieżystych szatach, a skrzydła ich raziły jasnością, jak w czasie żniw białe obłoki na lsniącem niebie. Tuż klęczał Sty Józef w purpurowym płaszczu i ręce trzymał nabożnie na piersi, zupełnie jak na obrazie w sandomierskim katedralnym kościele.
Pierwsi podeszli trzej królowie, Kacper, Melchior i Baltazar, i nachylali głęboko kwieciste turbany i klękali na ziemię z wielką wspaniałością, aby całować nóżkę Dzieciątka Jezus. Poczem składali dary: trzos pękaty złotych cekinów i dwie drogie puszki, pełne kadzideł i mirry. Chrystus Pan uśmiechał się do nich miłościwie i błogosławił drobną rączyną, ale ofiary nie przyjął.
«Zabierzcie dary, mówił z dobrocią, bogactwa Moje są nie z tego swiata. A to czem tak godnie uczciliście Moje Narodziny, niech się pleni obficie na ziemi waszej, dla was i dla wszystkich waszych potomków.»
Tak mówił Chrystus, aby sprawdzało się do końca wieków, że Bóg zwraca ludziom z nawiązkiem to co Mu oni dają z czystego serca. I dlatego aż po dziś dzień dużo jest złota i wonności w muzułmańskich krajach, w Turcyi, na górach Libanu i w dalekiej Arabii.
Po bogobojnych królach zbliżali się inni. Książęta murzyńscy nieśli wielkie kły słonia, a białka ich oczów świeciły jak ta kośc słoniowa. Szli i hanowie perscy i dźwigali złotolite makaty, szli kupcy z wysp indyjskich i składali perły drogocenne. Moskal trzymał oburącz błamy gronostajów i soboli, a Włoch przedstawił obraz bardzo piękny, z wyobrażeniem Zwiastowania Najświętszej Panny. Stawili się i Holender i Francuz i Niemiec przemyślny, każdy pragnął darować pracę rąk swoich, każdemu Chrystus łaskawie błogosławił, lecz wszystkim dawał z kolei tę samą odpowiedź.
I dlatego, dziś jeszcze, wszędzie w tych ziemiach wielkie jest bogactwo i pełno tam sprzętów, tkanin i przeróżnego dobra.
A gdy sunął tak orszak wszelkich narodów, z tłumu wystąpił człowiek w białej sukmanie, o płowych włosach, o postaci dorodnej i wzniósł do góry glinianą misę, a na niej bochen chleba i wielki, soczysty plaster miodu. Tak podszedł do żłobka, z ufnością wielką, ukląkł u stóp Maryi Panny i wyciągnął dary ku Chrystusowi. Uśmiechnęła się radośnie Boska Dziecina, bo szczere było serce tego człowieka, a miód polski lśnił piękniej od złota i pachniał wonniej od kadzidła i od mirry. Więc Jezus mały zwrócił się do Matki, ucieszony serdecznie, i z dziecinną a boską dobrocią kazał obdzielić wszystkich dokoła, ażeby wszyscy zakosztowali tej najwyborniejszej na ziemi słodkości. Zatem każdy zbliżał się do Bogarodzicy i przyjmował wdzięcznie łaskę swego Pana, każdy podziwiał, aż w końcu miodu nie stało; a wtedy zmartwił się Jezusek, bo tylko jednemu Polakowi nie mógł zwrócić darów.
«Oto został chleb tylko, rzecze mu z żalem, lecz żeś mniej dostał od drugich, nich ci za to na drodze do ojczyzny świeci gwiazda która cię do Mnie przywiodła.»
I dlatego aż do dni naszych na ziemi polskiej mało jest słodkości, a dużo goryczy. Lecz kiedy naród polski dąży do Ojczyzny, to wie że go prowadzi Chrystusowa gwiazda......


1916.J. Perłowski.


IMPRIMERIES RÉUNIES S. A. LAUSANNE.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Perłowski.