Król Maciuś na wyspie bezludnej/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Król Maciuś na wyspie bezludnej
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1923
Druk Drukarnia Naukowa w Warszawie
Miejsce wyd. Warszawa — Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Pierwszy strzał armatni padł o godzinie drugiej minut dwadzieścia w nocy. Kanonada trwała do godziny trzeciej. Wyrzucono trzysta sześćdziesiąt pocisków. Poczem załoga trzech okrętów wojennych wylądowała, żeby stoczyć walkę z ludożercami. Ale nie tylko wszyscy ludożercy byli rozszarpani na drobne kawałeczki; jeszcze i trzech białych królów było zabitych, pięciu lekko rannych. Bo jeden pocisk, kiedy okręt trochę się pochylił, uderzył w lewą oficynę hotelu. Z okrętu jest o wiele trudniej celować, bo się kiwa. W lewej oficynie hotelu mieszkali najmniej ważni królowie; ale zawsze bardzo to było nieprzyjemne.
Bum-Drum i Klu-Klu znikli. Ale napewno ich przyłapią, na morzu, bo dziewiętnaście okrętów miało polecone objechać morze między Afryką i Fufajką i rozstrzeliwać wszystkie łodzie z ludożercami.
Tak pomścili biali królowie śmierć Kampanelli. Aby raz na zawsze odeszła ochota czarnym djabłom wtrącać się do spraw białych. Biali mają telegraf bez drutu, biali mają armaty, głupi przypadek zdarzył, że dostali się bezbronni w łapy ludożerców. Ale niech nie myślą... I Maciuś też niech nie myśli, że zapanował nad całym światem. Ładnie by świat wyglądał pod rządami Maciusia.
Królowie po tajnem posiedzeniu wysłali depeszę z rozkazem do floty, żeby natychmiast przybyła na ratunek. Nie zapomnieli dodać, aby prócz wojennych, przyjechał jeden okręt handlowy z jedzeniem; bo ludożercy zjedli zapasy niedużej wyspy i wypili wszystko z piwnic hotelu. A odbywać narady i jeść rybki, szczególniej po tylu ciężkich przejściach — to nie dla królów interes.
Królowie byli w doskonałych humorach. Bądź co bądź, przeżyli ciekawe chwile; teraz do końca życia mogli opowiadać, jak w walce z czarną rasą omal nie zostali pożarci. Historja o nich nie zapomni. O dawnych królach tyle w historji ciekawych przygód wojennych: niech i o nich napiszą.
— Czy nie można wpisać do protokułu, że trzej zabici królowie i trzej ranni, byli, niby nie przez armaty, a tak, w walce?
— Protokułu fałszować nie wolno — sucho odparł lord Pux.
— To nie fałsz — obraził się król. — Gdyby nie dziki napad tych afrykańskich małp, nie byliby przecież zginęli.
Lord Pux nie odpowiedział. Chmurny otworzył posiedzenie.
— Królowie — mówi młody król. — Przypominam, że prosiłem, aby Maciusia nie nazywać królem. Proszę to oddać pod głosowanie.
— A ja proszę oddać pod głosowanie, aby młodego króla nazywać tylko następcą tronu; bo wczorajsze gazety doniosły, że naród zmusił starego króla, aby znów wziął koronę — spokojnie powiedział Maciuś.
Zrobiło się zamieszanie.
— Szkoda czasu na kłótnie.
— Nie przewlekajcie narad.
— Jak się przyczepiać do głupstw, nigdy nie skończymy.
— Mnie się synek urodził.
— Ja muszę operować ślepą kiszkę.
— Moja ciotka zachorowała.
— Dziś wieczór wyjeżdżam. Mam dosyć tego dobrego.
— Maciuś, czy król Maciuś, wszystko jedno: niech gada, czego chce.
— Tak, Maciuś...
— Król Maciuś... Niech powie...
— I kończyć nareszcie!
Tak wołają królowie jeden przez drugiego.
Pux kazał dać książkę z protokułem sądu nad Maciusiem i czyta:
— Na stronicy dwunastej zapisano, że stolica odbiera Maciusiowi tron i koronę, ale niżej czytamy dopisek: „Z postanowieniem bandy zdrajców i tchórzów, którzy zaprzedali kraj — nie zgadzam się. Jestem i pozostanę królem Maciusiem Pierwszym“. Na stronicy tysiąc czterdziestej trzeciej, dwunasty wiersz od góry, zapisano w protokule, co następuje: „Jeden z podpisanych na papierze o zabraniu korony, rzucił się na ziemię, objął nogi Maciusia i płacząc, wołał: „Królu ukochany, przebacz moją podłą zdradę“. Widzimy więc z protokułu — ciągnął Pux — że ani sam Maciuś, ani nawet ci, którzy go zdradzili, nie przestali uważać Maciusia za króla. A więc król Maciuś Pierwszy Reformator zechce zabrać głos i postawić swoje warunki.
Zrobiło się tak cicho, że słychać było odległy szum morza. Królowie przygotowani są, że Maciuś zażąda bardzo wiele i trzeba się targować. Więc nie miało granic ich zdumienie, gdy Maciuś powiedział:
— Ja Maciuś Pierwszy, bardzo zawiniłem. Przezemnie wielu ludzi zostało zabitych, rozszarpanych przez dzikie zwierzęta, zatrutych, a nawet zjedzonych. Moja prababka Zuzanna wstąpiła do klasztoru, ja chcę jechać na bezludną wyspę. Panować nie chcę, królem zostaję. Odebrane kraje mają być zwrócone. Jeżeli młody król będzie się upierał, niech weźmie port z powrotem i niech nie robi łaski. Przywracam granice, jakie miał mój ojciec, żeby nie mówili, że zmarnowałem dziedzictwo przodków. A naród niech wybierze prezydenta.
— A co dla dzieci?
Maciuś zmarszczył brwi, zagryzł wargi, milczy.
— Może ja za Maciusia odpowiem? — wtrącił się smutny król. Jestem jego przyjacielem, więc wiem, co myśli. Maciuś jest bardzo zmęczony. Pragnie pomyśleć w spokoju o tem, co widział i przeżył, a jak odpocznie na bezludnej wyspie, powie wszystko na nowej naradzie królewskiej.
— Doskonale — wołają uradowani królowie. — Król Maciuś jest zmęczony, musi odpocząć. Ale i nam należy się odpoczynek, bośmy się zmęczyli obradami; musimy wrócić do domu zobaczyć, co się dzieje, bo ministrowie pewnie nie mogą sobie dać rady bez nas. A przytem kości nas bolą, jakeśmy tyle godzin byli związani afrykańskiemi sznurami i leżeliśmy na kupkach.
Lord Pux nie był zadowolony. Ale był mądry. Widzi, że jest nieporządek: wszyscy wstali z miejsc, gadają bez zapisania do głosu, razem, że nawet w protokule nie można porządnie notować, ale co robić? Panował nad sytuacją, a teraz już nie panuje: królowie go się nie boją.
— Ależ wasze królewskie moście, trzeba urządzić głosowanie.
— Niech nam lord nie zawraca głowy, bierzemy Maciusia na okręt handlowy i zjemy razem pożegnalne śniadanko.
Biorą Maciusia pod pachę, — prowadzą.
Maciuś trochę się opiera, ale nieprzyjemnie odmawiać, kiedy proszą. Wszyscy tacy zadowoleni. Tak go lubią. Zupełnie jak koledzy.
Ile razy spotykał się Maciuś z królami czy ministrami, wogóle z dorosłymi, — zawsze było tak, że on niby jest dziecko, a oni dorośli. A tu pierwszy raz jakby zupełnie równi. Dawniej gdy był dla niego ktoś dobry, Maciuś nie wiedział, czy mówi naprawdę, czy go się boi; a teraz widzi, że go lubią i wcale się nie gniewają.
Maciuś myśli, że jednak dobrzy ludzie królowie. Jakby ich pierwszy raz widział dopiero. Niema żadnej ceremonji ani etykiety. Śmieją się. Lecą z górki na pazurki, gonią się. Król Malta udaje ludożercę.
— Maciuś musi się z nami na pożegnanie upić. To nic, że mały, ale dzielny. Co tu gadać. Jeżeli ktoś jest reformator, to już nie mały, tylko wielki. Niech żyje król Maciuś.
Na okręcie handlowym zastali porozstawiane stoły. Pełno butelek z winem i koniakiem, arakiem i likierami. Całe półmiski smacznych rzeczy, całe kosze owoców.
Sadzają Maciusia na pierwszem miejscu. Napełnili kieliszki.
— Za zdrowie Maciusia!
Orkiestra gra hymn narodowy. Piją, jedzą, a Maciuś z nimi. Co wypije, zaraz mu dolewają.
— Niech żyje Maciuś Pierwszy!
— Niech żyje Maciuś Wielki!
Całują się z nim, każą mówić po imieniu. Maciusiowi kręci się w głowie, ale mu strasznie wesoło. Śpiewa i tańczy ze wszystkimi.
— Sam powiedz, najdroższy Maciusiu, czy nie przyjemniej przyjaźnić się z białymi królami? Jak odpoczniesz na bezludnej wyspie, wrócisz do nas. Będziesz żył, jak wszyscy królowie — wesoło, bez zmartwień. Dawniej potrzebne były wojny, bo królowie mieszkali w zamkach, otoczonych murami, i nudziło im się. A teraz mamy dosyć zabawy. Wypijemy za wieczną przyjaźń.
Wypili.
— Wypijemy za reformy.
Wypili.
— Wypijemy za prawa dla dzieci.
Znów wypili.
Ale nie było między nimi Puxa, ani młodego i smutnego króla, bo zostali w sali obrad i pisali protokuł. I strasznie się kłócił smutny król z młodym. Ten chce tak, a ten chce inaczej.
— Nie chcę tak — woła młody król. — Niech będzie, jak postanowił Maciuś.
Widzą, że niema zgody. Każdy napisał inny protokuł.
— Niech Maciuś sam wybierze, który chce, i niech podpisze.
Dobrze. Wsiedli w łódkę, jadą na okręt handlowy; a tam wszyscy pijani. I Maciuś też. Z nikim nie można się dogadać.
Złapali ich królowie, ściskają, całują, dziękują, że napisali protokuł. To śpiewają, to zaczynają płakać, że ich mało co ludożercy nie zjedli, to znów, że smutny król gardzi nimi i pić nie chce.
Wyrwali protokuł młodego króla — podpisali, że tak właśnie dobrze. Potem podpisali protokuł smutnego króla: tak dobrze.
— Czy warto się kłócić o głupstwa. Nawet lepiej, jeśli królowie poplączą. Bo potem ministrowie mają zajęcie, żeby wszystko poprawić i doprowadzić do porządku.
— Vivat, niech żyje protokuł. Vivat lord Pux, który posiedzenie doprowadził do końca. Vivat młody król. Vivat smutny król. Kochajmy się. Niech żyje Maciuś Reformator.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.