Kordecki (Kraszewski, 1852)/Tom piérwszy/IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Kordecki
Podtytuł Powieść historyczna
Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1852
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom piérwszy
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IX.

Tegoż dnia spotkał oddział szwedzki poseł, od Stanisława Warszyckiego kasztelana Krakowskiego, niegdyś dobrze znajomego Wejhardowi, ale dziś w przeciwnym stojącego obozie, z listem do niego wyprawiony.
Zakonnicy błagali Kasztelana o opiekę, a Warszycki postanowił sprobować wszelkich środków i prośbami usiłował zmiękczyć Czecha katolika aby nie napadał Częstochowéj i myśl jéj szwedom odradził.
Wejhard odebrał pismo i przeczytał je z miną zwyciężcy; prośba ta świadczyła o przestrachu jaki rozsiewał, uśmiechnął się połechtany nią, ale się razem do zemsty rozżarzył. Posłańcem był jeden z xięży Paulinów, Hjacynt Rudnicki, profess, młody człowiek wielkiego zapału i gorliwości, na którego twarzy malowała się niezachwiana ufność w Bogu i odwaga niezłomna. Wrzeszczewic spójrzał nań tylko i pogardliwie odparł:
— Powiedzcie Kasztelanowi, niech rusza, jeśli mu się podoba, na odsiecz świętemu miejscu przez nabożeństwo, bo wojsko królewskie nadciąga, i burzy którąście na głowy wasze naprowadzili sami, nic teraz odwrócić nie może...
Chciał cóś mówić Rudnicki, ale Wejhard odwrócił się od niego.
Miał i drugie pismo od zakonników do Sadowskiego Rudnicki, bo znano go ze ślachetniejszego charakteru, i choć był luteranin, nie wahali się Paulini prosić go o radę i opiekę.
Zakonnik wypatrzył chwilę, gdy półkownik Sadowski był sam jeden, i podkradł się ku niemu z pismem Przeora.
Zmarszczył się Czech, rozpieczętowując list, przeczytał z uwagą i po chwili milczenia — rzekł do oczekującego professa:
— Niema żadnéj rady, któraby od was wojsko już przeciw Częstochowie odwróciła i musicie się poddać; poddała się cała Polska. Jedno tylko, żeby waszą ufność zawdzięczyć, powiem wam. Opierajcie się jak możecie, nie drażniąc nieprzyjaciela zuchwalstwem, traktujcie a traktujcie zwlekając, podawajcie coraz nowe warunki, wymyślajcie sobie powody przeciągnienia i starajcie tymczasem wyforsować jak najdogodniejsze artykuły.
To powiedziawszy Sadowski pożegnał żywo Rudnickiego, który śpiesznie odszedł.
List Paulinów tyle tylko sprawił, że Sadowski w ciągu drogi, usiłował wszelkiemi sposoby zrazić Millera od przedsięwziętego zdobywania Częstochowéj, obawiając się gwałtownego charakteru jego, w razie zdobycia. Ile razy Miller zahartowany do niewczasu, ale lubiący wygodki, klął słotę i zimno, Sadowski wpół żartem, wpół serjo, radził mu się wrócić, obiecując sam z X. Hesskim i Wejhardem, dobyć tego, jak oni zwali, kurnika.
— Wielka ci sława przyjdzie z tego, panie generale! powtarzał Millerowi, jeśli dobędziesz klasztoru i zwyciężysz mnichów, a cóż za wstyd okrutny, jeśli ci się niedadzą!
— Jakto być może! krzyczał w passyi generał — ja zniszczę ich ze szczętem... kamień nie zostanie na kamieniu...
Wejhard przeciwnie, podbudzał Millera i łatwém malował mu zdobycie, a z Sadowskim spierał się do zniecierpliwienia: ale jako człowiek przedewszystkiém dbający o okazanie dobrego wychowania, i jak to wówczas zwano polityk, nawet gniew okazywał tylko grzecznem choć bolesném szyderstwem.
Wysłani na wszystkie strony w pogoń żołnierze, za panem Lassotą popowracali z uwiadomieniem, że ślachcic ku Częstochowie się wykradł, ale tak jechał pośpiesznie, mając kilkanaście godzin przed niemi, że go dopędzić i schwytać nie było sposobu.
Wojsko szwedzkie połączone z oddziałem xięcia Hesskiego, powolnie posuwało się ku Częstochowie.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.