Kochanek Alicyi/VIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Kochanek Alicyi
Wydawca A. Pajewski
Data wyd. 1886
Druk A. Pajewski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Emilia Śliwińska
Tytuł orygin. L’Amant d’Alice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VIII.
Avatar.

Zaledwie drzwi zamknęły się za baronem von Hertzog, hrabina de Nancey, która hamowała się aż do tej chwili, padła na krzesło. Naprężone jej nerwy rozmową, której byliśmy świadkami, rozprzęgły się całą potęgą. Osłabienie fizyczne i moralne zwalczyło energiczną naturę tej kobiety tak silnej, i zaczęła płakać jak dziecko.
— Ludzie ci wiedzą o wszystkiem... — szepnęła. — Jesteśmy zgubieni!
W każdym innym wypadku, Blanka Lizely, hrabina de Nancey, byłaby się bez obawy stawiła na to sam na sam z jego ekscelencyą, będąc pewną, że potrafi dać opór miłosnym jego zaczepkom, że ośmieszy germańską jego galanteryę, słowem, że zdoła być panią położenia.
Tym razem jednak na nieszczęście, położenie to brało nad nią przewagę.
Niezawodnie policya pruska uwiadomioną została, że spiskowiec Gregory ukrywał się pod nazwiskiem hrabiego Ladonoff. Niezawodnie rząd króla Wilhelma został zaskoczony pytaniem o wołocha, przez francuzkiego ambasadora w Berlinie. Człowiek stanu miał władzę robić poszukiwania, lub też sparaliżować je rozkazując agentom policyjnym niezgrabnie go szukać...
Więc nie trudno było ocalić księcia, ale za jaką cenę?
Blanka nie mogła i nie powinna uchodzić za kurtyzankę. Jakkolwiek zła i winna, popełniła ona tylko dwa błędy w życiu.
Kochała Gregorego. (Czy ta miłość tkwiła w sercu, czy tylko w wyobraźni, nie wiadomo, dość, że wątpić o niej było niepodobna). Ale myśl dania mu powodów tej miłości przez zaprzedanie się człowiekowi stanu, była dla niej wstrętną.
Jakkolwiek podziwiała w dramacie Wiktora Hugo poświęcenie Maryi de Lorme oddającej się Laffemas’owi dla ocalenia głowy od gilotyny drogiego jej Didier, sama nie czuła się zdolną do podobnego bohaterstwa.
Jednakże zdecydowała się na oznaczoną schadzkę...
Cóż się na owej schadzce dziać miało?
Niemcy w interesach są poważni, miłość jest także dla nich rodzajem interesu, jest tylko cokolwiek zabawniejszym jak inne, oto wszystko.
Jego ekscelencja nałoży cenę na towar, po wytargowaniu zaś, trzeba będzie zapłacić gotówką. Jak wybrnąć z tego?
Blanka nadaremnie ściskała oburącz głowę i szukała gorączkowo, chorobliwie — nic odpowiedniego znaleźć nie mogła. Zupełne niepodobieństwo wtajemniczenia w to księcia, podwajało jeszcze jej rozpacz.
Pewna że Gregory uwiadomiony o zuchwałej propozycyi barona von Hertzog w imieniu jego ekscelencyi, poszedłby bez najmniejszego namysłu i bez obliczenia następstw, wyzwać człowieka stanu i że zgubiłby się tym sposobem bezpowrotnie, postanowiła ukryć przed nim wszystko.
Nie mamy ani pretensyi, ani chęci uczynić bohaterki z pani de Nancey, lecz kobieta która kocha i cierpi skutkiem miłości, jest zawsze i w każdym razie godną pożałowania, a hrabina cierpiała bardzo.
Musimy jednak pospieszyć z objaśnieniem, że jakkolwiek strach i cierpienia jej opierały się na gruntownem rozumowaniu, prawdziwego ku nim powodu nie było. Ci ludzie wiedzą wszystko! — mówiła sobie Blanka.
W istocie zaś nie wiedzieli nic, a przynajmniej to co wiedzieli, nie mieściło w sobie nic, coby mogło źle wpłynąć na położenie wołocha.
Poprzedniego wieczora, człowiek stanu, zachwycony pięknością cudzoziemki, chcąc wiedzieć co to za jedna, kazał jechać za nią. Wysłany w tym celu powrócił wynotowawszy sobie nazwisko: Hrabia i hrabina Ladonoff.
W pięć minut potem wysłano telegram z żądaniem objaśnienia, do dyrektora policyi w Petersburgu.
Hrabia Ladonoff, autentyczny rossyanin i prawdziwy hrabia, serdeczny przyjaciel wołocha, któremu pasportu swego pożyczył. Można się łatwo domyślić natury objaśnień, jakie w kilka godzin później wysłano do Berlina.
Oto ich treść:
„Nic potem, z dobrej rodziny. Odepchnięty przez swoich, za kompromitowanie czcigodnego ich nazwiska. Rossyi zamieszkiwać nie może, skutkiem niezliczonej liczby czyhających nań wierzycieli. Za granicą żyje z kart, z operacyi giełdowych czasami szczęśliwych, częściej z oszustwa. Posądzają go o oszukaństwo w grze. Zresztą piękny mężczyzna, dobrze wychowany, gentleman w całem słowa tego znaczeniu, szczęśliwy do kobiet każdego rodzaju. Kawaler, nie mający zamiaru żenić się, i ściśle strzeżony przez francuzką policyę.“
Kawaler.
Zatem hrabina Ladonoff była urojoną hrabiną, jakaś ładna francuzka nie wiele warta, łatwego charakteru i cnoty, wiedząca czego się trzymać pod względem moralności kochanka, który pozwolił nosić jej swoje nazwisko.
W przeszłości człowieka jak Ladonoff, mieściła się zapewne nie mała liczba zdrożności nieznanych, a dostatecznie ważnych, których odkrycie mogło pociągnąć smutne dla niego następstwa.
Nie ulegało zatem wątpliwości, że aby nakłonić pseudohrabinę do uległości, wystarczało zrodzić w niej obawę, zwłaszcza, jeżeli kochała swego przyjaciela.
To nam tłomaczy dokładnie prosty plan jego ekscelencyi, i wizytę pana von Hertzog u hrabiny de Nancey.
Blanka jednakowoż nie świadoma tego wszystkiego, cierpiała i bolała najnaturalniej w świecie.
Dzień upłynął powoli i smutno. Nadszedł wieczór, wreszcie noc. Gregory nie wracał...
Młoda kobieta zapytywała siebie z przestrachem, czy nie wpadł już w ręce policyi, pomimo przyrzeczenia danego baronowi, że w następnym dniu uda się do prywatnego domku jego ekscelencyi...
Wreszcie z wybiciem godziny dziewiątej, drzwi otworzyły się raptownie, a Blanka zerwała się z miejsca wydając okrzyk zdziwienia.
w obec niej stanął człowiek podobny do Gregorego, lecz nie on, i zdawał się być młodszym o jakich lat dziesięć.
Mężczyzna ten był wzrostu wołocha, rysy miał podobne, takież spojrzenie, lecz podobieństwo na tem się kończyło. Wiemy, że włosy i wąsy księcia były koloru hebanowego, a cera brunatna, prawie oliwkowa.
Nowoprzybyły miał zaś skórę różowo-białą, niezmiernie delikatną i odpowiadającą jasno blond włosom.
— Kto pan jesteś? — zapytała młoda kobieta patrząc ze zdziwieniem na ten dziwny, a niedokładny sobotwór swego kochanka. — nie zameldowawszy się przedtem i nie wiedząc czy przyjmuję?
Gość uśmiechnął się pod wąsem i rzekł:
— Więc nie zgadłaś, że to ja? Wyśmienicie, tyle się nie spodziewałem.
Blanka usłyszawszy głos mężczyzny, utraciła wszelki cień wątpliwości.
— Ty! — zawołała — więc to ty jesteś.
— Najzupełniej! — odpowiedział wołoch. — Któżby jeżeli nie ja? brata bliźniego nie nam.
— Co to znaczy to przebranie?
— Słuchaj, droga hrabino: Jak książę Gregory przekształcił się w hrabiego Ladonoff za pomocą pasportu, tak hrabia Ladonoff przekształca się w bardzo zacnego baroneta sir John Snalsby, de Snalsby-Hause, podróżującego z lady Eother Snalsby. Oto formalny pasport. Papier ten jednak byłby niedostatecznym. Rysopis bowiem hrabiego Ladonoff jest znanym. Potrzeba było użyć cokolwiek sztuki... Woda na płeć, której receptę dostałem w Anglii od pewnego znajomego chemika, i pół flakonu indyjskiej farby uczyniły ze mnie, jak widzisz całkiem innego człowieka. Jeżeli ty Blanko, niepoznałaś mnie odrazu; pewien jestem, że nikt mnie nie pozna... a o to mi właśnie idzie...
— Ukrywasz się znowu... — rzekła hrabina żywo — zatem niebezpieczeństwo zwiększa i zbliża się?...
Gregory uczynił znak głową potwierdzający.
— Pewna jestem, że odebrałeś złe wiadomości... — mówiła dalej Blanka, nie ustając w pytaniach, chociaż zdawało jej się, że wie więcej od niego.
— Otrzymałem je rzeczywiście...
— Jakiej że one są natury?
— Najgorszej! Wpadnięto na mój ślad... Policya francuzka wzięła się za ręce z pruską policyą, i szukają mnie wspólnie. Już tylko fałszywe nazwisko jest pomiędzy nimi a mną, a i to lada chwila może być zdemaskowane.
— Już jest niestety — pomyślała hrabina.
— Dlatego też podszywam się pod inne zawczasu — dodał Gregory.
— Lecz — pochwyciła pani de Nancey — służba hotelowa zna hrabiego Ladonoff, i nie zechce zgodzić się na taką zamianę... Zacznie paplać.
— Zaczęłaby, powiedz raczej, moja droga, lecz czasu mieć na to nie będzie. Odjeżdżamy.
— Kiedy?
— Za dwie godziny.
— Gdzie?
— Do Baden.
— Przecież to zawsze w niemczech.
— Tak, ale nie w Prusach.
— Jesteś pewny, że nie stawią oporu naszemu wyjazdowi.
— Najpewniejszy... Jeżeli wydano jakie rozkazy, (co nie przypuszczam), mogą one dotyczyć hrabiego Ladonoff, poddanego ruskiego, lub księcia-Gregory, poddanego rumuńskiego... Sir John Snalsby, poddany angielski, jest panem swojej woli... Nastawanie na jego wolność, mogłoby wywołać casus belli. Pociąg na który wsiadamy, rusza o północy bez pięciu minut... Wyjdę z hotelu, gdzie nikt mnie nie poznał kiedym wchodził. Zamknij kufry, zapłać rachunek, i bądź na dworcu o godzinie w pół do dwunastej. Tam czekać będę na ciebie, wsiądziemy do jednego przedziału, lecz dopóki nie miniemy granicy wielkiego księztwa Badeńskiego, udamy, że sobie jesteśmy obcy... Zrozumiałaś, nieprawdaż.
— Tak jest — szepnęła Blanka przygnębiona — zrobię jak chcesz.
Po cichu zaś rzekła do siebie:
— Zapomniał o telegrafie! Zaledwie wyjedziemy, puszczą druty, i pomimo fałszywego pasportu i zmienionej twarzy, potrafią zatrzymać nas w drodze... Lecz trudno, chociażby ucieczka miała się nie udać, próbować nie zawadzi.
Gregory wyszedł z hotelu unikając spotkań, a pani de Nancey zajęła się pakowaniem rzeczy.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: Emilia Śliwińska.