Klucze Piotrowe/VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Svatopluk Čech
Tytuł Klucze Piotrowe
Podtytuł Bajka
Wydawca T. Paprocki i Spółka; Wilhelm Zukerkandl
Data wyd. 1896
Druk Wilhelm Zukerkandl
Miejsce wyd. Warszawa, Złoczów
Tłumacz Konrad Zaleski
Tytuł orygin. Petrklíče
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VI.

Po nad lasem kruk wciąż kracze,
Marny jego gniew —
Chłopak jak wiewiórka skacze
Po konarach drzew,
Chociaż gałęź pod nim gnie się,
On ku gniazdu w górę pnie się...
Oj, ta młoda krew!

W gnieździe klucze jak zarzewie
Przed zdumionym lśnią — —
Na dół drapie się po drzewie
Ze zdobyczą swą.
Bawił się kluczami nieraz,
Więc jak zwykle tak i teraz
Usta w dziurkę dmą.

Słyszysz, czarem boskich tonów
Dźwięczy cały bór —
Jak dalekich echo dzwonów,
Serafinów chór,
Jak z pod palców mistrza ręki
Melodyjne harfy dźwięki
To raz mol, to dur.


Wreszcie niby ziemia święta,
W czas wiosennych dni,
Jakby szczęściem wskróś przejęta
Echem wtóru drży...
Każdy skoczną nutę czuje,
Mimo woli przytupuje
I o tańcu śni.

Więc ruch we wsi. Młody, stary,
Lecą ze wszech stron,
Nawet pleban wybiegł z fary,
Dzwonnik rzucił dzwon,
Bo każdego wskroś przenika
Czarodziejska ta muzyka,
Błogi, luby ton.

Ojciec chłopca — organista,
Mistrz w kościelnej grze.
Muzyki, rzecz oczywista,
Znał zalety wsze;
A więc poznał kluczów dary
I powzięte wnet zamiary
Wykonywać chce.

W świat bezzwłocznie ruszył z chłopcem,
Ten mu niesie cześć;
W kraju bowiem własnym, obcym,
Wnet gruchnęła wieść:
Że cudowne dziecko owe
Nad talenta koncertowe
Umiało się wznieść.


W które przybył chłopiec strony,
Wszyscy lgnęli doń:
Tłum słuchaczów zachwycony
Bił namiętnie w dłoń;
Na kolana księżne brały,
Hrabianek paluszek mały
Gładził dziecka skroń.

Wzrósł w młodzieńca. Z każdym rokiem
W sławę począł róść —
Patrząc nań zawistni bokiem,
Ukrywali złość.
Choć zarówno w klucze dęli,
Nic ze sławy nie ujęli,
Mistrz miał laurów dość.

Ten tak, owak, klucz obraca,
Ten inaczej dmie,
Na nic wszelka grajków praca, —
Próżno silą się.
Aż po koncept raz do głowy
Idzie jeden rywal nowy...
Woła: „Mam więc cię!“

Klucze nakształt mistrza kluczy
Zrobić dał co tchu
I jak zdrady kodeks uczy,
Wnet podsuwa mu.
Mistrz, nie wiedząc nic o zdradzie,
Gdy się zjawia na estradzie —
Sława jego... fiu!


Bo instrument jego dęty
Nie anielski dźwięk,
Ale wydał ochrypnięty,
Fałszu pełen jęk;
Jakby darł się w czas marcowy,
Podczas nocy księżycowej
Kot z miłości męk.

W sali wzbudza się panika,
Jeży mistrza włos,
W drugi klucz dmie, lecz spotyka
Znów go smutny los:
Zda się nocą gdzieś na dachu
Huczy, nabawiając strachu,
Sowy wstrętny głos.

Więc biedaka dreszcz przejmuje...
Zatrząsł się i zbladł,
Gdyż muzyka, jasno czuje,
Wciąż nie idzie w ład.
Ręką maca się po skroni,
Nagle głowa mu się kłoni
I... zemdlony padł.

Rano czyta rzecz złowrogą:
„Jego świst i zgrzyt
Będzie odtąd perłą drogą,
To szkół nowych świt,
Nowy naprzód krok muzyki,
(Pisze mąż od estetyki),
Nowy dźwięków byt.


Dosyć nut nam słodkobrzmiących!
Ze starszyzną precz!
W takich tonach ot gwiżdżących
Leży cała rzecz!
Trza nam nerwy drażnić sobie,
Muzyki w postępu dobie
Nie cofajmyż wstecz!“

Więc na duchu nie padł zgoła.
Nieszczęsny nasz druh,
Wierzył, że go jeszcze woła
Euterpy duch.
I na nowo w klucze dmucha,
Cóż gdy zamiast grać od ucha,
Znowu drażni słuch.

Jednak z estetycznym smakiem
Garnie się doń lud,
Unosi się wraz z biedakiem
Do krainy złud.
Czuje dźwięk, co płynie z duszy,
(Zatkawszy wszak w domu uszy
Dobrze watą wprzód).

On łzy tłumi, szepcząc z cicha:
„Biedne serce me!
Gdzież się podział, ciężko w zdycha,
Czar muzyki — gdzie?
Usta znać już nieudolne,
Gdy zaledwo zdobyć zdolne
Wstrętne tony te!“


Jak okrutnie serce męczy
Wciąż zazdrości żar,
O rywalu kiedy dźwięczy,
Że ma talent, dar,
Że słuchaczów mu przybywa,
Bo każdego z nich porywa
Gry mistrzowskiej czar.

Chce go słyszeć. Ten nim zdołał
Gwizdnąć drugi ton,
„Moje klucze! mistrz zawołał,
Zabrał mi je on!“
Gdy się prawdy domacano,
Rywalowi rozkazano
Zwrócić cenny plon.

Klucze mistrz ma, lecz jak trudno
Serca podbić znów;
Jasno bowiem, że tę cudną,
Rzewną pieśń bez słów
Klucze same wszak wydają, —
Usta rolę miechów grają,
Jak chce mieć ten, ów.

Pierzchła sława bezpowrotnie
W nieskończoną dal!
Uciekł z miasta, żył samotnie,
W sercu został żal.
Świst mu stanął w gardle kością,
Aż raz klucze z wielką złością
Cisnął w tonie fal.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Svatopluk Čech i tłumacza: Konrad Zaleski.