Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron
rozdział xii.
Rokosz Zebrzydowskiego i Jezuici.
1605—1607.

§. 70. Żywioły i geneza rokoszu. — Zamojski jego ojcem duchowym. — Jezuici zostawieni zrazu w pokoju. 1605—1606.

W chwili, kiedy zapadała zasłona na tragedyę Dymitra w Moskwie, rozgrywała się w łonie rzpltej donioślejsza w następstwach tragedya wojny domowej — rokosz Zebrzydowskiego. Wygórowany indywidualizm szlachecki, który „ogołocił króla z władzy, zniwelował duchowieństwo i senat z szlachtą, odtrącił mieszczan, uciskał chłopów[1], obrażone ambicye, zawiedzione w rachubach prywaty i wszystkie anarchiczne żywioły, jakie w ciągu lat 50 nagromadził w umysłach i sercach nieład, wytworzony herezyami, sekciarstwem, namiętnościami i kłótniami religijnemi — wszystko to pobratało się, ujęło za ręce i znalazło się w obozie rokoszan. Magiczne słowa: absolutum dominium, praktyki zagraniczne, naprawa rzplitej, wolności narodowe zagrożone, ratunek ojczyzny — oto hasła, pod któremi zawiązuje się, rozwija i zrywa do wojny bratniej rokosz. Firmą i poniekąd przewódcą jego Zebrzydowski, ale ojcem jego duchowym, wyznać to trzeba z żalem, wielki kanclerz Zamojski, uosobienie indywidualizmu szlacheckiego. Nie on pierwszy w Polsce rozżalony, że król rad jego nie słucha i usług jego nie potrzebuje, identyfikuje swoje ja, swój interes i swoją wrzekomą krzywdę z szkodą i krzywdą całej rzpltej; ale on pierwszy, najzasłużeńszy bez wątpienia i najbardziej poważany mąż w kraju, przemawiając na radzie senatu, na sejmach i sejmikach, a co najgorsza, na samowolnie zwołanym zjeździe w Jędrzejowie, rozrywa to, co wiecznie spojone być powinno: tron od narodu; dzieli interes i chwałę obojga, przeciwstawia, jako dwie wrogie potęgi, wszechwładzę szlachecką powadze królewskiej i dowodzi, że temu narodowi dzieje się krzywda, tej wszechwładzy ujma od tronu.
On, senator i minister, przyodziawszy się w togę trybuna wolności i stróża praw narodowych, zwołuje na własną rękę zjazdy, wytacza przed szlachtą formalne oskarżenia przeciw królowi, pozywa przed sąd sejmowy, toczy z nim śledztwo, doprowadza do tego, że król jak winowajca musi się tłumaczyć, bronić, dla miłego spokoju do winy przyznawać i składać upokarzające deklaracye: „Bacząc, że z nas samych niemała do tego przyczyna przyszła, istnie tego żałujemy i t. d.“ Takiego sponiewierania powagi królewskiej Polska nie widziała dotąd nigdy.
Przykład Zamojskiego był rozgrzeszeniem sumienia publicznego, obałamuconego i spaczonego teoryą, że wybieralny król polski rządzi, lecz nie króluje, a rządzi na podstawie dobrowolnej ugody, której warunki w paktach Henrykowych i w poszczególnych paktach konwentach zostały opisane. Gdy król warunków nie dochowa, naród może mu na podstawie artykułu de non praestanda obedientia wypowiedzieć posłuszeństwo; nie będzie to bunt, jeno czyn obywatelski. Pojęcia te pokutowały na dnie duszy każdego szlachcica, oprócz jednak pewnej liczby krzykaczy sejmowych, ogół narodu nie zdawał sobie z nich sprawy, nie wyprowadzał konsekwencyi z prawa elekcyi i paktów płynących, cieszył się artykułem de non praestanda obedientia, ale zrobić z niego użytku nie miał odwagi — majestat królewski miał jeszcze zanadto wiele czci u niego. Ale gdy Zamojski na sejmie 1605 r. i na poprzednich sejmach „nie przestawał stanowi rycerskiemu oczu otwierać, iż ten coraz ściślejszy z Austryakami związek może królestwo polskie w dziedziczne przemienić“[2] i animował do krytykowania nietylko czynów, ale zamiarów królewskich, poił nieufnością do tronu, to „cna bracia“, jak szlachtę nazywał, zrozumiała, że i jej wolno ostro krytykować króla, że i ona ma prawo grozić królowi, i tentare extrema[3]. Jakoż hersztowie rokoszu rozgrzeszali w ten sposób sumienia własne, wybijali skrupuły z głowy „cnej braci“ i pchali ją najpierw do zakazanych prawem zjazdów pokątnych, a potem do rokoszu. Na skutki złego przykładu nie trzeba było długo czekać.
Jeszcze żył Zamojski, a już powinowaty jego Zebrzydowski, pan „pobożny i długiej modlitwy, ale twardej głowy i w zdaniu uparty“, jak go scharakteryzował Wielewicki, przegraża się: „ja z kamienicy, ale król ustąpi z tronu“. Niezdolny do samoistnego myślenia, bo płytkiego rozumu, ale za to tem pochopniejszy do naśladowania, mniemał, że naznaczony egzekutorem testamentu, jest także spadkobiercą „wielkiej myśli Zamojskiego“ i krok w krok szedł w jego ślady. Nie miał przed nim tajemnicy żadnej kanclerz, żółć wszystką na króla przed nim wylewał; pojętny uczeń, zapamiętał sobie to wszystko, i z ta „spuścizną“ Zamojskiego wystąpił na arenę. Nic łatwiejszego jak obałamucić, roznamiętnić gmin, czy tym gminem lud czy szlachta. Więc rewelacye Zebrzydowskiego o „praktykach królewskich“, obietnice rewelacyj nowych, niesłychanie ważnych co do absolutum dominium króla, jak iskra elektryczna wstrząsnęły szlachtą, najprzód krakowską, najbardziej krewką, potem lubelską i sandomierską. Szlachta bowiem pruska, mazowiecka i ruska trzymała się zdala od rokoszu, ruska oświadczyła się nawet przeciw niemu.
Rzecz jednak godna uwagi, że Zebrzydowski, podobnie jak i inni rokoszanie, uważał się zawsze za najlepszego obywatela, przekonany był o swej niewinności nawet po upadku rokoszuj ze król, senat i sejm nie traktowali go jako buntownika, nawet gdy detronizacyę króla ogłosił i do wojny domowej hufce wyprowadził. Dlaczego? Bo rokosz jego miał upozorowanie prawne w artykule de non praestanda obedientia, na którym Zebrzydowski, jak na koniku, ciągle jeździł, bo znajdował oddźwięk w spaczonem sumieniu ogółu narodu, przeświadczonego o swej supremacyi nad królem, o odpowiedzialności króla przed szlachta. Zebrzydowski, jako senator, najpierw listami upominał króla wzywał innych senatorów, aby to samo czynili, gdy to nie pomogło, zwrócił się do „cnej braci“ szlachty, zawsze w szczerej intencyi ratowania zagrożonych „praktykami“ króla wolności narodowych, wzywał ją, aby sama o sobie radziła, bo senat źle radzi królowi, a na sejmy nie ma co liczyć. Jakże takiego człowieka nazwać buntownikiem? Płytkiej, burzliwej szlachcie wydał on się raczej wielkim obywatelem, więc lgnęła do niego.
Znalazł się i na Litwie magnat, Janusz Radziwiłł, pan na Buzach i Dubinkach, podczaszy litewski, obrażony na króla, że go pominął w wakansach, że dworzanina jego, insultującego publicznie w Krakowie Najśw. Sakrament, marszałek nadworny uwięzić kazał. Więc w swej osobie widział upośledzone i pokrzywdzone wszystko różnowierstwo i pod hasłem obrony tolerancyi religijnej gromadził koło siebie niespokojne i niesforne głowy dyssydenckie z Litwy i Polski całej[4].
Z takich głów płytkich, bałamutnych a burzliwych i z dyssydentów złożony rokosz, nic dziwnego, że wystąpił wrogo przeciw Jezuitom, którzy przykładem swym, słowem i piórem bronili powagi tronu, uczyli poszanowania władzy i posłuchu prawom. Za pretekst tej antijezuickiej nienawiści służyła okoliczność, że ich uważano za serdecznych przyjaciół austryackiego domu, któremu oni istotnie mieli wiele do zawdzięczenia i jako dom katolicki szanowali. A właśnie ku austryackiemu domowi, dzięki znów przeważnie mowom Zamojskiego na sejmach 1589, 1590, 1592, 1603 i 1605, nurtowała w narodzie, nawet w obozie katolickim, powszechna niemal nieufność, u rokoszan jawna niechęć i podejrzewanie go o machinacye na złotą wolność, ba! na całość rzpltej. Na wzór Zamojskiego popisywał się Zebrzydowski swą antypatyą austryacką przed „cną bracią“ i napoił nią innych Katolików rokoszan.
Bądź co bądź jednak, pierwszy to wypadek, że obok różnowierców, także Katolicy zarzuty i skargi przeciw Jezuitom podnoszą i wygnania ich z głównych miast domagają się. Dotąd bowiem katolicy, tak duchowni jak świeccy, nietylko sprzyjali zakonowi, ale brali go też w obronę przed każdą napaścią heretycką. Symptom to znaczący; nie zaniedbał go podnieść na sejmie 1607 r. aryanin Gorajski, dowodząc, że gravamina na Jezuitów układali pod Sandomierzem nie różnowiercy, ale Katolicy sami.
Asumpt do rokoszu wziął Zebrzydowski z powtórnego małżeństwa króla z rodzoną siostrą pierwszej swej żony, Konstancyą austryacką, któremu był przeciwny i listem z dnia 19 lipca 1604 r. jako senator zaklinał króla, aby od tego przedsięwzięcia odstąpił. Wiemy, że i ks. Skarga odradzał królowi to małżeństwo, jako w zbyt blizkiem pokrewieństwie, a gdy król trwał przy swojem, prosił o uwolnienie z urzędu kaznodziei królewskiego, pozostał jednak na nim z rozkazu jenerała. Długo, bo dwa całe lata namyślał się król, zanim o rękę Konstancyi zdecydował się słać dziewosłębów[5], a w kościele św. Barbary Jezuici z woli króla przez cały rok odprawiali „codzienną wotywę na intencyę króla J. M.“; zaprzestali dopiero, gdy decyzya króla w tej mierze stała się wiadomą[6]. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Jezuici z tej samej racyi, co Skarga, nietylko nie doradzali, ale w duszy przeciwni byli temu małżeństwu; najniesłuszniej więc zarzucali im rokoszanie, że oni przez sympatye dla austryackiego domu, króla do tego kroku popchnęli. Za przykładem Zamojskiego, który królowi zamiast Austryaczki carównę, córkę Iwana Groźnego podsuwał, rokując stąd unię personalną z Moskwą, Zebrzydowski powiększał, a rączej zmyślał niebezpieczeństwa z tego małżeństwa dla rzpltej wyniknąć mogące. Przed i po Zygmuncie III królowie polscy brali żony z austryackiego domu, z którym pokrewne związki królom chlubę, Polsce spokojne sąsiedztwo przynosiło. Sztucznie a tendencyjnie wywołane przez obydwóch widmo ruiny Polski, jeżeli król z Austryaczką się ożeni, przeraziło do tyla umysły szlachty, że dwa sejmy 1603 i 1605 r. tą kwestyą się głównie zajmowały i prócz poboru na wojnę inflancką nic nie uchwaliły. Król uparł się, zasłaniając się własnoręcznym listem Klemensa VIII, który mu nie kogo innego, tylko siostrę nieboszczki Anny, Konstancyę za żonę brać polecał i w tem błąd jego niemały, iż wbrew woli nietylko sejmu, ale i senatu, który, krom jednego prymasa Maciejowskiego, to małżeństwo odradzał, wyprawił 1605 r. poselstwo po pannę[7]. Nie Jezuici go w tym uporze utwierdzili.
W trzy miesiące po sejmie, 3 czerwca 1605 roku, umarł „wielki“ kanclerz, więc „egzekutor jego testamentu a spadkobierca jego myśli“, Zebrzydowski, któremu król z domu na zamku, do czasu i z grzeczności użyczonego, wynieść się polecił, bo domu tego dla gości weselnych potrzebował, wrzekomą obrazę swą bono publico osłaniając, dalejże burzyć szlachtę, „spisywać wojsko“, tworzyć po cichu konfederacyę, do której przystąpili tacy ludzie, jak: zawadyaka, jurgieltnik niedawno cesarski, heretyk Stanisław Dyabeł Stadnicki, awanturnik wygnany z domu kanclerza Szczęsny Herburt, zięć Zebrzydowskiego karyerowicz Smogulecki, oczajdusza ukrainny heretyk Łaszcz Piotr, 30 razy banita, który na urągowisko prawu „banicyami ferezyę sobie podbić kazał“, heretyccy krzykacze sejmowi Kazimirski i Pękosławski, herszt aryanów Gorajski, sporo innych różnowierców, jak Sieniawski, Marcin Broniewski, Jędrzej Męciński, wojewoda rawski Zygmunt Grudziński, kasztelan parnawski Piotr Stabrowski, Stanisław Cikowski, Kasper Dębiński, Baltazar Porębski. Hieronim Rozdrażewski, Stanisław Morski, Zygmunt Niszycki, zwerbowani przez „głowę Kalwinów litewskich“, Janusza Radziwiłła, który, goniąc za popularnością, a krzyw królowi, przystał także do konfederacyi[8].
Na sejmiku proszowickim wytoczył Zebrzydowski pierwszy raz przeciw królowi swe skargi. „Umarł Zamojski — wołał pompatycznie — obrońca swobód naszych, lecz nie umiera stan rycerski, on sam prerogatyw swoich powinien być stróżem“, niechże więc. „nie licząc już na sejmy“ zbierze się gdzieś blizko Warszawy, pod bokiem sejmu (zwołanego na 6 marca 1606 r.) i radząc o sobie, niech ustanowi, co ma być uchwalone na sejmie. Jeżeli sejm uchwały zjazdu rycerstwa odrzuci, wtenczas nowy zjazd rycerstwa obmyśli stanowcze środki zabezpieczenia rzpltej. W to graj „cnej braci“ szlachcie, dyktować królowi i sejmowi, a więc rzpltej całej, prawa; więc sejmik uchwalił „zjazd powszechny rycerstwa“ do Stężycy na dzień 9 kwietnia, a posłom swym na sejm marcowy spisał 41 postulatów (niektóre niedorzeczne, jak np. ażeby król podatków nie rozpisywał, ale z własnej szkatuły bronił rzpltej), ale wszystkie dosyć umiarkowane[9]. Uchwały proszowickie przyjął i zatwierdził sejmik małopolski w Korczynie i uniwersałem 26 lutego zawiadomił o tem bracię.
Przeciw Jezuitom na obydwóch tych sejmikach nic nie uchwalono, chociaż być może, że jak 1603 r. na sejmiku proszowickim, powstawano na nich[10]. Rej tam wodził Zebrzydowski, a był przecie ich uczniem w Brunsbergu, domownikiem Hozyusza, przyjacielem Skargi, współfundatorem lubelskiego kolegium, stałym dobrodziejem domu św. Barbary, bywał u nich częstym gościem i gościł u siebie; jeszcze w r. 1605 listem z d. 7 maja z Krakowa dziękował jenerałowi Akwawiwie za łaskawe przyjęcie w Rzymie i zainteresowanie się jego synem, przyrzekał wdzięcznym być zakonowi całemu[11], a bratanek jego, także Mikołaj, wpraszał się do zakonu, gdy jednak z przyjęciem jego zwlekał prowincyał Striveri, wstąpił do Bernardynów. Bardzo jednak ostrożnie obchodzić się musieli z tym przyjacielem Jezuici; uwag żadnych nie znosił. Obraził się np. kazaniem O. Wielewickiego, mianem w kościele św. Barbary na wielki piątek 30 marca 1606 r., w którym kaznodzieja, wskazując na pokorę Chrystusa Pana, umywającego nogi uczniom, ostro gromił pychę i butę krzykaczów i burzycieli sejmowych i sejmikowych. Przymówkę tę Zebrzydowski, na tem kazaniu obecny, wziął do siebie i przez kanonika krak. Taranowskiego, swego i Jezuitów przyjaciela, żalił się u prepozyta domu O. Grodzickiego, żądając satysfakcyi. Prepozyt jednak odpowiedział, że kaznodzieja mówił o pysze i ludziach pysznych a niespokojnych w ogóle, nie wymieniając nikogo[12].
Gdy się już sejm w marcu 1606 r. zebrał, a posłowie z odpowiedzi króla na gravamina proszowickie nie byli zadowoleni, próbował król motywami religijnymi odmienić umysł Zebrzydowskiego, znanego z swej pobożności, i za wiedzą senatu wysłał O. Skargę do Lanckorony, gdzie Zebrzydowski, jak drugi król, podówczas rezydował, aby go odwiódł od zwołania zjazdu stężyckiego. Było to poselstwo Skargi błędem wielkim, bo paktowanie z uzurpatorem królewskiej władzy, której tylko jednej przysługiwało prawo zwoływania publicznych zjazdów i pozwalania na nie, wbiło go tylko w pychę i upór większy, którego też nie zdołała przemódz nawet złota wymowa Skargi, z jaką mu nielegalność i niebezpieczeństwa podobnego zjazdu przedstawiał.
Zebrzydowski ośwadczył górno Skardze, że nie prywata, ale głos „cnej braci“ szlachty, wystraszonej „potajemnemi naradami komornemi króla“, nagli go do zwołania zjazdu, „który może się stać bardzo pożytecznym, byle król raczył z niego korzystać“, i obrażony na Skargę, że czynom jego śmiał przyganiać, w uniwersale, który dnia 6 kwietnia jak drugi król do narodu wystosował, powtórzywszy wszystkie dotychczas miotane na króla zarzuty, dotknął też osobiście Bobolę, który mu niedawno u króla województwo krakowskie ze starostwem śniatyńskiem wyjednał, i ks. Skargę, zarzucając temuż, że lubo duchowny i zakonnik, wdaje się w sprawy świeckie i razem z Bobolą ślepem jest narzędziem Austryi[13].
Wspominam o tem, bo nieraz mówi się i pisze, jakoby Jezuici ówcześni, „kadząc znakomitościom“, nie mieli odwagi powstawać przeciw wadom publicznym w kazaniach swych i prywatnych rozmowach. Owszem nietylko powstawali — oni nawet „dokuczali do żywego“, ale oprócz gniewu na siebie, nic nie wskórali. Widzieliśmy, jaki odwet na ks. Skardze wziął Zebrzydowski, do niedawna wielbiciel jego cnoty i wymowy; weźmie go niebawem i na zakonie całym, dozwalając go proskrybować.





  1. Szujski III, 168 — Łubieński, De motu civili 1606—1608, liber I, p. 46, 58.
  2. Bohomolec, Życie Zamojskiego, rozdz. XVII.
  3. Podczas rokoszu obiegało z rąk do rąk „Votum IMPana Zamojskiego h. i k. w. k., który ze stołka swego senatorskiego wystąpiwszy uczynił rzecz taką w kole między senatorami 1605 r.“ Wotum to, zdaniem Szujskiego (III, 163), podrobione, nosi istotnie wszystkie cechy falsyfikatu. Wyrzuca królowi Zamojski niezdarne prowadzenie wojny szwedzkiej, obracanie publicznych podatków na prywatne cele królewskie i zły szafunek starostwami, „radę młodą“ i ożenienie się z siostrą pierwszej żony; wylicza potem „urazy“, jakie senat ma do króla, a więc nieoddanie Estonii, niepobudowanie granicznych fortec, dwór cudzoziemski, wysyłanie listów pod pokojową pieczęcią (bez wiedzy kanclerza lub podkanclerza), zaniedbywanie ludzi zasłużonych w wojnie, zwłaszcza Podolan, „praktyki dziwne“ co do elekcyi Władysława syna, za życia ojca; „siła mamy na WKM. w czem nam WKM niepraw, więc nam ciężko nie będzie et extrema tentare“. Wywołuje pompatycznie cienie dawnych senatorów z grobu i mówi: „płakalibyście z nami Korony Polskiej“, i nagle zwracając się do króla, upomina go:„Miłościwy królu, na Boga proszę cię obacz się, popraw się“. (Arch miejskie w Toruniu, dział XIII, t. XVII, str. 36). Wotum to już z tej racyi jest falsyfikatem, że Zamojski na radzie senatu 1605 r. wcale nie przemawiał, „bo pierwej ruszono się z miejsc, nim przyszła kolej mówienia“ na niego. Dopiero po skończonej radzie, odprowadziwszy z innymi senatorami króla na pokoje, „tam swe zdanie o tem małżeństwie królowi przedłożył. („Zycie Jana Zamojskiego“, rozdz. XVII). Ale już to samo, że rokoszanie swe własne gravamina w usta Zamojskiego włożyli, i jego powagą się zasłaniali, dowodzi aż nadto, że on był duchownym ojcem rokoszu.
  4. Łubieński str. 58.
  5. Biskupa łuckiego Szyszkowskiego i marszałka w. k. Zygmunta Myszkowskiego.
  6. Wielewicki II, 61. — Łubieński opowiada, że król prosił pierw o rękę Anny, córki Ferdynanda tyrolskiego, i dopiero, gdy Ferdynand zbyt twarde stawił warunki, zwrócił się do Konstancyi, którą mu jeszcze 1599 r. arcyksiężna Marya, matka, w Niepołomicach przeznaczała. De motu civili, lib. I, 24, 32.
  7. Łubieński str 27.
  8. Wielewicki (II, 117) wyraźnie powiada, że w zimie 1606 r. Zebrzydowski zawiązał po cichu (primo tacita et sequenti mense aperta) konfederacyę. — Łubieński, De motu civili, lib. I.
  9. Mskr. Bibl. Ossol. nr. 113, karta 416—431: Articuli Conventus particularis Prossoviensis a. 1606. — Łubieński str. 47
  10. Zarzucano wtenczas Jezuitom, „że nie umieją znosić się z ludźmi obcymi (nie Jezuitami), że się mieszają zanadto w sprawy publiczne, że zaprzysięgli zanadto na wierność domowi austryackiemu, jak im tego dowiedziono“. (Archiw. Wat. Borghesiana III, 52 cd. Relacya Rangoniego).
  11. Archiv. Prov. Pol. Epistolae ad Generales, t. I.
  12. Wielewicki II, 119.
  13. Mskr. Bibl. Ossol. nr. 168, str. 449. — Łubieński str. 58, 59. Ea legatione factus elatior (Zebrzydowski).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.