Jesień (Gomulicki, 1866)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wiktor Gomulicki
Tytuł Jesień
Pochodzenie Poezje Wiktora Gomulickiego,
cykl Z księgi przyrody
Wydawca Księgarnia A. Gruszeckiego
Data wyd. 1866
Druk Bracia Jeżyńscy
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały cykl
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
JESIEŃ.


I ty nie jesteś z uroków odarta,
Jesienna poro smutku i niemocy,
Gdy innych ptaków kończy się już warta,
I kogut tylko krzyczy o północy;
Gdy słońce, gasnąc, w mgłach posępnych tonie
I rzuca niwom długie, żółte smugi,
A wyrobnica biada na zagonie,
Że dzień tak krótki a wieczór tak długi...
I tyś nie brzydka, szara druchno zimy,
Wiodąca z sobą melancholję dziką,
Strojna w błękitne chat wieśniaczych dymy,
I głośna rogów myśliwskich muzyką,
Gdy w zawaloną drzew trupami knieję
Ze sforą wyżłów prowadzisz szlachcica,
I grzmią dwururki i starka się leje
I płomień ognisk krwawo barwi lica...
Jednak, choć ziemia kwieciem cię okadza,
Niby kościelnym, dusznym trybularzem,
I pośród kwiatów bliska śmierć się zdradza,
I czuć cię zdala — trumną i cmentarzem.
Choć się zakrywasz hurysek zasłoną
Z babiego lata srebrnonitnej przędzy,
Ja ciebie widzę z twarzą pomarszczoną,
W żałobnym kirze, pełną mgły i nędzy...
I próżno wabisz niejedną ponętą,
Która wzrok czuły bawi i zachwyca —
Piękność twa złudna jest dla mnie przeklętą,
I przeklętemi zalotne twe lica!

Alboż nie jesteś bladym grobów gońcem,
Co wkrótce kwiaty i owoc pochłonie?
Alboż nie mówisz, skąpanem w krwi słońcem,
O łzach, rozpaczy, nicości i zgonie?
Smętny twój uśmiech, ledwie błysnął — gaśnie...
A zaraz po nim leci zawierucha,
Żywioły dzikie poczynają waśnie,
I wichry wyją i ulewa bucha...
Jakiż to orszak ciągnie w ślad za tobą,
Spowity w białe, śmiertelne całuny?
Mrok go otacza strachem i żałobą,
Księżyc zatapia w lodowate łuny...
Znam go! — swą drogę mogiłami znaczy!
A gdzie, jak żmija, przyczołga się nisko,
Sieroty dłonie tam łamią w rozpaczy,
Matki rwą włosy nad pustą kołyską...
Znam go! — psy po wsiach witają go wyciem,
A gdy się w miasto wśliźnie pokryjomu,
Pierś każda słabszem odzywa się biciem,
I głuche jęki słychać w każdym domu...
................
Jesienna poro! Bóg ci dał dwie twarze;
I jedną ubrał w słońce i uśmiechy,
A drugą zrobił straszną, jak cmentarze,
Skąpiąc jej nawet promienia pociechy.
Jedna przynęca i serce i oczy,
Bo ją poezyi złoty welon skrywa;
Drugą żałoba beznadziejna mroczy...
Jedna jest piękna, a druga — prawdziwa!







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wiktor Gomulicki.