Przejdź do zawartości

Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 33. Druga ofiara napoju
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

33.
Druga ofiara napoju.

Jagiellona tej samej nocy, w której połowę otrzymanego od Allaraby napoju wlała do wina sędziwemu kasztelanowi krakowskiemu, zamiast Sobieskiemu, opuściła miasto, nie czekając następstw.
Widzieliśmy, że Jan Zamojski wskutek: wypicia napoju, umarł.
Okropnej kobiecie pozostała jeszcze; druga połowa tego płynu, a tę wskutek podszeptu Allaraby przeznaczyła nowo wybranemu królowi.
Myśl, że król Michał zapłonie do niej miłością i posadzi ją na tron, nasuwała jej kuszące obrazy. Gdyby była królową, gdyby nosiła koronę, natenczas wszystkie drogi byłyby dla niej otwartej mogłaby w zupełności zadowolnić swoją niesłychaną ambicyę. Wtenczas śmiałą ręką pochwyciłaby wodze rządu i zawładnąwszy zaślepionym przez miłość Michałem, stałaby się despotyczną panią całego kraju.
I Sobieski leżałby wówczas u jej stóp; a ona mogłaby wykonać uplanowaną zemstę.
Czarna dusza tej szatańskiej kobiety upajała się myślą, że zbliżyła się do upragnionego celu. W ponurem zamyśleniu Jagiellona siedziała w karocy, która ją zawieźć miała do Warszawy. Blada jej, kusząco piękna twarz, nosiła na sobie w tej chwili odbicie planów, jakiemi jej umysł był zajęty. Mar murowy chłód wiał z jej rysów a ponuro błyskające spojrzenia pozwalały się domyślać, co się w niej działo. Była na drodze do potęgi i sławy.
W Warszawie tymczasem około osoby króla snuły się intrygi stronnictw, na które kraj był rozdarty.
Większa część wyższej i bogatej szlachty była niezadowolona z tego, że jeden z mniej zamożnych i mniej znakomitych został wyniesiony na tron.
Król Michał był synem księcia Jeremiasza Wiśniowieckiego, który w wojnie kozackiej stracił cały majątek i był tak biedny, że żył tylko ze skromnej pensyi, wyznaczonej przez zmarłą królowę, a na cztery dni przed wyniesieniem swego syna na tron, otrzymał wskutek prośby od francuskiego marszałka, Chavagnaca, dwieście talarów.
Stronnictwo francuskie rozwielmożniało się u dworu, co dało powód do zawiści.
Król Michał otrzymał od cesarza Leopolda order Złotego Runa i zaczął czynić przygotowania do starania się o rękę jego córki Eleonory, która przedtem była przeznaczoną jego rywalowi w ubieganiu się o koronę, księciu lotaryńskiemu.
Prymas i kilku innych dostojników byli jednakże zdania, że właściwiej będzie ożenić króla z córką księcia orleańskiego, noszącą tytuł “Mademoiselle” i okazywali niezadowolenie, że projekt ich nie został przyjęty. Niespokojne ich zachowanie się i zawiść magnatów, którzy niechętnie widzieli na tronie potomka podupadłego rodu, wystawiały na igrzysko dobro ogółu i paraliżowały wszystkie zamiary króla Michała.
Tak rozpoczęły się intrygi dworskie.
Michał podejrzywał osoby z najbliższego swego otoczenia, a podejrzenia te podsycała jeszcze jego matka, rozsądna kobieta, przenikająca bystrem okiem intrygi.
Matka króla przebywała na dworze i czuwała.
Właśnie w chwili, gdy wojewodzina Jagiellona Wassalska przebywała w Warszawie, u dworu poczynione zostały szczególne zarządzenia, które zdradzały, że matka króla lęka się o jego życie.
Miała ona sen przestrzegający i wierzyła w jego znaczenie. Widziała we śnie rękę, która królowi podawała napój, a gdy Michał napił się, upadł martwy na posadzkę.
Przestrachem zdjęta księżna obudziła się i od tej chwili postanowiła nie ufać tym, którzy otaczali jej syna. Sama miała mu podawać wszystkie potrawy i napoje, i przestrzegała go, żeby nie spożywał niczego, co nie było przyrządzonem w jej obecności.
Król Michał sam był w obawie i poddał się chętnie zarządzeniom swojej matki.
Sejm, który się odbył w owym czasie, został zerwany wskutek opozycyi jednego posła. Powaga królewska upadała wśród sporów szlachty, a kasztelan poznański, który na ponownie zwołanym sejmie przemawiał przeciw niezadowolonym, otrzymał na publicznem zebraniu stanów sześnaście ciężkich ran.
Król Michał nie był tak słabym i niezdolnym, jakim go przedstawiali jego przeciwnicy. Usiłował on z trudem i energią utrzymać spokój i powagę tronu, nie udało mu się to jednak w pośród sprzecznych opini, które łączyły się z sobą tylko wtedy, gdy chciano go upokorzyć.
Nareszcie w przykrem swojem położeniu obdarzył swojem zaufaniem biskupa chełmskiego, Oliszowskiego, który wkrótce wziął nad nim zupełną przewagę.
Tym sposobem kierownictwo wszystkich spraw pozostawało w ręku biskupa i matki króla.
Wszystkie te okoliczności nie podnosiły kraju i tronu w oczach innych dworów. Elektor brandeburski, Fryderyk Wilhelm, kazał pułkownika Kalksteina, mającego dobra w jego państwach i w Polsce i zbiegłego do Warszawy, schwytać w samej stolicy przez ludzi swego posła Brandta i odesłać do Brandeburgu. Bez względu na zażalenia króla Michała, Kalkstein został stracony, a całe zadosyćuczynienie ograniczyło się na tem, że poseł elektora na czas pewien pozornie został usunięty od urzędu. Ażeby odzyskać od elektora 1500 ludzi posiłków przeciw grożącym Turkom, trzeba było mu odstąpić kilka polskich obwodów.
Król Michał jednak w owym czasie niezgody z prymasem i magnatami, nie tyle obawiał się Turków, ile swoich przeciwników w kraju, a obecność wojewodziny Wassalskiej dowodziła najlepiej, że obawa króla była uzasadniona.
Jeden z wezyrów sułtańskich, Cuprogli, podniecał Mahometa IV przeciw Polakom, a wzrastający we wpływ i potęgę doradzca sułtana, Kara Mupodsycał jeszcze bardziej tę niechęć.
Zerwane zostały wszelkie układy z posłem polskim i wojna zdawała się nieuniknioną w chwili, kiedy Polacy mieli jeszcze do czynienia z kozakami. Ottomanowie chcieli widocznie skorzystać z tej sposobności i rzeczywiście za nosiło się na to, że nie spotkają żadnego skutecznego oporu.
Cztery sejmy jeden po drugim rozeszły się bez powzięcia żadnej uchwały.
Wszystkie te niebezpieczeństwa i niezgody mogły się ukończyć tylko wte dy, gdyby silna, energiczna ręka ujęła ster i kierowała nawą rządu z żelazną wolą.
Jagiellona wyciągała pożądliwą rękę po koronę i sądziła, że przyszła chwila, w której trunek Allaraby będzie mógł zrobić ją władczynią.
Nie było jednak podobnem wykonać tego planu, ponieważ matka króla była baczną dozorczynią.
Wreszcie Jagiellona udała się raz wieczorem do swego znajomego od lat dawnych, kanclerza Paca, mieszkającego w zamku królewskim i zaraz przy szła jej myśl użyć pomocy i pośrednictwa tego chytrego a wpływowego człowieka, ażeby dopiąć swego celu.
Kanclerz Pac tak jak i jego brat, należał do niezadowolonych, ale rozsądek kazał mu kryć się z tem.
— Ze mną możesz być szczerym, kanclerzu, — rzekła Jagiellona z kuszącym uśmiechem do lubiącego intrygi dostojnika, — ażebyś widział i przekonał się, że ja także jestem szczerą, powiem ci otwarcie, że jestem z obecnego stanu rzeczy niezadowolona.
— Należysz do nas, wojewodzino, wiem o tem od dawna, — odpowiedział kanclerz, którego oczy małe, przenikliwe, błysnęły przy tych słowach, — i cieszę się z twego przybycia na dwór! Powiedz pani sama, czy spór o osobę, która ma być królową, nie zostałby rozstrzygniętym odrazu, gdyby król się zdecydował oddać swą rękę córce lub wdowie po jednym z wojewodów i tym sposobem ujął sobie stronnictwo niezadowolone.
Jagiellona spuściła tajemniczo swe wielkie, piękne oczy.
— Duma Michała na to nie pozwoli, panie kanclerzu, — odpowiedziała po chwili, — chce on zaślubić którą z cudzoziemskich księżniczek.
— A gdyby ciebie wybrał, wojewodzino? — szepnął Pac, obserwując wpływ swoich słów, — gdyby tobie podał rękę, ażeby cię na tron wprowadzić?
— Wtenczas możesz być pewny, panie kanclerzu, że zaczęłyby się inne rządy! — odpowiedziała Jagiellona dumnie i stanowczo.
— Na moje zbawienie, wojewodzino, jesteś kobietą zdolną ująć silną ręką władzę i położyć koniec niezadowoleniu.
— Jednego tylko brakuje, panie kanclerzu; miłości króla, a ta jest najważniejszą.

i — Tak piękna kobieta, jak wojewodzina Wassalska nie bawi darmo na dworze.
— Daj pokój podchlebstwom, idzie tu o zawarcie tajemniczego przymierza, panie kanclerzu!
— Tem silniej będę pragnął zapewnić ci koronę, wojewodzino.
— Bez gwałtownego środka nie da się to uczynić!
Chytry Pac drgnął.
— Powiedz mi, wojewodzino, o jakim środku myślisz, a przyrzekam być wiernym pomocnikiem, jeżeli wykonanie tego środka jest możebne!
— No, cóż? A gdybym królowi zadała napój miłosny?
— Napój miłosny, tak, masz pani słuszność! Ale czy go posiadasz?
— Odziedziczyłam po mojej matce, panie kanclerzu, napój, który obudzą miłość w tym, co go wypije dla osoby, która go przyprawiła! Matka moja pragnęła mi zapewnić miłość mego męża!
— A pani byłaś tak przezorną, żeś zachowała część tego napoju! A zatem wojewodzino, masz w ręku środek, za pomocą którego możesz zostać królową! Wlej napój królowi do wina, i...
— Bardzo to ładnie, panie kanclerzu, — przerwała Jagiellona, — lecz zapominasz o matce króla!
— To prawda, wojewodzino, — odrzekł Pac, — muszę jednak wymyślić środek podania napoju królowi! Ręka moja, że tego dokażę! Jutro wieczorem rada koronna zbiera się u Michała. W takich razach zwykle podają wino. Daj mi pani napój! Znajdę sposobność podania go temu, dla którego przeznaczony!
— Gdybyś sam przyrządził trunek, panie kanclerzu, miłość króla mogłaby zwrócić się ku tobie!
— To znaczy, że pani sama musisz go przyrządzić... trudne to będzie zadanie, wojewodzino!... Ale prawda! przypomina mi się, że jest inny sposób! Koło sali radnej jest mały gabinet, którego ściany zawieszone są mapami geograficznemu Gdybyś mogła dostać się do tego gabinetu, pani wojewodzino...
— To dałoby się wykonać, panie kanclerzu.
— Ja przyniosę pani puhar... pani będziesz przygotowana... wiejesz napój do wina... ja wezmę puhar i postawię go napowrót na swojem miejscu i plan cały się powiedzie!
— Trzeba spróbować, panie kanclerzu!
— Jestem pewny twojej wdzięczności, wojewodzino.
— Jesteśmy i pozostaniemy sprzymierzeńcami!
Przyrzeczenie to zupełnie pozyskiwało kanclerza Paca dla powziętej myśli. Mógł osiągnąć najwyższy wpływ gdyby Jagiellona została królową.
— Przymierze zawarte, pani wojewodzino, — rzekł, podając rękę Jagiellonie.
Ona odpowiedziała podaniem mu wzajemnie ręki, którą on podniósł do ust. Następnie rozstali się.
Nazajutrz wieczorem zebrała się rada koronna, do której kanclerz należał, w sali radnej zamkowej. Brało w niej udział oprócz króla jedenastu dygnitarzy, którzy zasiedli przy wielkim stole, na którym świece paliły się w kandelabrach. Przed każdem miejscem stał wysoki, kolorowy puhar. Po krótkim czasie ukazał się podczaszy ze złotym dzbankiem i napełnił puhary.
Biskup Olszowski siedział po jednej, a Pac po drugiej stronie króla. Wysocki, poseł z Konstantynopolu, znajdował się także w liczbie obecnych i opowiadał o tem, co się działo na dworze sułtana.
Dygnitarze słuchali z uwagą.
Wysocki opowiadał o nieprzyjaznych usposobieniach Turków przeciwko cudzoziemcom i o zarozumiałości, z jaką wielki wezyr go traktował.
— Zmuszano mnie, — mówił w ciągu opowiadania, — żebym w znacznej odległości od pałacu sułtana wysiadał z karocy i piechotą dochodził do marmurowych kolumn. Warta zatrzymywała moje konie za cugle.
— To niesłychane! — zawołał Olszowski, — jest to upokorzenie, którego płazem puścić nie można!
— Jak daleko od pałacu musiałeś pan wysiadać, — zapytał jeden z obecnych ambasadora.
— Nie mierzyłem odległości, ale ją łatwo mogę pokazać, — odpowiedział poseł, wstając od stołu.
Wszyscy dygnitarze i król poszli za jego przykładem i przystąpili wraz z nim do wysokiego okna, które Wysocki otworzył, ażeby na dole wskazać położenie.
Kanclerz wstał także. Chwila ta zdawała mu się nadzwyczaj pomyślną.
Wszyscy przystąpili do okna. Podczaszy i służba oddalili się, nie mogąc być świadkami obrad.
Kanclerz szybko rzucił wzrokiem dokoła.
Nikt nie uważał na niego.
Wziął swój puhar i poszedł z nim szybko do drzwi gabinetu. Po cichu otworzył je i wyciągnął rękę z puharem przez otwór.
Jagiellona stała tam, czekając.
Kanclerz nie widział, co się działo w gabinecie za drzwiami.
Upłynęła chwila, potem wysunął rękę z puharem.
Wracał napowrót do stołu.
Ale w tej samej chwili, w której przybliżał się do stołu, dygnitarze odwrócili się od okna, ażeby powrócić na swoje miejsca.
Pac pobladł... plan jego mógł się nieudać w ostatniej chwili.
Był zmuszony postawić puhar przed sobą.
— Piję za powodzenie naszej broni w wojnie z kozakami, — rzekł król, podnosząc kielich, — gdy ich pokonamy, wyślemy wojsko nasze przeciw Ottomanom!
Wszyscy byli zmuszeni pójść za przykładem króla i pić za powodzenie wojsk.
Podniesiono kielichy. Kanclerz Pac podniósł także swój, w którym się znajdował napój Allaraby.
Gdy jednak wszyscy wychylili kie lichy, on wypił tylko parę kropli.
Nie udało mu się zamienić puhar z królewskim.
Gdy powstano i król uwolnił swych doradzców, Pac musiał pełny puhar pozostawić przed sobą.
Zamiar jego nie powiódł się. Z ponurą twarzą wyszedł z pokoju razem z innymi dygnitarzami.
Gdy sala radna opróżniła się i król Michał udał się także na spoczynek, ukazali się służący, ażeby uprzątnąć stoły.
Jeden z lokai, jakiś Francuz, spostrzegł pełny puhar kanclerza. Pochwycił go chciwie i odwróciwszy się, wychylił jednym tchem.
Napój Allaraby chybił swego przeznaczenia. Lokaj następnej nocy śmiercią przypłacił swe łakomstwo.
Znaleziono go z rana umarłego na łóżku.
Kanclerz Pac usłyszawszy o tem, domyślił się natychmiast, co spowodowało śmierć służącego. Nie zdradził się jednak przed nikim, ciesząc się tylko, że nie wypił więcej wina.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.