I Sfinks przemówi.../„Pan Alfons“, sztuka Dumasa-syna, — występ pani Wojnowskiej

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gabriela Zapolska
Tytuł „Pan Alfons“, sztuka Dumasa-syna, — występ pani Wojnowskiej
Pochodzenie I Sfinks przemówi...
Wydawca Instytut literacki „Lektor“
Wydanie pośmiertne
Data wyd. 1923
Druk Drukarnia Dziennika Polskiego we Lwowie
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa — Poznań — Kraków — Lublin
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
„Pan Alfons“, sztuka Dumasa-syna, — występ pani Wojnowskiej.

W żadnym może autorze dramatycznym nieszczęście lat dziecinnych nie odbiło się z taką siłą, jak w Dumasie­‑synu. Dzieckiem nauczył się cierpieć, wstydzić za winę niepopełnioną i milczeć. W dziecku zbudził się żal do społeczeństwa, do praw, do konwenansów, do tego, co się fałszywą moralnością nazywa. Bez nazwiska, nie przyznany — „z rodziców nieznanych“, czuł się Parjasem i choć go usynowiono później, to przecież ta gorycz, ten ból nurtowały już w nim do śmierci i w dziełach jego scenicznych czuć taką nutę cierpienia i goryczy, że trudno jest słuchać jego nerwowych prac spokojnie, obojętnie i nie przejmować się niemi. Dumas syn, jest wielkiej miary pisarzem scenicznym. On pierwszy wśród francuskich dramaturgów, nauczył publiczność myśleć, zastanawiać się, dyskutować po wyjściu z teatru. Stworzył ten rodzaj sztuk, które się nazywają sztukami z tezą. Z początku pod wpływem genjalnej zręczności Scribego, wprędce zdobył swą własną metodę tworzenia i dziś jego sztuki, mimo starzejącej się formy, słuchać się dają z zajęciem.
Szczególniej te, w których Dumas nie wprowadza pewnej zgubnej maniery — owego rezonera, koniecznego do wypowiadania w danych chwilach poglądów autora na temat, przeprowadzony w sztuce. Dawna publiczność lubiła, aby za nią myślano i godziła się na owego rezonera. Dzisiaj widz chce widzieć samą akcję, same fakta, tak zestawione i zgrupowane, a autor musi ukryć się za kulisami, milczeć i tylko pozwolić widzom przyjmować wrażenia.
I na tem polega teraz kunszt autorów, aby te wrażenia były tak umiejętnie dobrane, ścieniowane i ustawione, aby wyraziły to, co on pragnie, napozór bez jego udziału. To ma w sobie „Dama kameljowa“. Tam nikt nie mówi o rehabilitacji kobiety upadłej, a przecież siłą faktów wiemy, że o to, a nie o co innego w tej sztuce autorowi chodzi. Pan Alfons wykazuje męską frymarkę zapomocą małżeństwa i choć w obecnej chwili ten mąż idealny, przeciwstawiony szubrawcowi, wydaje nam się cokolwiek naiwny i śmieszny, to istnieje duża siła w kompozycji tej sztuki, niezwykły, potężny rozmach w założeniu i to energiczne wtrącenie niejako widza w pełny dramat bez uprzednich wahań się i przygotowań. — Dumas pisał komedie tak zwane „obyczajowe“, ale ponieważ najczęściej, porwany jakąś trapiącą społeczeństwo raną, obmyślał pierwej swoją tezę, a potem do niej dorabiał ludzi — czynił ze swych sztuk nerwowe, nierówne dzieła.
Czuć było podkład tragiczny wielki — szkielet, zbudowany ręką olbrzyma — reprezentowany przez sztuczne postaci, robione na urząd, dopasowywane do przewodniej myśli. Przytem Dumas, biorąc jakąś jednostkę, opracowywał ją tak troskliwie, a mimo to powierzchownie, że zamiast dać przeciętnego człowieka, tworzył wyjątek i tem chybiał celu. Bo to są obyczaje nie ogółu, ale jakiejś jednostki i to wytworzonej w fantazji autora — tak wytworzonej, że już nie miała nic z prawdą wspólnego. Niemniej przeto Dumas jest jedynym autorem przed epoką Becque’a, który tworzył sztuki głębokie, myślące i często nawet swemi napozór paradoksami, oddawał przysługi społeczeństwu. Bo ktoś, niechcący czytać traktatu o jakiejś poważnej kwestji, wysłucha tę samą kwestię w teatrze; podaną mu ze sceny w formie sztuki, zastanowi się i kto wie do jakich dojdzie rezultatów! Ta myśl stworzenia teatru użytecznego kierowała pracami Dumas’a. Dopomagał mu jego wielki talent, znajomość sceny, elegancja jego dzieła i pewna łatwość, połączona z siłą i nerwem scenicznym. „Żona Klaudiusza“, to jego wielkie arcydzieło, Ibsenowskie, potężne. W niem wykazuje się cały i pozostawia niemal demoniczne wrażenie. Dlaczego ta nadzwyczajna sztuka nie jest grywana częściej, zrozumieć trudno. Mało jest nawet w obecnej literaturze dramatycznej dzieł, które mogłyby równać się z ta sztuką.

Pan Alfons, to taki pan, który doszedłszy do lat trzydziestu i wyłysiawszy trochę, chce się bogato ożenić. Z kim? mniejsza. — Panów Alfonsów na świecie jest dużo... dużo jest i kobiet, mających pieniądze do rozporządzenia. Lecz pan Alfons chce przedtem uprzątnąć pewne rachunki młodości. I z tego powstaje sztuka Dumas’a. Widzimy w niej przez trzy akty, jak ten rozkoszny młodzieniec lawiruje w tych sytuacjach niepewnych, w które poprzednie wesołe życie go wplątało. Gdy wreszcie śmieszna, ale uczciwa kobieta wypędza go, nazywając łotrem — widz mimowoli zrywa się do oklasku.
I to daje miarę, że to sztuka jeszcze żywotne, że panowie Alfonsy ciągle spacerują po świecie, szukają posagów i zasługują na wzgardę u ludzi uczciwych. Że publiczność nie przyszła i teatr znów był prawie zupełnie pusty, dziwić się należy. Nazwisko Dumas’a­‑syna łączy się z takim sukcesem scenicznym, iż spodziewać się należało większego zainteresowania, choćby ze względu na grę pani Wojnowskiej. W roli ekskelnerki p. Wojnowska grała bardzo starannie i drobiazgowo. Toaleta jej, zrobiona modą z przed lat dwudziestu, jaskrawa i bogata, ruchy, sposób mówienia, były niezmiernie sumiennie zastosowane do postaci. Lecz p. Wojnowska nie ograniczyła się na stronie zewnętrznej. Ta parweniuszka krzykliwa i zazdrosna była bardzo dobrą kobietą. Uczuciowa strona roli była tak ładnie, tak umiejętnie zaznaczona, że widz żałował tej, z której śmiał się początkowo i gdy w czwartym akcie pani Guichard mówi do Alfonsa: „kocham cię“ — nikt się nie śmieje, bo pani Wojnowska potrafiła już pozyskać serce widza dla swej kreacji i przeciągnąć go na swoją stronę.
Po pani Wojnowskiej słowa uznania należą się panu Chmielińskiemu, który potrafił ryzykowną scenę przebaczenia uczynić niezmiernie zajmującą i trochę nieprawdopodobnej postaci pana de Montaigrin realnymi szczegółami (zakoń. aktu drug.) potrafił nadać cechę prawdopodobieństwa. Pani Rotter grała bardzo szlachetnie, poprawnie i pochwalić musimy doskonałą grę twarzy, którą pani Rotter celuje. Ta artystka umie słuchać, a to rzadko się zdarza. Rola Alfonsa dostała się panu Adwentowiczowi. Jest on do niej stanowczo za młody, ale dużo złożył w niej dowodów inteligencji i choć ton pana Adwentowicza, całe wzięcie się jest za szlachetne na takiego łotra, to uznać należy cały nakład pracy, jaką ten utalentowany artysta w grę swoją włożył. Kiedyż wreszcie zobaczymy pana Adwentowicza w jakiejś romantycznej, bohaterskiej roli, do której jego piękny talent zupełnie się nadaje?.. Basia Zielińska jest małym talencikiem, który się zapowiada korzystnie na przyszłość. To dziecko akcentuje bardzo dobrze i nastraja się do sytuacji.
A teraz — co do szczegółów wykonania. Trudno tu mówić o doskonałości, skoro sztuka taka idzie nie dość wypróbowana. Ale choć na ten szczegół należało zwrócić uwagę. Oktawjusz i pani de Montaigrin mówic o największych swych tajemnicach podniesionym głosem, jak na puszczy. W drugim pokoju jest mąż, jest służba — to ich nie nie obchodzi. Krzyczą swoje tajemnice w niebogłosy, spacerując koło drzwi, gdzie przebywa mąż. Nie mamy pretensji, aby obmyślano jakieś możliwe sytuacje i inną scenerję, jak owa wieczna kanapa na lewo, a stół na prawo, ale gdy się rozchodzi o ważne momenta, trochę prawdy zdałoby się w układzie scenicznym. Nad tem potrzeba pomyśleć, a przecież chyba myśleć jest komu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gabriela Zapolska.