Grób rodziny Reichstalów/IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Krasiński
Tytuł Grób rodziny Reichstalów
Pochodzenie Pisma Zygmunta Krasińskiego
Wydawca Karol Miarka
Data wyd. 1912
Miejsce wyd. Mikołów; Częstochowa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IX.
Viens donc, viens détacher mes chaines corporelles
Viens, ouvre ma prison; viens, prette-moi tes ailes;
Que tardes-tu? Parais, que je m’élance enfin
Vers cet etre inconnu, mon principe et ma fin.
Alph. de Lamartine.

Tymczasem pułkownik Leslie z założonemi rękoma w głębokiem zamyśleniu stał naprzeciwko łoża boleści, na którem umierał srogą znękany chorobą i podeszłą osłabiony starością Adalbert de Reichstal.
Adalbert podniósł się trochę, wyciągnął rękę ku Lesliemu i rzekł często przerywanym głosem:
— Jutro już mnie nie będzie; ale powiedz mi, śmiertelny człowiecze, czy to nie marą, nie snem było. Zdało się osłabionym oczom, że widzę Wallensteina. Ach! jakże się zmienił. Dawniej czoło bohatera jaśniało boską pogodą, teraz smętność i zmarszczki go szpecą. — Jednak choć osłabiony wiekiem, choć trapiony boleściami, poznałem jeszcze te oczy, ten wzrok pełen ognia, który tyle razy zwracał się na Minnę. Słyszałem, że wiele zwycięstw odniósł, a zapewnie teraz pnie się do tronu.
— Do tronu — powtórzył Leslie, — do tronu! a któż ci to odkrył? Czyż człowiek przy śmierci może zgłębiać najskrytsze śmiertelnych myśli, czyż dusza mająca się wkrótce oderwać od ciała, unosi się nad sercami innych.
— Nędzny prochu, słaby człowiecze — znów odezwał się Adalbert, — spojrzyj w to niebo, a tam poznasz myśli i zamiary ludzi. Przed piętnastu laty już wiedziałem, że Wallenstein pokona, zwycięży, wzniesie się wyżej, ale upadnie. Powiedz mu odemnie, jeśli jego przyjacielem jesteś, powiedz mu, że już kres życia dla niego się zbliża, lub lepiej nic nie mów, gdyżby cię nie usłuchał, niech losowi stanie się do woli.
Wtenczas Leslie zbliżył się do Reichstala.
— Przyjmuję — rzekł po cichu — tę wróżbę i tem śmielej postępać będę.
— Dla czegóż — rzekł po chwili Adalbert — zostajesz się przy umierającym starcu, dla czegóż pilnujesz osłabionego człowieka?
Nic nie odpowiedział pułkownik.
— Ostatnia moja chwila się zbliża, wszyscy mnie opuścili; żona, córka, syn może w zimnym spoczywa grobie; tyś jeden ulitował się nademną; zawdzięczę ci za to sposobem, który jeden mi tylko pozostał. Bogactwa złupili protestanci, siłę wiek odjął, ale wiek rozumu i nauki nie wydarł. Wesprzyj mnie ręką, zaprowadź do okna, niech raz jeszcze spojrzę na niego, a powiem ci co cię czeka, powiem ci jak daleka śmierć od ciebie.
Usłuchał Leslie starca; podniósł się Adalbert i wsparty na ręku pułkownika, słabym krokiem zmierzał do okna, przy którem stało jego krzesło i ogromny teleskop dawno już nie używany. Usiadł i drżącą ręką przysunął astronomiczne narzędzie. Gasnące oczy przyłożył — do szkła przybliżającego oku śmiertelnemu gwiazdy i nieskończone światy. Długi czas patrzył na niebo, nareszcie pchnął teleskop, który padł na ziemię i na drobne roztłukł się kawałki.
— Tyś już mi niepotrzebny — silnym zawołał głosem; — nieszczęścia same mi tylko wskazujesz.
Potem porwał z nadzwyczajną siłą rękę pułkownika i dość długo po niej linie się krzyżujące rozważał; nareszcie powstał, dobywając sił ostatnich, rzucił się w objęcia Lesliego i zawołał:
— To ręka Alana, nikt inny nie miał takich znaków. Zginiesz wraz z Wallensteinem. Wasze gwiazdy się spotkały, ale na śmierć waszą. Umieram, wiesz gdzie grób naszej rodziny, pochowaj mnie z żoną i córką.
Ostatnie to były słowa Adalberta de Reichstal, jeszcze raz podniósł oczy ku niebu, jeszcze raz ścisnął rękę przerażonego pułkownika i upadł na krzesło. Łzy płynące z oczu jego zatrzymała ręka śmierci, a dusza astrologa wzbiła się ku światom, które za życia rozważał.
— I ciebie jaż nie ma — cichym głosem rzekł Leslie; — wkrótce więc i ja zginę, ale zemszczony.
Całą noc przepędził pułkownik przy Adalbercie, nazajutrz rano wyszedł z pustego już teraz domu. Łza samotna spłynęła na jego lica, ale to ostatnia była, którą miał wylać za życia.
Ciała astrologa nie znaleziono w jego komnacie, a sąsiedzi zgromadzeni na pogrzeb Reichstala, rozeszli się, mówiąc po cichu, że zapewne Wallenstein kazał go przed śmiercią swoją pochować; niektórzy zaś wierzący w czary twierdzili, że duch ciemności przywłaszczył sobie Adalberta.
Ale wkrótce już nie mówiono o tem zdarzeniu, bo chodziła pogłoska, że książę Frydlandzki nie lubi, żeby wspominano o Adalbercie.
Pamięć bowiem nieszczęść, które z jego ojczyzny na rodzinę Reichstalów spłynęły, truła jego spokojność, a nieraz za wymówieniem imienia Minny bladły mu lica. Przestali więc mówić o Adalbercie de Reichstal, a pułkownik Leslie ani słowa nigdy nie wyrzekł o nocy, którą przepędził obok konającego starca.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zygmunt Krasiński.