Encyklopedja Kościelna/Aleksander VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Tytuł Encyklopedja Kościelna (tom I)
Redaktor Michał Nowodworski
Data wyd. 1873
Druk Czerwiński i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
Aleksander VI, Roderyk Llançol y Borgia, ur. 1 Stycz. 1431 r., w miasteczku Xativa, djecezji walenckiej (w Hiszpanji), z ojca Godfryda, matki Joanny z Borgiów, siostry Papieża Kaliksta III (ob. Borgia). Nauki pobierał w Walencji, gdzie wuj jego, późniejszy Papież, był arcybiskupem. Po ukończeniu nauk poświęcił się prawnictwu, ale wkrótce porzuciwszy ten zawód, wszedł do wojska. Świetna się doń uśmiechała karjera, bo wuj jego Alfons Borgia, biskup Walencji, kardynał od 1445 r. miał wielkie łaski u króla Arragonji Alfonsa V. Kiedy z powodu zatargów między Arragonją a Florencją i Medjolanem, przybył z wojskiem arragońskiém Roderyk do Włoch, w domu swego wuja poznał Julję Farnese i z nią r. 1450 ożenił się. We Włoszech panowała wówczas gwałtowna zaraza, Roderyk przeto z żoną, matką swej żony Joanną z Caetanich i młodszą siostrą żony Hieronimą Farnese wrócił do rodzinnego kraju i zamieszkał w Walencji. Po pięciu latach pożycia małżeńskiego, Julja umarła, wydawszy na świat czwarte dziecko (Vita di Rodrigo Borgia; Ollivier, Alexandre VI et la Borgia, p. 91). Wuj jego, który r. 1455 został Papieżem, pod imieniem Kaliksta III, powziąwszy wiadomość o smutku Roderyka, dla pocieszenia go, wezwał go do Rzymu. Uległ chętnie temu głosowi, a czworo swych dzieci: Piotra Ludwika, Franciszka, Cezara i Lukrecję, na wychowanie zostawił matce żony, Joannie z Caetanich, która się na mieszkanie przeniosła do Wenecji, mając tam liczne stosunki rodzinne. Pospolicie oskarżają Aleksandra VI o stosunki nieprawe z jedną kobietą i tę powieść bajeczną odnoszą do czasów jego pobytu w Wenecji. Oskarżenia te, jak mało mają podstawy, choćby z tego można się przekonać, że je rozgłoszono dopiero znacznie później, po śmierci Papieża, że je rozgłosili pisarze bardzo nieprzyjaźni Aleksandrowi, z nienawiści narodowej, a nadto, że ci pisarze z innych względów nie zasługują na wiarę, a mianowicie: 1) Guicciardini (Storia d'Italia), nieprzychylny Papieżowi (Audin. Hist. de Leon X, 4 edit. t. 2, p. 221), bez skrupułu rzuca potwarze na najznakomitszego Pap. Grzegorza VII (Ollivier, l. c., p. 16—22); 2) Paweł Jovius, wszystkim znany ze swej przedajności (Audin, Hist. de Leon X, t. II, edit. 4, p. 216; Cantu, Hist. univ. 3 edit. t. 14, p. 387; 3) Djarjusz Burcharda jest tak błędny, tak niejasny, tyle zawiera faktów fałszywych, że w bardzo wielu rzeczach wierzyć mu zupełnie nie można. Nadto, ci pisarze i za nimi idący podają o mniemanej Vannozzy tak niepewne wieści i z sobą niezgodne, iż to samo najjaśniej mówi, że się stali echem pokątnie ukutych i fałszywych wieści. Po wydobyciu na jaw nowych źródeł, a nieznanych dawniej, po porównaniu różnych poprzednich niezgodnych wiadomości, dziś nie ulega wątpliwości, że tą kobietą była Julja Farnese, a pod imieniem Vannozzy znaną była matka Julji. Zgadzają się w ogóle pisarze, że Roderyk w Walencji żył w jawnym związku z Julją Farnese. Jakże rozsądnie przypuścić, żeby dziewica ze znakomitej rodziny włoskiej, chciała zostać jawną nałożnicą? Daleko jeszcze nieprawdopodobniejsza jest, aby matka na taki stosunek ohydny zezwalała, mieszkając razem z niemi w Walencji. Farnesowie i Caetanowie nigdyby nie dopuścili takiej zniewagi, szukaliby zemsty, (bo znana od wieków vendetta włoska) i zmusiliby do naprawienia zniewagi przez zawarcie małżeństwa. Przytém, jaki interes mogły mieć obie strony w utrzymywaniu związku nieprawego? Stosunki Roderyka z Julją w Walencji były takie, że wszyscy ją uważali za prawą małżonkę (Vita di Rodrigo, Panvini, Tomasi u Oliviera, l. c., t. I, p. 285), po śmierci wszyscy jej żałowali. Wprawdzie pisarze ci widzą w tém jedynie przebiegłość Roderyka, iż potrafił tak się ukryć przed okiem ludzkiém. Ale właśnie ta przebiegłość, pozwalająca niby ukryć złe życie, jest zagadką trudniejszą do rozwiązania nad wszystkie zagadki, choćby najzawilsze. Jakże bowiem to wytłumaczyć, aby życie tak gorszące mogło się ukryć i nie wyjść na jaw, kiedy obierając karjerę duchowną, zaraz został wyniesiony na arcybiskupstwo Walencji (1456 r.), tego miasta, gdzie doskonale był znany. Później (1472 r.) przybył do Walencji, przyjmowany najświetniej, przemawiał z ambony, zachęcając duchowieństwo do obrony praw kościelnych (Olivier, p. 185 i dalsze), przeciw nadużyciom panów hiszpańskich, którzy bardzo niechętném okiem spoglądali na legata papieskiego. Wśród ciągłych wówczas stosunków między Hiszpanją a Włochami, jakże zrozumieć, aby inni kardynałowie, a zwłaszcza mu niechętni, o tém nie wiedzieli? Zajmował najwyższe stanowisko, pierwsze po Papieżu, to samo już tworzyło mu wielu zawistnych, którzy bacznie za nim śledzili, z pewnościąby mu nie przebaczyli jego błędów i nie przestaliby mu onych wytykać, dopókiby Papież nie usunął go z wice-kanclerstwa. Tymczasem widzimy fakt wręcz preciwny: Kalikst III, Pius II, Paweł II, Sykstus IV, Innocenty VIII utrzymują go niezmiennie na wice-kanclerstwie przez 35 lat z górą, od 1457 do 1492. Owszem, w Rzymie wiedziano dobrze, że miał dzieci prawe, bo najstarszy jego syn Piotr Ludwik r. 1485, zatém na lat siedm przed wyniesieniem go na Papieża, został księciem Gandji, należącej do królewskiego domu Aragonji. Gdyby na urodzeniu jego ciążyło podejrzenie, nie byłby nawet do herbu przypuszczonym (Sainte Marthe, Hist. de la maison de France, Olivier, l. c., p. 114). Silnym też dowodem fałszywości zarzutów czynionych Aleksandrowi z życia poprzedniego, jest to, że La Tremouille, ambasador francuski przy dworze Aleksandra VI, a więc najlepiej świadomy wszystkiego, pojął za żonę córkę Cezara Borgia, wnuczkę Papieża, i to wtedy, gdy ze śmiercią Aleksandra, świetna gwiazda tej rodziny już zgasła na zawsze (Bouchet, Hist. des Louis seigneur de la Tremouille dit le chevalier sans reproche, apud Buchon, Choix de chroniques t. VII. — Olliv. l. c., p. 112). Kiedy go pytano, czemu nie wybrał, jakiej innej księżniczni? „dla tego, odpowiadał, że ta pochodziła z domu, w którym czystość niewieścia nie doznała plamy“. Musiała więc to być rzeczywiście rodzina nieskalanej sławy; inaczej narażanoby się przez związek z nią na szyderstwa i śmiechy tak niemiłosierne i zgubne we Francji. Później córka Lukrecji Borgia, Anna d'Este, wyszła za księcia Franciszka Gwizjusza, a następnie Jakóba sabaudzkiego księcia de Nemours. Takie związki rodzinne zupełnie inaczej każą myśleć o pochodzeniu synów Aleksandra VI, niż pospolicie dziś mniemają. Jedyny, o ile nam wiadomo, dowód przeciw prawemu pochodzeniu dzieci Aleksandra VI, podaje Guicciardini (Storia d. Italia lib. 1, pag. 15, edit. 1562), mówiąc, że Cezar Borgia, w chwili zostania kardynałem, poszukał świadków, którzy zaprzysięgli, że on jest synem innego Borgia, a nie Aleksandra VI. Jako rację tego podaje, że nikogo wątpliwego pochodzenia kardynalstwem nie obdarzono (Ollivier l. c., p. 115). Owóż ta racja Guicciardiniego jest fałszywą z podwójnej strony: teoretycznej czyli prawnej i faktycznej. Ze strony prawnej: Kościół wprawdzie wyraża nieprawe pochodzenie jako przeszkodę, irregularitatem, do kapłaństwa i godności kościelnych, absolutnie jednak nikomu drogi do najwyższych dostojeństw kościelnych nie zamyka; gdy zdolność i cnota za kim przemawiają, na ich głos zawsze się otwierają podwoje kościelne, udziela się dyspensa. Żadnych kłamliwych, krzywoprzysięstwem skalanych świadectw tu nie potrzeba. Racja Guicciardiniego fałszywa też ze strony faktycznej, bo mógł łatwo wiedzieć, że w tymże wieku, t. j. XV, kreowano dwóch kardynałów nieprawego pochodzenia (Moreri v. Cardinal.), o jednym z nich Ludwiku aragońskim sam pisze, o kilka wierszy tylko wyżej, a przecież nie wymagano od nich żadnych świadectw, żadnych podrabianych dowodów. Na fałszywy fakt, musiał Guicciardini przytaczać fałszywą rację, taka musi być loika. Fakt kłamliwy zbył w końcu niczém, bo nie wskazał, kogo też świadkowie podali za ojca Cezara. Kłamstwo takie byłoby bezczelniejszém nad wszystko, co można sobie wyobrazić. Wiedziano publicznie w Rzymie, że Cezar miał siostrę Lukrecję. Jakże więc, nikt nie zapytał, czy podany ojciec był także ojcem Lukrecji? Zresztą, jeżeli podobne zeznanie było złożone, to w archiwach rzymskich musiałoby się znaleść, czego właśnie nikt nie odszukał. Z tego widzimy, jak do Guicciardiniego podań, nieprzychylnych Papieżom, mało wagi przywiązywać należy. Gdy więc ojcostwo Aleksandra było całemu światu wiadome, tak, że gdyby nawet chciał, byłby nie mógł go przed ludźmi ukryć, a najbliżsi świadkowie, z tego mu zarzutu nie robią, więc koniecznie trzeba przyjąć, że urodzenie jego dzieci było prawe i że prawy związek małżeński łączył go z Julją Farnese. Przybywszy Roderyk, po śmierci swej żony, do Rzymu, obierając sobie stan duchowny, postanowił uzupełnić swe wykształcenie w kierunku obranym. Ze swym kuzynem del Milla uczył się na uniwersytecie w Bolonji (Hieron. de Busselis, u Ollivier p. 147). Wkrótce Kalikst III mianował go arcybiskupem Walencji, kardynałem djakonałem, tytułu św. Mikołaja in carcere (12 Wrześ. 1456) i legatem Marchji. Odtąd zaczyna się życie publiczne kardynała Roderyka; pomimo wieku młodego, od razu zajaśniał w nim umysł wyższy, odznaczający się bystrością, przenikliwością, a przytém niepospolita siła i energja woli. To też, jako legat Marchji, ocalił od ruiny Siennę (list Eneasza Sylv. do kard. Borgia, u Ollivier str. 290) i całą Marchję, w czasie najścia tej prowincji przez Jakóba Picinino, kondottiera Alfonsa V króla neapolitańskiego. Powołany do Rzymu (1457), mianowany został wice kanclerzem. Sami nieprzyjaciele jego przyznają, że na tym wysokim urzędzie dobrze się zasłużył Kościołowi. On to swym głosem przeważnie wpływał na obiór Piusa II, Sykstusa IV i Innocentego VIII. Piusowi II, udającemu się na krucjatę, miał towarzyszyć. Wpływ i znaczenie jego rosło z wiekiem. Sykstus IV, zamierzywszy sprzymierzyć wszystkich książąt chrześcjańskich przeciw Turkom, najzdolniejszych kardynałów wyprawił w poselstwie do różnych krajów, między nimi Roderyka do Hiszpanji, w celu pogodzenia Ferdynanda aragońskiego z Henrykiem kastylskim i uśmierzenia domowych niezgód. Wyprawił się w drogę kanclerz w Maju 1472 r. Przyjęty został z największemi honorami. Był w Walencji, stolicy swej biskupiej. Tu przemawiał z ambony do ludu i duchowieństwa, dziękował za dobre przyjęcie i dawał nauki odpowiednie. Poselstwo atoli nie przyniosło pożądanego owocu. Wracając na statkach weneckich, blisko Ostji uległ rozbiciu, w którém wiele osób mu towarzyszących utonęło; zatonęła także znaczna summa pieniędzy, przeznaczona z Hiszpanji dla Papieża. R. 1476 został Roderyk kardynałem biskupem albańskim, a 1479 r. portueńskim. Krewni Sykstusa, używający wielkiego wpływu, a stale nieprzychylni kanclerzowi, nie zdołali go obalić. Z tego już samego faktu można wnosić, iż życie jego musiało być dalekie od zarzucanych mu później zgorszeń, bo tych byłby mu nie przebaczył kardynał la Rovere, zawzięty jego nieprzyjaciel. Pomimo wielu zajęć urzędowych, napisał za czasów Innocentego VIII dzieło: Clypeus defensionis fidei sanctae Romanae Ecclesiae. Wówczas kilku kardynałów zajmowało wybitne stanowisko; przyciągali oni swą wziętością innych i jakoby partje tworzyli. Do tych należał „kardynał Borgjasz, zajęty jedynie myślą wyzwolenia ludu z ciemięztwa panów feudalnych; jeżeli przyjdzie do tjary, można być pewnym, że nie będzie oszczędzał panów trzymających Rzym w niewoli!“ (Audin l. c., t. 1, p. 65). Te słowa dobrze malują jego dążenia i sam powód wyniesienia go na papiestwo. Czasy były smutne w Państwie Kościelném jeszcze za życia Innocentego, a znacznie się pogorszyły po jego śmierci. Innocenty, znając stan rzeczy i pokładając zupełną ufność w kardynale Roderyku, powierzył mu przed śmiercią straż zamku św. Anioła. Tym sposobem, jakoby wskazał swego następcę. Po śmierci Innocentego († 25 Lipca 1492 r.), weszli kardynałowie do konklawe 9 Sier. Było kardynałów 23, a między tymi tylko dwóch innego pochodzenia, t. j. Roderyk Hiszpan i Acosta Portugalczyk. Wszyscy inni byli Włochami. Po dwóch dniach, t. j. 11 Sierp. 1492 r. Roderyk został Papieżem. Zarzucają mu, że drogą świętokupstwa wdarł się na papiestwo. Zarzut ten opiera się na podaniu Burcharda, Infessury i Guicciardiniego. Rozbierzmy je po kolei. W rękopismach Djarjusza Burcharda nie znajduje się wcale ustęp o symonji Aleksandra (Olliv. p. 220), ale przy wydaniu Burcharda, celem uzupełnienia, został wzięty z Infessury. Infessura zaś podał ten fakt tylko ze słyszenia, bo sam nie znajdował się w Rzymie. Nadto, cały ustęp Burcharda czy Infessury, o obiorze Aleksandra, jest błędny, o czém łatwo się przekonać. Burchard (w wydaniu Leibnitza) podaje fałszywą datę obioru Aleksandra, 2 Sierp., kiedy rzeczywiście miało to miejsce 11 t. m. Wylicza sześciu kardynałów, którzy się przekupić dali, a pięciu, którzy stanowczo, niby pozostając w opozycji, odmówili swego głosu Roderykowi. Tymczasem ze źródeł najwiarogodniejszych rzecz się przedstawia zupełnie inaczej. Bzowski (ad ann. 1492), Dzieje konklawów (Hist. des concl. t. l), Anonym, obecny przy intronizacji Aleksandra, w swej Kronice (Ollivier, p. 309), Kronika Chrystof. Schedla, drukowana w Norymberdze 1493 r. (ibid. p. 313), mówią, że został obrany jednomyślnie. Anonym wskazuje, że to się stało sposobem wówczas będącym w użyciu, przez akcesję (omnes volentes accesserunt). To stwierdza Paweł Jovius, najmniej podejrzany w tej sprawie, jako wielce nieprzychylny Aleksandrowi, i mówi, że trzej kardynałowie, acz nieprzychylni Borgjaszowi, a u Burcharda wykazani jako stanowczo odmawiający mu głosu, pociągnięci jednak przykładem innych, za nim głosowali. Więc nie prawdą jest, że pięciu pozostało w opozycji do końca, ale tylko dwóch. Nadto, Burchard popełnia trzecie kłamstwo oczywiste, potwarz dziejową. Pisze, że białemu zakonnikowi weneckiemu, od niedawna wyniesionemu do kardynalstwa, dał kardynał Borgia 5 tysięcy dukatów i że, z tego powodu, rząd wenecki owemu kardynałowi (ponieważ był patrjarchą weneckim) odmówił pensji. Ale nie wymienia Burchard białego kardynała, wiadomo jednak, że nim był dawny jenerał kamedułów, później (1466 r.) patrjarcha wenecki, nareszcie 1489 r. kardynał, Maffeo Gherardo (Fleury, Hist. eccl. l. CXVII, ad an. 1492). Był on podczas elekcji już zgrzybiałym starcem i wracając do domu, 14 Wrześ. 1492 r. um. w Terni. — Piotr Delfini, towarzysz jego podróży, pisze, iż swe życie nieskazitelne uwieńczył śmiercią świętą (Olliv. p. 230). Tenże Delfini, później na żądanie Contariniego, następcy na patrjarchacie, napisał życie Gherarda, gdzie ani wzmianki o żadnej symonji, o żadném zatrzymaniu mu pensji. Nareszcie, kiedyżby rząd wenecki miał czas odmówić pensji, skoro on w miesiąc potém już się rozstał ze światem? Tak widoczne błędy uwalniają od zbijania innych oskarżeń Burcharda, a każdy rozsądny krytyk musi przestać na świadectwie, kilku innych pisarzy wiarogodniejszych, wręcz przeciwném, i uznać, że Aleksander VI był obrany drogą zupełnie właściwą. W obec przytoczonych dowodów, co może znaczyć deklamatorstwo Guicciardiniego? Dość tylko odnośny ustęp przeczytać (mamy pod ręką jego La historia d'Italia, edit. Venet. 1562, na str. 2—3), aby się przekonać, że pisze tylko ze słyszenia i oczywistych sprzeczności się dopuszcza. Mówi najprzód, że wybór Aleksandra był skutkiem niezgody między Askanjuszem Sforza i Juljanem de la Rovere. Prawda, bo w istocie trzech tylko kandydatów było do tronu, ci dwaj i Roderyk; więc głosy były z początku podzielone; ale jakie konklawe, jakie wybory mogą się odbyć bez najmniejszego rozdzielenia się głosów? Zupełna jednomyślność od początku, jeszczeby słuszniejszy powód dała do oskarżania o przekupstwo. Jeżeli nieporozumienie trzech ubiegających się o tron, przyczyniło się do wyboru Aleksandra, naówczas już zbyteczne przekupstwo, bo łatwo bardzo Borgia, górujący nad wszystkimi bystrością i przenikliwością umysłu, mógł spostrzedz na czyją stronę głosy się przechylą. Guicciardini oskarża Askanjusza, jako głównego sprawcę złego, że sam dał się przekupić i innych kardynałów samym przykładem, bo nie namową ani prośbami, za sobą pociągnął. Zaprawdę, zanadto wielka skuteczność samego przykładu! Według niego, był to zupełnie nowy przykład symonji w owym wieku. Mówi nie prawdę, bo pisarze oskarżali kilku poprzedników Aleksandra o tenże występek, a nawet Innocentego VIII. Przy każdym niemal obiorze wówczas, w Rzymie te same głosy, chociaż najfałszywiej się powtarzały. W końcu Guicciardini, w zapędzie deklamatorskim, posunął się aż do śmieszności: bo nawet król neapolitański, acz publicznie całkiem zamilczał, ale przed królową ze łzami, wbrew, swemu zwyczajowi, bo rozwiązły okrutnik nie lubił płakać, ten fakt symonji opowiadał. Na takie argumeuta rozsądna krytyka tylko uśmiechem pozwala sobie odpowiadać. Wybór Aleksandra, wśród bardzo trudnych okoliczności, był zupełnie naturalny (Audin l. c., p. 119). Kardynałom było pilno posadzić na Stolicy papieskiej męża wielkich przymiotów umysłu (Guicc. l. c.) i niezłomnej energji. Lud głośno zatwierdził ten wybór, publicznie robiąc mu najświetniejsze owacje. Radość powszechną ludności rzymskiej dzieliły wtedy chrześcjańskie mocarstwa. Ambasadorowie zagraniczni w swych mowach (Clarorum hominum orationes, Coloniae 1559) dają mu najszczytniejsze przymioty. Jego imię zowią szczęśliwą wróżbą dla całego świata. Chwalą jego naukę, miłość i gorliwość o dobro religji. W istocie, Aleksander starał się usprawiedliwić takie oczekiwanie. Otoczył się zdolnymi ludźmi. Przywrócił bezpieczeństwo publiczne, urządzając silną policję, popierał handel, sprawiedliwość uczynił przystępną dla wszystkich, a co najważniejsza, zaprowadził rząd silny, wyższy nad wszystkie fakcje, zdolny obronić ubogich i słabych (Mathieu, Le pouv. temp. des papes, p. 449). A trudności miał przed sobą nie małe. Wassalowie państwa Kościelnego odmawiali posłuszeństwa, wiązali się z nieprzyjaciołmi papieskimi, tak włoskimi; jak i obcymi (1494 r.). Karol VIII, król francuski, wkroczył do Włoch i żądał nadania sobie inwestytury na królestwo Neapolu. Papież odmówił. Wszyscy książęta włoscy zdradzili swój kraj. Nienawiść, zazdrość, ambicja, chciwość nimi kierowały. Jeden tylko Aleksander VI spełnił swój obowiązek. Pisał do króla, przedstawiając mu prawa, prosił, używał nawet groźby, ale bezskutecznie (Audin l. c., p. 125—126). Karol stanął w stolicy chrześcjaństwa, Aleksander musiał się schronić do zamku św. Anioła; sześciu kardynałów, którzy się oddali na usługi młodego bohatera Francji, wystąpiło z oskarżeniem przeciw Papieżowi. Szukali tym sposobem zemsty i swej korzyści (Gordon, Hist. d. Aleksan. VI, t. 1, p. 116; Mathieu l. c. p. 451). Z powodu świętokupstwa żądali, aby Karol zrzucił Aleksandra z papiestwa, a wybrał innego. Ten postępek łatwy do ocenienia. Czémże, tak haniebny czyn zbuntowanych kardynałów, lepszy od mniemanego świętokupstwa? Sześć głosów przeniewierczych ma stanowić prawo, obowiązujące znaczną większość kardynałów! Zrozumiał Karol wartość tego zarzutu i wszedł w układy z Aleksandrem. Nowy dowód za przykładném życiem Papieża. Czyżby ci kardynałowie zamilczeli o gorszących czynach Papieża, gdyby rzeczywiście te miały miejsce? Nic więcej nie powiedzieli, bo nic nie było do powiedzenia. Papież inwestytury Neapolu królowi nie udzielił, wydał mu Zizima, czyli Dżema, brata sułtana tureckiego Bajazeta, z powodu czego mu czynią zarzut, że Dżem był przez Aleksandra otruty. Zarzut ten nie ma nietylko podstawy, ale nawet pozoru. Dżem wycieńczony złém życiem i więzieniem w obozie francuskim, w Kapui zapadł na dyzenterję i (1495 r.) życie zakończył (Mathieu l. c. p. 460). — Skoro Papież się pogodził z królem francuskim, kardynałowie nieprzyjaźni, prócz jednego, za przykładem Kolonnów, prosili o przebaczenie. Polityka Aleksandra była i prawdziwie włoska i zgodna z dobrem Kościoła. Odtąd starał się niezmiennie utrzymać dobre stosunki z Francją, co mu niektórzy wyrzucają; my w tém nie widzimy nic zdrożnego. Papieże zawsze, po chwilowych zatargach, jednali się z Francją, bo w niej znajdowali poparcie i obronę swych interesów. Korzystając z dobrych stosunków z Ludwikiem XII, wyjednał u niego tytuł księcia Valentinois dla swego syna Cezara Borgia, który, chociaż był kardynałem djakonem, za zdaniem świętego kolegjum, został uwolniony od djakonatu i złożył purpurę kardynalską r. 1499, a nadto Papież mianował go naczelnym wodzem wojsk swoich. Tu dochodzimy do samego źródła niechęci i potwarzy rzucanych na Aleksandra. Wywyższenie Cezara, a następnie poskromienie panów feudalnych państwa Kościelnego, dotknęło niemal wszystkie najznakomitsze rodziny włoskie. Ta nienawiść, można powiedzieć familijna, przebija się w dziejopisarzach włoskich, od Guicciardiniego, Pawła Jovio, Panviniego, aż do głośnego Cantu. Samowoli panów feudalnych Aleksander nie mógł i nie powinien był nadal cierpieć. Dobro Kościoła wymagało ich ukorzenia. Ale było to dzieło nader trudne, wymagające wielkiej odwagi, zręczności i wytrwałości. Papież posiadał te przymioty, ale potrzebował dla swych wojsk wodza zaufanego i biegłego. Kondottierom, których naówczas pełno było na zawołaniu, nie mógł zaufać. Korzystał przeto ze zdolności Cezara. Ukorzenie panów feudalnych, którzy, wypadając ze swych zamków, rabowali po drogach, mordowali i cięmiężyli lud, leżało w interesie Kościoła, a drugorzędnie tylko posługiwało ambicji Cezara. Papież, na jednym konsystorzu, wniósł przed kardynałów zaskarżenie na kilku panów: z Pesaro, Rimini, Faenza, Imola i Forli. Zapadł wyrok oddający ich pod bezpośrednią władzę papieską. Wkrótce cała Romanja, prócz Bolonji, gdzie się trzymał Bentivoglio, była w mocy wojsk papieskich. Cezar na konsystorzu (1501 r.) otrzymał za to tytuł księcia Romanji. Powodzenie go uzuchwaliło. Miał do czynienia z tyranami i zbrodniarzami, po największej części godnymi największej kary (Cantu, Hist. univ. t. XIV, p. 135; Mathieu, l. c. p. 455), postanowił też nieprzebierać w środkach. Nie mając nadziei pokonania ich siłą, za poradą Machiavela, podstępnie kazał kilku zamordować (1502 r.), zaprosiwszy ich do Sinigaglii. Lud się ucieszył i okazywał wdzięczność Cezarowi. Ale ten fakt pozostanie plamą na jego imieniu. Co, zdaniem wszystkich, miało posługiwać dumie Borgiów i wywyższeniu Cezara, inaczej Pan Bóg obrócił, bo owoce jego zabiegów dostały się w spadku Papieżom następnym, czyli Kościołowi. — Aleksander, zajęty sprawami politycznemi, nie tracił z oczu bynajmniej dobra religji. Wydał r. 1493 sławną bullę: Inter caetera, stanowiącą granicę między zdobyczami Portugalczyków i Hiszpanów w nowym świecie. Potwierdził zakon rycerski św. Michała. Wielkie mistrzowstwo zakonów: Alcantara, Calatrava i św. Jakóba Kompostelskiego, oddał w ręce Ferdynanda i Izabelli. Regułę minimów św. Franciszka a Paulo, jako też annunciatek św. Joanny de Valois zatwierdził. Bullą z pierwszego Czerwca 1501 r. zakazał czytania ksiąg przeciwnych religji. Skłonił Ximenesa do przyjęcia arcybiskupstwa w Toledo i polecił mu zreformowanie wszystkich zakonów w Hiszpanji (Ferreras, Hist. d'Espagne, t. VIII, p. 196). Ciągle przygotowywał krucjatę przeciw Turkom; ustanowił kassę, do której wszyscy kardynałowie część swych dochodów obowiązani byli składać (Audin, l. c., t. I, p. 234). Protegował uczonych i artystów, płacąc im szczodre pensje z własnej szkatuły. Rozszerzył uniwersytet rzymski, powiększył liczbę szkół, uposażył wiele szpitalów i zakładów dobroczynnych. Przyznają pierze, nawet zbyt surowo sądzący Aleksandra, jak Cantu, że za jego czasów zakwitły w Rzymie: spokój, dostatek, obfitość wszystkiego, miasto się powiększyło i wypiękniało. Życie Aleksandra wypełnione było pracą i czynnością niesłychaną: tylko dwie godziny sypiał, jadł bardzo mało, zawsze słuchał prośby ubogich, płacił długi nieszczęśliwych, tylko występki karał nieubłaganie (Audin op. c. p. 230). Felix igitur tanto pontifice Roma, powtarzano (Mathieu op. cit. p. 401). Czyż tak żyją ludzie oddani zbytkom i niemoralności? — Życie zakończył Aleksander VI z febry, zwanej perniciosa. Zasłabł, według Bucharda, 12 Sierp. 1503 r. z rana; pod wieczór czuł się gorzej. Choroba, pomimo używanych przez kilka dni lekarstw, nie ustępowała. Dnia 18 z rana Papież się wyspowiadał przed biskupem Piotrem z Chulm, w czasie mszy, przez tegoż odprawionej, przyjął N. Sakrament, siedząc na łóżku. Pięciu obecnym kardynałom powiedział, że się czuje słabym. Tegoż dnia pod wieczór przyjął Ostatnie Namaszczenie, potém niedługo, w obec biskupa Piotra i datarjusza, życie zakończył (Raynald ad an. 1503, n. 11; Muratori, Annali d'Italia 1503). Pisarze niektórzy nie chcieli poprzestać na tak prostym obrazie końca tego życia, które okrywali fantastycznie tyłu bajkami i zbrodniami. Wymyślili nową bajkę o otruciu 12 kardynałów na wieczerzy, przyczém, jakoby przez pomyłkę miał Papież się napić zatrutego wina i ztąd umrzeć. Sam Wolter śmiał się z tych bredni i surowo karcił Guicciardiniego za potwarz: tyś Europę w błąd wprowadził, a ciebie zaślepiła twoja namiętność [1]. Wszystkie zarzuty, robione Aleksandrowi VI, nie opierają się na żadnym poważnym dowodzie, są to utwory fantazji, podniecanej namiętnością i nienawiścią. Co do stosunków jego z Lukrecją, ob. Borgia. Jesteśmy pewni, że z postępem czasu, im więcej wyjdzie na jaw dowodów z archiwów, tém więcej zdrowa, bezstronna krytyka będzie musiała rozpędzić do reszty brudną mgłę, jaką namiętni pisarze postać tego Papieża otoczyli. Ks. K. R.





  1. L'Europe est trompé par vous, vous l'avez été par votre passion. Vous etiez l'ennemi du pape, vous avez trop cru votre haine (Diss. sur la mort de Henri IV, apud Mathieu l. c. p. 460).