Dziennik Serafiny/Dnia 18. Października

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Dziennik Serafiny
Rozdział Dnia 18. Października
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1876
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Dnia 18. Października.

Ten bal był prawdziwą na mnie zasadzką. Nie powinnam była kroku stąpić z domu — nie podobna się oprzeć znajomościom nowym — a potem, one jedna za drugą idą jak łańcuch... i z jednej wysuwa się niespodziewanych bez liku. — Wszyscy prezentowani dobijają się do drzwi, zacząwszy od Chevalier de Molaczek, którego ojciec przyprowadził... Ten człowiek czyni na mnie wrażenie fascinatora... Nie obudza współczucia, nie jest sympatyczny, nie ma w sobie wdzięku... a posiada on jakąś siłę, co pociąga — i razem obawiać się każe... — Twarz zwykle mało mająca wyrazu, niekiedy dziwnie drga i zdradza jakieś fałdy ironii powstrzymywanej. — Ale wnet wygładzają się te ślady i nikną...
Mimowolnie badam go więcej niż zasługuje może — ma w sobie coś tajemniczego, układ najdystyngowańszy w świecie — jednak widocznie nabyty, wyuczony, nie przychodzący mu jak innym ze krwi i natury... Można by powiedzieć doskonały aktor, który gra rolę, nie należącą mu na świecie...
Dla mnie to najlepsze, że żadnej do podobania się nie zdaje się mieć pretensji — a zabawny... Ojciec go ceni jak wszystkich, którzy sobie zdobyli pewne stanowisko. Jego słabością są wszelkiego rodzaju Ekscellencje... dwór dlań słońcem... stolica byłaby rajem. — Papa gdyby mógł, zamiast siedzieć we Lwowie, przenieść się do Wiednia, uzyskawszy jakie podkomorstwo — byłby u celu swych życzeń. Dla tego to może wzdycha zawsze, wspominając o starym jenerale, którego szczęściem dla mnie we Lwowie nie ma. Lękam się tylko, aby w wyobraźni ojca nie zastąpił go Molaczek, który także ma ogromne stosunki... i co chwila się z tem zdradza... jak jest u dworu położony.
Józia z podziękowaniem przyjechała do mnie i z mnóstwem ciekawych szczegółów o pamiętnym swoim wieczorze... Połapała wiele różnych zdań o mnie, jak zaręcza, pochlebnych, obiecujących mi stanowisko hors ligne w pięknym świecie tutejszym — którego ja wcale sobie nie życzę, i o nie ubiegać się nie myślę. — Przynajmniej pięć czy sześć nazwisk młodzieży, zakochanej we mnie, mi przyniosła.
Ale ja tak zestarzałam się prędko i tak mi to obojętne...
Ojciec nalega na to, ażebyśmy dom otworzyli, wszyscy się upominają, wątpię żebym odmówić mogła. Jeżeli nie mogę sama być szczęśliwą, dla czegożbym kosztem tak nie wielkim, drugich rozerwać nie miała...
Mówiłyśmy z Józią o dniu, któryby wypadało naznaczyć na przyjęcie... Czwartek jest wolny, niech będzie Czwartek. Balów i tańcujących wieczorów dawać nie myślę. Jakkolwiek salon jest obszerny, a połączony z jadalnym, starczył by dla moich gości, nie rozumiem takiego czegoś przez pół... Musiałabym muzykę mieć dobrą... służbę powiększać... kłopotać się... — Jeżeli panie zechcą wypić u mnie herbatę, pogadać, zagrać, zaśpiewać, a panowie zagrać wista... to dobrze, ale nadto więcej nic... Postaram się tylko o wytworną wieczerzę, i bo i papa to lubi i oni wszyscy nie są na nią obojętni.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.