Przejdź do zawartości

Dzielny rogacz/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ernest Thompson Seton
Tytuł Dzielny rogacz
Podtytuł Baran Górski
Pochodzenie Opowiadania z życia zwierząt, serja druga
Wydawca Wydawnictwo M. Arcta
Data wyd. 1912
Druk Drukarnia M. Arcta
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Arct-Golczewska
Ilustrator Ernest Thompson Seton
Tytuł orygin. Krag
Podtytuł oryginalny The Kootenay Ram
Pochodzenie oryginalne Lives of the Hunted
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

III.

Poszarpane zręby skalne nie stanowią najlepszej ojczyzny owiec, ale bardzo bezpieczne miejsce schronienia. To też matki, z chwilą kiedy się tu znalazły, nie odczuwały już strachu i następnych dni uważały bardzo, aby przy paszeniu się na łące, nie odsuwać się zbytnio od tych szczelin.
Jagniątka rozwijały się bardzo szybko, tak że po tygodniu mogły już dorównać w chodzie matkom, gdy w razie grożącego niebezpieczeństwa te podążały do bezpiecznych kryjówek.
Wkrótce śnieg zniknął ze szczytów, wszędzie zieleniła się trawa i różnobarwne kwiaty. Wszędzie była więc obfitość pożywienia, ku wielkiej radości jagniątek, które, zadowolone, machając ogonkami, łykały smaczne mleczko.
Jedno z jagniąt miało biały nosek, drugie zaś, nieco większe, odznaczało się spiczastemi rożkami, które pokazały się na zgrabnym jego łebku już w kilka dni po urodzeniu.
Oba wesołe i pełne życia, bawiły się ze sobą, kręcąc się wokoło matek i skacząc przez dzień cały. Gdy jedno pobiegło gdzie, zaraz drugie doganiało je w podskokach i bodło rożkami — i tak podążały razem na pagórek kamienisty, gdzie zaraz rozpoczynały znany wśród owiec „taniec burzowy.” Jedno z jagniąt stawało na szczycie małego pagórka i tutaj, uderzając kopytkami o ziemię i wstrząsając swą okrągłą główką, zdawało się zawiadamiać, że jest w posiadaniu góry i nie obawia się żadnego napadu. Drugie nie dało czekać na siebie. Po chwili obie okrągłe wełniste główki, ze złożonemi ku tyłowi różowemi uszkami, stykały się z sobą, a niewinne ich piwne oczy, poruszały się dziko. Napierały wzajemnie na siebie i przyciskały do ziemi, aż w końcu jedno z nich przysiadło na kolanach, ale wnet podniósłszy się, wierzgnęło w górę kopytkami, jakby chciało powiedzieć:

— Co tam wart jest twój zamek! — Ale w tej chwili skoczyło na drugi kamień lub wzgórek i stanowczem, bystrem spojrzeniem objąwszy go w posiadanie, czekało zaczepki.

Oba wesołe i pełne życia, bawiły się ze sobą, kręcąc się wokoło matek...
I znowu rozpoczynała się walka.

Przy tych zabiegach gimnastycznych zwykle brał górę Białonosek, bo był większy i tęższy, zaś przy wyścigach zwyciężał zwykle Rogaczek. Był on niezmordowany w ruchach; od rana do wieczora w ciągłych podskokach i jeszcze mu było mało.
W nocy spały jagniątka przytulone do mateczek swych, w bezpiecznym kątku, gdzie dosięgały ich i grzały pierwsze promienie słońca porannego. Rogaczek był pierwszy na nogach, Białonosek zaś lubił wygody; leżał więc póty skulony, dopóki matka nie zbudziła go i nie zapędziła do codziennych zajęć.
Miał on oprócz białego noska, białą plamę na szyi; jestto wprawdzie właściwością wszystkich owiec górskich, ale u Białonoska była ona szczególnie duża i znaczna, a dla Rogaczka była tak ponętna, że nie mógł nigdy przejść obok niego, aby go nie chwycić za szyję. Sprawiało mu to specjalną przyjemność, gdy mógł obudzić swego przyjaciela uderzeniem głowy właśnie w tę białą plamę.
Owce górskie żyją przeważnie w stadach — im liczniejsze są stada, tem więcej oczu widzi niebezpieczeństwo. Myśliwi jednak tak skrzętnie uprzątali góry Łubinowe z ich mieszkańców, że zaledwie po kilka lub kilkanaście sztuk pozostawało w stadzie, a największe liczyło najwyżej trzydzieści głów. Najbardziej niezmordowanym w prześladowaniu owiec był Scotty. Dach jego chaty był cały pokryty rogami owiec, a pół izby zajmowały skóry owcze, czekające na kupców.
W połowie czerwca nieraz można go było spotkać ze strzelbą w ręku, czyhającego na jagnięta, gdyż dla niego czas polowania trwał przez cały rok; za każdym razem jednak czujne matki zobaczyły go zdaleka i albo w okamgnieniu uciekły, albo krótkim, gwiżdżącym dźwiękiem dawały swym dzieciom znak, by się nie poruszały.
Wtedy jagniątka stały nieruchome jak kamienie, jakby wiedziały, że każde najlżejsze poruszenie, grozi im niechybną śmiercią. Potem zaś, gdy nieprzyjaciel, niezauważywszy ich, skierował się w inną stronę, uciekały co sił starczyło.
Ale pewnego dnia, gdy przechodziły przez las sosnowy, poczuły jakiś nieznany zapach. Zatrzymały się, żeby się przekonać co to było, gdy nagle zeskoczyło jakieś zwierzę ze skały wprost na matkę Białonoska i przewróciło ją na ziemię.
Przerażony Rogaczek uciekł ze swą matką, a rosomak — gdyż on to był — położył wkrótce koniec życiu swej ofiary, potem skoczył na samego Białonoska, który stał obok jakby skamieniały ze strachu — i jego również położył niemiłosiernie trupem obok matki.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ernest Thompson Seton i tłumacza: Maria Arct-Golczewska.