Doktór Muchołapski/XXXV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Erazm Majewski
Tytuł Doktór Muchołapski
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1892
Druk P. Laskauer i W. Babicki
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Julian Maszyński
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXXV.
Nic z wielkich projektów.


Położenie stało się rozpaczliwem. Niedawno temu byliśmy tak szczęśliwi — awantury nasze miały się skończyć — a teraz... czeka nas śmierć w lodowej pustyni. Albo obaj zginiemy, albo muszę o zachodzie słońca poświęcić lorda, który cierpiał rozciągnięty na zlodowaciałym śniegu i wrócić na łono świata ludzkiego sam jeden. Płyn Nureddina był już teraz jedynem zbawieniem mojem. Ale czy tylko mojem?... Zrozumiałem nagle, że i Anglika mógł wyrwać z objęć śmierci. Wszak lord Puckins otruł się jakąś kilkunasto­‑tysięczną cząstką grama alkaloidu. Jeśli go przywrócę do naturalnej wielkości, to wtedy drobna cząsteczka jadu, jaka dobija organizm Puckinsa małego, stanie się nic nieznaczącą dla Puckinsa dużego i umierający może ozdrowieć. Ale co wtedy będzie ze mną? Zamyśliłem się ze smutkiem nad ponurą perspektywą, ale wnet otrząsnąłem się z nizkiego egoizmu. Odezwało się sumienie: Jakto, ty myślisz o sobie i o ambitnych celach własnych w chwili, gdy przyjaciel kona?
Słońce właśnie zachodziło. Odpiąłem bez namysłu trzos, usadowiłem Anglika na śniegu i wlałem przemocą drogocenny płyn przez zaciśnięte zęby. Potem ukląkłem na śniegu, podtrzymując omdlałą jego postać.
Stało się. Jeśli ten heroiczny krok nie pomoże — zginiemy obadwaj!..


∗             ∗

Trzymając przyjaciela w objęciach, wpadłem sam w odrętwienie i anim spostrzegł, jak stracił on chorobliwą cerę i przyszedł do normalnego stanu. Ocknąłem się dopiero na głos Puckinsa, szczękając od zimna zębami.
— Gdzie jesteśmy? — zapytał, zataczając wzrokiem dokoła: — cóż znaczy ten cukier lodowaty?
— Ot! śnieg! nic osobliwego, ale powiedz­‑że, milordzie, jak się czujesz?
— Doskonale! Przespałem się po królewsku, zimno mi tylko cokolwiek. Nie pamiętam, zkądeśmy się tu wzięli?
— Opowiem ci wszystko — odrzekłem, — ale wstawajmy, bo czas nam w drogę.
Lord Puckins zerwał się lekko na nogi i żwawym krokiem podążyliśmy po zlodowaciałej skorupie. Anglik z powodu ciemności nie spostrzegł jeszcze swej przemiany. Dopiero, gdyśmy zeszli na granity, poczuł, że jest już normalnym człowiekiem. Nie wyobrazisz sobie, jak go to odkrycie rozgniewało i zmartwiło, szczególniej zaś, gdym mu opowiedział ostatnią przygodę.
— Przezemnie, twoje szczytne plany zniweczone. Doprawdy, okupiłeś zbyt drogo, doktorze, moje nędzne życie!
— Ha! trudno! Nie było innego wyjścia — zginęlibyśmy oba. Czy widzisz, lordzie, światełko w dolinie? Tam sir Robert czeka na nas. Śpieszmy powitać druha i rozgrzać skostniałe członki w cieple ogniska.
W godzinę znaleźliśmy się na dolinie i zaszliśmy straże od tyłu.
Sir Biggs zabierał się do spoczynku, gdy stanęliśmy jak widma, w progu szałasu.
Tak się zakończyły nasze przygody.


∗             ∗

Post scriptum.

Na zakończenie winienem ci jeszcze małe objaśnienie. Pamiętasz, jakeś się srożył na entomologią, twierdząc, że wdzięki marnego świata owadziego nie zdolne są zająć twej wyobraźni? Założyłem się wtedy z tobą, że jesteś w błędzie. Obecnie, w nadziei, że przeczytałeś z zajęciem moję opowieść, czas mi wyznać, żem cię podszedł.
Tajemnicza kruszynka natchnęła mię nagle myślą zmistyfikowania przyszłego ministra — i upozorowawszy odpowiednio zwykły swój wyjazd do Zakopanego, napisałem niniejszą opowieść w wolnych od wycieczek chwilach. Wszystko w niej jest prawdziwe — z wyjątkiem lorda Puckinsa i eliksiru Nureddina. Na owadzie przygody patrzyłem własnemi oczyma i opisałem jak mogłem najdokładniej. Zamiast tego zwykłego punktu widzenia, obrałem inny, właściwszy do oceniania natury drobnych istot skrzydlatych, przewodnikiem moim było pragnienie, aby cię nie znudzić. Obecnie proszę ze skruchą o przebaczenie i odpowiedź, czy zamiar mój choć w małej udał się cząstce. Jeśli tak, trud mój sowicie jest wynagrodzony.
W nadziei, że wkrótce się zobaczymy, ściskam cię serdecznie.


𝓙𝓪𝓷 𝓜𝓾𝓬𝓱𝓸˜𝓵𝓪𝓹𝓼𝓴𝓲.
Jan Muchołapski.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Erazm Majewski.