Do pożegnania byłem gotów ninie,
Milcząc żegnała mnie aż wieczór minie O szarej godzinie!
I wzniosła w progu stojąc oniemiałą
Ku jednéj z gwiazd którémi niebo drzało Dłoń drżącą, białą!
A gwiazdka była tak smętna i zbladła
I na zachodzie do chmury się kładła, Aż w ciemność spadła!
Ach! ona zeszła na niebios sklepieniu
By nad nią świecić w złotych gajów cieniu Nie w rozłączeniu!
Gwiazdko! jeżeliś pełna utęsknienia,
To jesteś moja, do drogi skończenia, Wśród nieb sklepienia!
A jeźli szczęścia kres tobie daléki
Toś gwiazdką szczęścia, mnie wśród życia spieki, Bądź nią na wieki!
Bądź nią i w sercu mém, co ukochało
Przeczuj że ramię co ciebie wskazało Na raj zostało!
Gdy śmierć użali się nad życia drzewem
Dusza do ciebie poleci ze śpiewem Jednym powiewem!
I wtenczas duch mój ciebie posteruje
Ku twemu słońcu w sferach pożegluje, Które przeczuje!
Tam czas i przestrzeń już będzie nieznana
A koléj niebios bez końca świetlana, O świcie rana!