Czterdziestu pięciu/Tom VI/XVI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Czterdziestu pięciu
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1893
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Quarante-Cinq
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział XVI.
Jego Wysokość książę Gwizyusz.

W niedzielę 10 czerwca, około jedenastej godziny, cały dwór zgromadził się w pokoju poprzedzającym gabinet, w którym od spotkania się z Dyaną de Meridor, książę Andegaweński konał powoli.
Ani nauka lekarzy, ani rozpacz matki, ani modlitwy nakazane przez króla, nie cofnęły przeznaczenia.
Miron tego rana oświadczył królowi, że choroba jest bez ratunku i że Franciszek dnia nie przeżyje.
Król wielką objawił boleść i odwracając się do obecnych, rzekł:
— To wesprze nadzieje nieprzyjaciół moich.
Na co królowa matka odpowiedziała:
— Nasze przeznaczenie jest w rękach Boga, mój synu.
Chicot stojąc pokorny blizko Henryka. IIT-go, dodał cicho:
— Pomagajmy Bogn, kiedy możemy, Najjaśniejszy panie.
Około w pół do dwunastej, chory utracił kolory i wzrok: usta aż do tego czasu otwarte, zamknęły się; krew, która od kilku dni była zatamowaną, nagle krążyć przestała i zimno całe opanowało ciało.
Henryk siedział przy łóżku brata; Katarzyna zaś trzymała zimną rękę umierającego.
Biskup z Chateau-Thierry i kardynał Joyeuse, odmawiali modlitwy przy konających, które obecni klęcząc ze złożonemi rękami powtarzali.
Około południa, chory otworzył oczy; słońce wychyliło się z za chmury i morzem światła oblało łoże konającego.
Franciszek, który do tego czasu palcem nie mógł ruszyć i którego umysł, równie jak słońce był zakrytym, wzniósł rękę ku niebu z przerażeniem widocznem.
Spojrzał około siebie, słyszał modlitwy, czuł chorobę, odgadł położenie i widać przeglądał ten świat ciemny i ponury, do którego udają się dusze, gdy ziemię opuszczą.
Wtedy wydał krzyk wielki i silnie uderzył się w czoło, aż zgromadzeni zadrżeli.
Następnie zmarszczył brwi, jakby w pamięci jednę tajemnicę swojego życia odczytał.
— Bussy! — rzekł — Dyana!
Ten ostatni wyraz tylko Katarzyna posłyszała, tak osłabionym głosem mówił konający.
Z ostatnią sylabą tego imienia, Franciszek Andegaweński wyzionął ducha.
W tej samej chwili, przez szczególny zbieg okoliczności, słońce pozłacające herb Francyi i złote lilie, za chmurę zaszło; lilie jasne i lśniące przez chwilę, stały się posępne na jasnym lazurze.
Katarzyna wypuściła rękę syna.
Henryk III-ci zadrżał i oparł się na ramieniu Chicota, który milczał przez uszanowanie, należące umarłym.
Miron złotą patynę zbliżył do ust Franciszka, a odjąwszy ją i obejrzawszy, rzekł:
— Jego książęca mość umarł.
Poczem, długie westchnienie rozległo się po przedpokojach, jakby towarzysząc psalmom, jakie kardynał śpiewał:
Cedant iniquitales meae ad vocem depraecationis meae.
— Umarł!... — powtórzył król — mój brat! mój brat!
— Jedyny następca tronu francuzkiego — dodała Katarzyna, która opuściwszy łoże umarłego, zbliżyła się do syna żyjącego.
— O! — rzekł Henryk III-ci — ten tron za obszerny dla bezpotomnego króla; korona za wielka na jednę głowę... Nie ma dzieci... Nie ma następców, któż ją posiędzie?
Kiedy kończył te wyrazy, hałas rozległ się po salach i schodach.
Nambu wpadł do pokoju donosząc:
— Jego wysokość książę Gwizyusz.
Król zmięszany tą odpowiedzią, na pytanie jakie zadał, zbladł, powstał i spojrzał na matkę, Katarzyna była bledszą od syna.
Na wiadomość strasznego nieszczęścia, jakie los zapowiadał jej plemieniowi, pochwyciła króla za rękę i rzekła.
— Oto niebezpieczeństwo, ale nie obawiaj się niczego, ja jestem przy tobie.
Syn i matka pojęli się w trwodze i groźbie.
Książę wszedł ze swojemi wodzami, ze wzniesionem czołem, a oczy jego szukały, czy króla, czy umarłego księcia z pomieszaniem niejakiem.
Henryk III-ci stojąc z ową powagą, która w pewnych chwilach była mu wrodzoną, zatrzymał księcia w pochodzie i surowem skinieniem wskazał umarłego na łożu śmiertelnem.
Książę pochylił się i padł na kolana.
W około niego wszystko chyliło głowy.
Henryk III-ci sam tylko stał z matką, a jego spojrzenie ostatni raz dumnie błyskało.
Chicot dojrzał to spojrzenie i cicho przytoczył wiersz z psalmów:
Dejiciet potentes de sede et exallabit humilles!

Koniec.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.