Człowiek który zapomniał swego nazwiska/Rozdział V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Człowiek który zapomniał swego nazwiska
Podtytuł Powieść sensacyjna
Wydawca Wydawnictwo „Najciekawsze Powieści”
Data wyd. 1933
Druk Drukarnia W. Piekarniaka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ V.
Niespodzianka.

Rozejrzała się po dużym, jadalnym pokoju, a zdala spostrzegłszy młodego człowieka, z głośnym okrzykiem radości rzuciła się ku niemu.
— Janusz! Januszek! Złoty kochany... Jesteś, jesteś, naprawdę! A ja myślałam, że Wręcz ze mnie zażartował!
Niepewnie, podniósł się ze swego miejsca, na powitanie. Stanowczo, doznawał wrażenia, że tę piękną, młodą kobietę widzi po raz pierwszy.
Ale, ona już porwała go w swe objęcia.
— Januszek! — wołała, osypując go pocałunkami — Januszek, najdroższy!
Czuł się niewysłowienie głupio. Straszliwie głupio w ramionach tej dziewczyny. Jeśli witała go w podobnie radosny i serdeczny sposób, musiała mieć prawa ku temu. Lecz kim była? Narzeczoną? Przecież, z poprzedniej rozmowy z dyrektorem wiedział, że niema ani siostry, ani żony. Tedy, zapewne, narzeczoną. Oj, w rzeczy samej dobrą mu Wręcz zgotował niespodziankę i dał łamigłówkę do rozwiązania.
Jął więc, nie chcąc się zdradzić, na uściski odpowiadać uściskami, a pocałunki odwzajemniać pocałunkami. Choć jednak panienka była naprawdę kusząca i ładna, w swem zmieszaniu, czynił to słabo i bez wielkiego przekonania, wciąż myśląc:
— Co kiedy, do licha, mnie z nią łączyło?
Wreszcie, otrzymał rozwiązanie zagadki. Bo, Wręcz, który nadal z uśmiechem przypatrywał się tej scenie, wymówił:
— Wiedziałem, że będziesz szczerze rad, gdy o twym powrocie zawiadomię Lolę! Twoją, ukochaną Lolę! Musiałeś tęsknić za nią zagranicą?
— Lolę? — nic nie przypominało mu to imię.
— Nie chciałem, aby ktokolwiek wiedział o twoim pobycie w Warszawie, ale zbyteczna tu była tajemnica przed panną Lolą! Zresztą, prędzej czy później sam pobiegłbyś do niej. Więc, nie chcąc, by cię widywano na mieście, wolałem, by Lola cię tu odwiedziła! Chyba, dbam o ciebie i wdzięczny powinieneś mi być za to... W jej domu, zna cię każde małe dziecko... Razem mieszkaliście tam, prawie dwa lata.
— Tak... tak...
Wszystko nagle pojął. Więc to była jego dawna kochanka. Więcej jeszcze. Niemal żona. Bo, przecież wspomina Wręcz, że mieszkali ze sobą razem dwa lata. Tymczasem, z tych wszystkich zdarzeń nic sobie przypomnieć nie może, a ta osóbka jest mu całkowicie obca. Nadzwyczajne...
Panna Lola, wreszcie wypuściła ze swych objęć naszego bohatera, na szczęście, w swym radosnym porywie, nie spostrzegłszy ani jego oziębłości, ani zdziwionej trochę miny. Wypuściła i przysunąwszy sobie krzesło, do krzesła, jakie poprzednio zajmował, wyrzekła:
— Siadaj, teraz... Niech ci się przypatrzę... Zmieniłeś się, zmieniłeś, Januszek, bardzo... Wiesz, że gdybym cię tak spotkała na ulicy, nie poznałabym cię w pierwszej chwili... I wąsy zgoliłeś... I nie nosisz monokla... I zmizerniałeś... Oj, sponiewierało cię życie, biedaku...
Wciąż ściskała jego rękę, siedząc obok i badając każdy rys, dawno niewidzianej twarzy.
— Zmieniłeś się — szeptała, niby z rozczarowaniem. Oj, jak zmieniłeś...
I on przyglądał się jej uważnie. Panna Lola! Zaiste, rozkoszna i wytworna osóbka... A jednak... Nie czuł najmniejszego drgnięcia serca, najmniejszego serdeczniejszego uczucia na widok tej ładnej dziewczyny. Czyż, istotnie łączyły ich tak bliskie stosunki? Raziła go raczej obecnie ta jasno utleniona osóbka, o zbyt silnie podczernionych oczach, ubrana z mocno wyzywającym szykiem, z nóżką odsłoniętą prawie po kolano i przybraną w pantofelek o przebajecznie wysokim obcasie. Odrazu wyczuć się dawało, że nie jest panienką ze skromnego domu, ale luksusową istotką, chętnie ściągającą na siebie pożądliwe spojrzenia mężczyzn i do poufałego obcowania z mężczyznami przywykłą. Drugorzędna aktoreczka, lub kokota. I on taką kochał, a może dla takiej popełniał szaleństwa?
Dalsze słowa Wręcza znów uchyliły rąbek tajemniczej zasłony przeszłości.
— Wiedziałem — mówił na pozór dobrodusznie — że ci, Januszku, zgotuję miłą niespodziankę! Toć, dawniej, dla tej twojej Loli — przepraszam, że wyrażam się tak poufale, ale przecież z Lolą dawno już wypiliśmy na „ty“ — byłeś gotów skoczyć w ogień i piekło... A zazdrosny byłeś o nią! Pamiętasz, jak raz w gabinecie małoś się nie rzucił na mnie za to, żem śmiał ją pogłaskać w te toczone kolanko! — tu lubieżnym nieco wzrokiem powiódł po zgrabnej nóżce panienki. — Dopomagała ci dobrze wyrzucać garściami pieniądze przez okno... Ale, przyznać trzeba, że była do ciebie przywiązana... A kiedyś uciekł....
— Kiedy Januszek wyjechał zagranicę — przerwała panna Lola — myślałam, że oszaleję. Choć, przygotowana byłam na to, od kilku tygodni i rozumiałam, że innej rady niema. A czyż, wobec Januszka, postępowałam kiedy niewłaściwie? Były pieniądze, to je wyrzucałam, bo sam przecież mówił, że jak jedne pójdą, znajdą się inne... Ale, przed wyjazdem, gdy znalazł się w nieszczęściu, czyż mu dobrowolnie nie oddałam moich brylantów...
Tu młody człowiek poczuł silniejszy uścisk dłoni, a nie wiedząc, co odrzec na słowa byłej przyjaciółki, skinął w milczeniu głową.
— Uważam go za męża — mówiła dalej — a i on obiecywał się ze mną ożenić! Wszak, prawda, Januszek — przytuliła się do niego — jak ci się poprzez te całe dwa lata nie zdradziłam cię ani razu... A tylu dudków przystawiało się do mnie... Szczególniej, że po tym skandalu, zaawansowałam nawet w naszym teatrzyku... Tańczę już solowe tańce...
Wiedział, co chciał wiedzieć i zgadzało się to całkowicie z poprzedniemi przypuszczeniami. Była tancerką w jakimś kabarecie i mimo, zapewnień o swej cnocie, osóbką do zdobycia dość łatwą. Świadczył o tem nietylko jej ubiór, ale i uśmiech Wręcza, który niby chciał powiedzieć:
— Tedy, ani razu nie zdradziłaś Januszka? Ho... ho... Nie łżyj, Lola...
Spostrzegła, widocznie, jego minę, bo zawołała z udanym gniewem!
— Wątpisz, grubasie? Nie masz się, o co wykrzywiać! Lepszych, jak ty, odwalałam frajerów, bo stale jestem wierna Januszkowi! Niema nad Januszka! Zdrowo objechałabym cię za te twoje głupie żarty, ale daruję dziś wszystko, za to, żeś mnie zawiadomił o jego przyjeździe...
Nastąpiły nowe pocałunki i uściski, od których nie wypadało mu się nawet bronić. Z rozpaczą tylko myślał:
— Więc, z taką żyłem dwa lata... Cóż za ordynarna dziewczyna... Co za język... „Odwalam frajerów“...
Wręcz, zmieszanie młodego człowieka przypisał innej przyczynie. Sądził, że dobrana para, w jego obecności nie może się nagadać szczerze. Nagadać i sobą nacieszyć dowoli. Tedy, znów z udanym, dobrodusznym uśmiechem, niby opiekun, przypatrujący się ich amorom, oświadczył:
— Słuchajcie, zakochani! Janusz jest moim gościem, ale powinien czuć się u mnie w domu, jak u samego siebie! Ma swój pokój! i możesz Lola, siedzieć u niego cały dzień, a nawet całą noc...
— Świnia jesteś! — wrzasnęła młoda osóbka, jakby dopatrując się w tem dwuznacznej aluzji. — Świnia! Ale i porządny chłop! Zresztą, nie musimy go się krępować, bośmy stare małżeństwo. Prawda, Januszek? Kiedy nas stąd wypędza, to chodźmy do twojego pokoju...
— Wcale was nie wypędzam! — zaśmiał się Wręcz. — Sądziłem tylko, żeście spragnieni pogawędki w cztery oczy... Widzę to, po minie Loli! A gdy się nagadacie, możecie mnie zawołać w każdej chwili... Chciałem zakomunikować Januszkowi, pewien mój plan, ale to będzie można uczynić i później.. Po rozmowie...
Młody człowiek przeklinał teraz w duchu dyrektora i jego „niespodziankę“. Najchętniej wyprawiłby natychmiast swą najdroższą „małżonkę“ z powrotem do domu, a sam wysłuchał propozycji Wręcza. Bez wyraźnej niegrzeczności, nie mógł jednak tego uczynić.
Z widocznym przymusem, podążył wślad za panną Lolą do pokoju, jaki zajmował. Z góry przeczuwał, że znajdzie się w drastycznej, a niemiłej sytuacji.
Panna Lola pociągnęła go na otomanę i przywarła blisko do niego.
— Nareszcie, jesteśmy sami! — szepnęła. — Umyślnie udałam przed grubasem, żem taka spragniona też z tobą samotności, aby się ciebie o wszystko wypytać! Wręcz jest wredny i nie zawsze można z nim być otwartym! Sam to rozumiesz! Dziwię się nawet, że w obecnej sytuacji, zdecydował ci się pomóc... Przecież, po twej ucieczce, najwięcej ze wszystkich znajomych, wymyślał na ciebie...
— Wymyślał? — powtórzył zdumiony.
— Tak, zdziwiłam się więc bardzo, kiedy mi zatelefonował, że mieszkasz u niego, i że cię ukrywa! Sądziłam, z początku, że żartuje i przybiegłam, żeby się przekonać. Jednak, nie skłamał! Widocznie, ruszyło go serce! W każdym razie, trzeba z Wręczem być ostrożnym! Bardzo dobrze zrobił, że był tyle delikatny, iż pozwolił nam tu rozmówić się swobodnie...
Wręcz wredny? Fałszywy? Najwięcej ze wszystkich wymyślał na niego? Uprzedzała go o tem dziewczyna mu bezwzględnie oddana. Jak dobrze się stało, że mu nie wyznał o swym pobycie w zakładzie dla obłąkanych. Lecz, pocóż w takim razie, zabierał go tu i udaje przyjaciela? Może o tę sprawę mu chodzi, w której ma dopomóc?
— Powiada — mruknął — że chce mnie ratować!
— Ratować? — zawołała. — Daj Boże! Choć miej się dobrze na baczności! Wręcz, nic nikomu nie zrobi za darmo! Zresztą, znasz go chyba dobrze i nie raz sam to o nim mówiłeś! Oby, pod pozorem pomocy, nie wpakował cię w jakie łajdactwo... Bo, Wręcz to ptaszek... Niema, chyba potrzeby cię uczyć... Sam się orjentujesz... Cóż ci proponował?
— Nic, jeszcze...
— Hm... Nic jeszcze? Ciekawam, co wymyśli?
— Tak! — nagle wypalił, przypominając sobie słowa dyrektora. — Ale, jest to jedyny człowiek, jaki ostatecznie się nie odsunął... Podobno, najwięcej zawzięci są moi krewni...
— Najwięcej! Twierdzili, że za to, coś zrobił, sami osadziliby cię w więzieniu, lub w domu warjatów.
Chciał poznać całą prawdę, do końca. Uzupełnić luki, które pozostały, mimo zręcznego wybadywania Wręcza.
— Ta hrabina! — rzucił umyślnie, gdyż wciąż dręczyła go zagadka owej hrabiny — osoby, która wedle słów panny Janeczki, miała osadzić go w zakładzie dr. Trettera, z wyraźną wskazówką, by tam pozostał na zawsze, lub postradał życie — Hrabina!
— Jaka hrabina? — zdziwiła się mocno panna Lola. — Przecież w twojej rodzinie niema żadnej hrabiny!
— A jednak, słyszałem! — znów nic nie rozumiał.
— Pochodzisz — mówiła dalej — z dobrej, zamożnej, mieszczańskiej rodziny, śród której, o ile wiem nie było hrabiów! Skąd ci się ubrdała jakaś hrabina? Powiedz — w jej oczach przemknął błysk zazdrości — może to jaka twoja kochanka?...
— Nie... nie...
— Dlaczego gadasz o niej?...
— Coś mi wspomniano? Musiałem się pomylić!
Jednocześnie, próżno łamał sobie głowę. Do zakładu dr. Trettera przywiozła go jakaś hrabina. Wszak dowiedział się o tem od panny Janeczki. A tej wierzył ślepo. Czemuż, nie wiedziała o tem Lola. Może poznał się z ową hrabiną zagranicą i uwikłał w potworne przygody. Lecz, czemuż w takim razie nie osadziła go w jakim domu zdrowia we Francji, a wlokła aż do Polski.
Panna Lola snać pilniejsze miała sprawy w swej główce, bo wnet zapomniawszy o hrabinie, która na chwilę wznieciła jej zazdrość, prawiła dalej:
— Wytłumacz mi, co się stało? Szczerze się cieszę, że cię widzę, ale gdy zatelefonował dziś Wręcz, że jesteś w Warszawie i mieszkasz u niego, mało nie upadłam ze zdumienia przy telefonie... Co zaszło?
— Wróciłem...
— Widzę, żeś wrócił! Zbiedzony, zmizerowany! Tymczasem, donosiłeś mi w listach, że powodzi ci się wcale dobrze. Że, jak dalej tak pójdzie, będziesz mnie mógł sprowadzić do Paryża... Przesyłałeś mi przecież większe i mniejsze pieniężne sumki... A teraz powiada Wręcz, żeś wrócił bez grosza... Jakaż spotkała cię katastrofa?
Postanowił nagle zdobyć się na względną szczerość.
— Widzisz — wypalił — i ja z tego nic nie rozumiem! Zachorowałem w Paryżu — snuł swój domysł — na zapalenie mózgu, a potem częściowo straciłem pamięć. Co i jak się stało, nie wiem! Ale, pewnego, pięknego dnia — teraz kłamał — obudziłem się w jakimś, nędznym hoteliku, z paruset zaledwie frankami... Widząc, że nic nie zbuduję we Francji, postanowiłem tu powrócić...
Myślał, że tem kłamstwem zręcznie złączonem z prawdą, rozczuli Lolę bezwzględnie przywiązaną do dawnego Janusza Darskiego i dzięki temu pozna resztę nieznanych mu szczegółów. Miast, jednak, spodziewanego współczucia na twarzy ładnej osóbki zarysowało się powątpiewanie.
— Chorowałeś na zapalenie mózgu? — powoli wyrzekła. — Straciłeś pamięć? Co za bzdury?
— Dlaczego bzdury?
— Bujdy umyślnie pleciesz! Kiedyż to było?
— Hm... przypuszczam, przed miesiącem, może i dawniej... — szczerze odrzekł.
— Przed miesiącem? — parsknęła śmiechem. — Oj, ty kanciarzu!
— Dlaczego? — nie pojmował, czemu go spotkał ten epitet.
Panna Lola śmiała się coraz głośniej.
— Bo... bo... — jęła krztusić, śród wybuchów śmiechu — jak mogłeś być chory i stracić pamięć, kiedy jeszcze przed tygodniem otrzymałam list od ciebie!
— Co?
— Najwyraźniej przed tygodniem! Szkoda, że go nie zabrałam ze sobą! Ale, mogę zaraz pójść po niego i pokazać ci datę...
— Przed tygodniem?
Wytrzeszczył na nią oczy i doznał takiego wrażenia, jakgdyby z jego mózgu spadła jakaś zasłona.
— Ach!
Ona, tymczasem, nie przestawała się śmiać.
— Oj, Januszek — tuliła się znów do niego — zawsze ten sam! Zawsze ten sam! Jak nie chce kobiecie powiedzieć, o co chodzi, podpuszcza bujdę...
I on raptem zawtórował śmiechem. Szczerym, pełnym radości śmiechem.
Zrozumiał. Nie był Januszem Darskim! Jakże mógł nim być, skoro w zakładzie dr. Trettera, zgodnie ze słowami panny Janeczki bawił kilka tygodni, Lola zaś otrzymała list zaledwie przed tygodniem? Teraz dopiero rozumiał, czemu wszystko burzyło się w nim na myśl, że miał być owym Darskim! Zaszła wyraźna pomyłka, spowodowana zewnętrznem podobieństwem. Dyrektor Wręcz, ujrzawszy go w nocnym kabarecie, wziął go za Janusza Darskiego, a dwuletnie niewidzenie, brak wąsików i monokla, dokonały reszty. Sam się pomylił, a jednocześnie wmówił to w innych. Oto, przyczyna czemu kamerdyner Jan wciąż przyglądał mu się tak uważnie i nie mógł dojść, czy z panem Darskim, czy też z kim innym ma do czynienia. Oto, przyczyna, że panna Lola biadała nad nim, że zmienił się nie do poznania i twierdziła, że gdyby nie znajdował się w mieszkaniu Wręcza, nie uwierzyłaby, że jest dawnym jej kochankiem.
Śmiał się i mało nie skakał z radości. Tedy, nie był Darskim, tym szubrawcem, przeklinanym przez ludzi, a poszukiwanym przez prokuratora. Znów nie miał nazwiska, ale i nie miał haniebnej przeszłości.
— Doskonale! Znakomicie! — zawołał wesoło.
Panna Lola, która te radosne wybuchy, tłumaczyła po swojemu, wreszcie przestawszy się śmiać, z filuterną minką wyrzekła:
— Widzisz, że nie udało ci się mnie nabrać! Zapalenie mózgu? Stracił pamięć! Ach, bujdziarzu... Gadaj odrazu, żeś tu przyjechał po cichu, bo obmyślasz na wielką skalę kant, a mnie nawet nie chcesz o nim powiedzieć, żeby cię to nie speszyło... Zawsześ mówił, że nic o interesach nie wolno wspominać kobietom... Klasa jest... Domyślam się, że chcesz porządnie nabić w butelkę Wręcza i musiałeś go zdrowo rozłakomić jakimś interesem, skoro cię ukrywa... On, oczywiście, też myśli, że cię orżnie... Ale, jestem spokojna... Mój Januszek zawsze da sobie radę i o nic już dopytywać się nie będę...
— Tak... tak...
Przez sekundę miał zamiar wyjaśnić pannie Loli całe nieporozumienie. Ale, wnet się zreflektował. Gdy powie, że zaszła pomyłka, że nie jest Januszem Darskim, a człowiekiem bez nazwiska, który zbiegł z domu obłąkanych, może to za sobą pociągnąć jaknajgorsze konsekwencje. Nie tylko panna Lola, ale i sam Wręcz, przez złość, iż tak wpadli, mogą zechcieć zawiadomić policję. Należy przez jakiś czas grać narzuconą rolę, a wysłuchawszy propozycji dyrektora, dopiero na coś się zdecydować. Będzie więc i nadal — niewiadomo tylko, jak długo — owym Januszem Darskim.
Lola znów porwała go w swe obnażone ramiona.
— Zażartowałem! — wymówił, wchodząc w swoją rolę. — Zażartowałem...
— Przysięgam, że więcej o nic dopytywać się nie będę... Wystarcza mi, że cię widzę... Kiedyś zaczął się przed chwilą śmiać, a po łobuzersku podmigiwać okiem, zjawił mi się całkiem mój dawny Januszek... Tylko i ty mi przysięgnij, że jak ci się uda naciąć Wręcza, to mnie zagranicę zabierzesz ze sobą! Tak mi tu nudno i tęskno bez ciebie...
— No... oczywiście... — przytwierdził, ledwie tłumiąc nowy wybuch śmiechu.
Ale jasno utleniona, a z wyzywającym szykiem ubrana osóbka, snać uważała, że dość już czasu poświęciła poważnej rozmowie, a teraz, by znów zacieśnić ich związek, przejść trzeba na bardziej miłosne tematy. Nie wypuszczając go z objęć, czule zajrzała mu w oczy i szepnęła:
— Januszek....
— Co? — nie rozumiał.
— Chociaż my, stare małżeństwo! Ale tak ozięble mnie witasz?
Zrozumiał i zaczerwienił się gwałtownie. Wcale nie miał zamiaru zastępować Darskiego we wszystkich jego prawach i obowiązkach.
— Widzisz... — począł.
Nagłym ruchem przewróciła go na otomanę, na której siedzieli i przywarłszy doń całem ciałem, poczęła osypywać pocałunkami.
— Ach, ty łobuzie!
Pocałunki były gwałtowne i padały na niego niczem ulewa. Z trudem cofał się pod ich gradem i usuwał głowę. Aż wreszcie, gdy na chwilę oswobodziła jego usta, wykrztusił:
— Zostaw...
Uderzył ją ten dziwny ton i w rzeczy samej odsunęła się nieco od niego.
— Odpychasz mnie? — wymówiła z dąsem. — Cóż to znaczy? Przykrość ci sprawiają moje pieszczoty i pocałunki?...
— Nie... nie... tylko...
— A może — zawołała, przypomniawszy sobie złośliwą minę Wręcza — wierzysz temu durniowi i myślisz, że cię zdradzałam! Nie prawda, Januszek... Jeśli ci opowiadali o tym wysokim brunecie, to kłamstwo... Pętak... Zwyczajny pętak... Chodziłam z nim, bo każda kobieta musi przecież z kimś chodzić... Ale, nie zdradziłam mojego Januszka...
— Wcale cię nie posądzam... Zrozum...
Ona, w swym namiętnym porywie samicy, nie uznającej żadnego innego dowodu miłości, poza zmysłami, plotła dalej:
— Januszek, nie bądź głupi! Teraz siódma — spojrzała na maleńki platynowy zegareczek-bransoletkę — a mój teatr zaczyna się o ósmej. Mam najwyżej pół godzinki czasu... A później, jeśli chcesz przyjdę do ciebie na całą noc... Wręcz, o to nie będzie się krzywił...
Znów przywarła do niego i znów miał przez chwilę usta zamknięte namiętnym pocałunkiem. Lecz, choć owiewał go oszałamiający zapach perfum i młodego ciała, widział na pół obnażone, jędrne piersi i zgrabną, niczem utoczoną nóżkę, nie wzbudziło to w nim żadnego pożądania. Nie zamierzał, w tym wypadku uchodzić za Darskiego ani się wikłać w niepotrzebną miłosną przygodę. Po raz wtóry lekko uwolnił się z jej uścisków.
— Pojmij — rzekł — że z wielu przyczyn jest to niemożliwe! Zaraz, zacznę z Wręczem bardzo poważną konferencję i przeciągnie się ona zapewne, długo w noc... Przecież, aby załatwić ważne sprawy, przybyłem tutaj... Zobaczymy się jutro...
— Nie, nie chcę...
— Bądź, rozsądna...
Grymas niezadowolenia wykrzywił ukarminowane, zmysłowe wargi panny Loli, ale pojęła, że postanowienie dawnego kochanka jest nieodwołalne. Powstała z otomany, poprawiła sukienkę i oświadczyła z podrażnieniem:
— Widzę, że przestałeś mnie kochać!
I on zerwał się z kanapy, zadowolony, że tak sprytnie się wykręcił z grożącego mu „niebezpieczeństwa“. Pragnąc, jednak zatuszować złe wrażenie i z konieczności zmuszony grać rolę swego poprzednika, dwukrotnie lekko pocałował ją w ramię.
— Zawsze wiedziałem, że z ciebie mądra kobietka, Lolu! — wymówił, starając się ją udobruchać. — Dziś załatwię moje sprawy, a jutro jestem całkowicie do twej dyspozycji!
Ale, choć Lola, niby zgadzała się z tem, gniewna zmarszczka nie nikła z jej czoła. Rychło też odeszła, twierdząc, że czas już udać się do teatrzyku, w którym występowała i że jutro zatelefonuje.
— Jutro! — odetchnął. — Tyle rzeczy stać się mogło do jutra!
Dopiero, na schodach, gdy zamknął za nią drzwi, dała ulgę swemu uniesieniu.
— Psiakrew! — zaklęła. — Wcale go nie poznaję! Chyba go odmienili!
Na szczęście, przed wyjściem z mieszkania Wręcza, nie sprawdziła, czy dyrektor znajduje się w domu. Przekonałaby się bowiem, że i w tym wypadku okłamał ją rzekomy kochanek. Wręcz, może nie chcąc przeszkadzać zakochanej parze, wyszedł dawno, oświadczając Janowi, że późno dopiero powróci. Zlecił tylko kamerdynerowi, by ten prosił usilnie jego przyjaciela Janusza Darskiego, by pod żadnym pozorem nie wydalał się z domu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.