Chińska męczarnia

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stefan Napierski
Tytuł Chińska męczarnia
Pochodzenie zbiór Poemat
Wydawca nakładem autora
Data wyd. 1924
Druk Księgarnia „Ogniwo”
Drukarnia L. Bogusławskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
CHIŃSKA MĘCZARNIA

Nie poglądaj w mózg szary płową próżnią okien,
Nie dzwoń w ręki przegubach, jak huczące dźwięki,
O, nie patrz, nie patrz w oczy muzyki ślepym wzrokiem:
I tak nam piersi tłoczy codzień płynny błękit.

Jakżeż skryć się przed dniami? Zrzucić pięści szklane?!
O, wbić się w kąt pokoju. Wrosnąć w ścianę.[1]
Dłoń łagodna ze skroni potu trwóg nie zetrze,
Gdy dłonie niewidzialne kruche szyby prą,

Gną się, wklęsłe przez mroźne i modre powietrze,
U nóg
Godziny puste drążone łamię się z brzękiem, jak szkło.
Gdy obłoki, podobne ponsowemu winu,

Okrywają podniebny i wieczorny świat,
Dzwonnice rozdzierają drżące łona minut,
A przez pęknięte szczeliny
Wdziera się czarny skwarny wiatr.


O zmroku, jak nietoperz, trzepocącym, głuchym,
Po złotym nieboskłonie chmur, w eter lecących,
Łażą chwile: nabrzękłe i włochate muchy.
Źrenice wyłupują ostre szklane groty,
A w puste oczodoły, jak strumień posuchy,
Wlewają się źrenice ciemności widzących.

Na ulicach na ulicach niema nigdzie minut,
Przystanęły, jak na straży, ździwione sekundy,
Już nie ruszą się wskazówki, nie runą, nie miną,
U niebiosów wirującej zwieszone rotundy.

O, chwycić cię w miast próżni, gdzie gorejących latarń rząd
Zapala z czarnych placów jasny gwiaździsty romb,
Jak lont,
Zwalić spiętrzoną ciemną głąb.

I niema cię w ludnym teatrze. Wśród fraków śmiertelnych i lóż.
Gdy kurtyna z szelestem w sztuczny zenit wzlata,
Już w mózgu srebrny gorzki nóż
Czujesz? Słyszysz?! Huczącą w czaszce pustkę świata.


Nad mgieł astralnych szary świat,
Gdzie gwiazd opary w oddal globów pylą,
W seledynie bez granic biją szklane zegary:
Milion Kwadrylion Trylion
Lat.

Pada opada kroplami ocieka płynny czas,
Kapie z klarownych cembrowin firmament od krańców do krańców
Na wygolone łby wszystkich nas,
Twych świętych łysych skazańców.

W tej chwili, co nadchodzi, przebrzmią wszystkie chwile,
Czarne, nieme wskazówki przystaną na zerze:
Poza niebo wieczyste wreszcie się wychylę,
Skąpać skronie o świcie w chłodnawym eterze.







  1. Przypis własny Wikiźródeł Wg erraty
    winno być:

    O, wbić się w kąt pokoju. Wrosnąć w ścianę.

    Dłoń łagodna ze skroni potu trwóg nie zetrze,
    Gdy dłonie niewidzialne kruche szyby prą,
    Gną się, wklęsłe przez mroźne i modre powietrze,
    U nóg
    Godziny puste drążone łamią się z brzękiem, jak szkło.

    Gdy obłoki, podobne ponsowemu winu,
    Okrywają wieczorny i podniebny świat,






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stefan Marek Eiger.