Bezimienna/Tom I/LXIX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Bezimienna
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk Drukiem Piotra Laskauera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LXIX.

Starościna tak była szczęśliwa z odzyskania swobody, tak potrzebowała ze wszystkimi się podzielić radością swoją, iż mimo bardzo wątłej nadziei dobrego przyjęcia u Ksawerowej, wkrótce po powrocie pobiegła do niej. Nie domyślała się wcale, że pokutowała za Helenę.
Wielkie było zdumienie, gdy ją spostrzeżono, ale ciekawość ma swe prawa. Kobiety nadbiegły, żeby się coś o jej losie dowiedzieć. Betina z początku ledwie mowić mogła. Twarz jej świadczyła o przecierpianych dniach niewoli — wychudła, zżółkła, zmieniła się, zestarzała.
— Cóż to było? co znaczyło to porwanie? dokąd was zawieziono? z czyjego rozkazu? — pytała Ksawerowa.
— Ani ja, ani nikt tego nie rozumie — odpowiedziała starościna — to jakaś tajemnica... Uwięziona byłam w klasztorze, z rozkazu księcia wojewody, który, jak się zdaje, niedawno umrzeć musiał, inaczej byłabym wiek cały w tych murach obrzydłych przebyła i marnie zginęła. Ani się wykupić, ani wyprosić! jeszcze mnie namawiali do obleczenia sukienki!
Kobiety spojrzały po sobie.
— Strach, płacz, tęsknota, nudy nie do opisania. Karmiły mnie te biedne mniszki pierniczkami, tłuczeńcami, słodyczami, aż nudności od nich dostawałam, poddawały mi książki, myślały, że mnie do tej rozkoszy namówią... Ale ba!... płakałam i płakałam, aż mnie też Pan Bóg uwolnił.
Starościna była w opowiadaniach swych o życiu klasztornem nieprzebrana, opisywała te dnie długie, spędzone wśród ciszy, spokój grobowy... milczenie straszliwe... nieubłagane godzin panowanie, nabożeństwa, śpiewy, przechadzki po ogrodzie, a przez te wszystkie powieści przebijała się radość niewypowiedziana więźnia, który się na wolność wydobył. Gdyby była śmiała, skakałaby z radości, świat się jej na nowo uśmiechał... stał się droższym.
Na ostatek, nagadawszy się długo, wyszła spocząć i zająć się na seryo podźwignieniem mocno nadwerężonych wdzięków.
Po wyjściu jej Hela długo stała zamyślona i milcząca.
— O, moja matko — rzekła — jakże ja nie mam pragnąć śmierci, kiedy to życie moje nie mnie jednej jest wstydem i ciężarem.
Dziś wszystko się dla mnie wyjaśnia, w tym blasku prawdy czytam przeznaczenie moje. Jestem dzieckiem błędu, którego wszyscy się wstydzą. Matka żyje, by cierpieć, ojciec zabity został, płacąc błąd swój zgonem... przyszłości nie mam... bądź wola Twa, Panie!
Ksawerowa, ledwie kilka słów wymówiwszy, wedle zwyczaju, nie chcąc się jej sprzeciwiać, zamilkła.
I Hela też przerwała mowę, poszła do śpiącej Julki, pocałowała ją w czoło, w ciemnym pokoiku zaczynając tajemnie przygotowywać się do podróży.
Wykonała to tak zręcznie, że biedna wdowa wcale się niczego domyślać nie mogła.
Nazajutrz, gdy rano obudziła się po nocy w części bezsennej, Heleny w domu nie było... Przez sen nad ranem zdawało się jej, że czuła, jakby kto na rękach jej i na czole składał pocałunek, ale wziąwszy to za marzenie gorączkowe, jeszcze się nie dorozumiewała smutnej prawdy.
Nie znalazłszy jej zrana w mieszkaniu, sądziła, że mogła wyjść do kościoła, lub na miasto. Upłynęło przecież godzin kilka, a Hela nie powracała. Ksawerowa, krzątając się około Julki, weszła po coś do pokoiku Heleny i na komódce spostrzegła dopiero papier, na którym wielkiemi głoskami, widocznie z pośpiechem, nakreślone były te wyrazy:
„Żegnam was, matko moja, siostro moja! żegnam was, łzami oblewając wasze nogi. A! żal mi, że odbiegnę jedyne, ukochane istoty, jedyne, co mnie biedną kochały, ale potrzeba — muszę! Bądźcie szczęśliwe, ja idę, gdzie mnie los woła“.
Z krzykiem przerażającym wybiegła Ksawerowa, odczytawszy karteczkę, naprzód na dół do starościny, poruszyła dom cały.
Widziano Helenę, wychodzącą bardzo rano, z małym węzełkiem w ręku, ale dokąd się udała, nikt ani się mógł domyślać.
Rozesłano na wszystkie strony.
Starościna, która wczoraj już się była skomunikowała z Puzonowem, natychmiast posłała mu dać znać o tym wypadku. Jenerał sam przybiegł zaraz przebrany, pragnąc szczegółów, ale dowiedział się tylko, że Helena z myślą wstąpienia do wojska nosiła się od dawna i zapewne teraz musiała ją do skutku przyprowadzić. Ale gdzie? jak? z czyją poradą i pomocą, niepodobna było dojść na razie.
Tegoż dnia zjawiła się panna Babska od ks. wojewodziny przysłana, która z własnego instynktu zbliżyć pragnęła córkę do matki. Widziała ona, jak wojewodzina usychała; z pragnienia widzenia i przyciśnięcia do piersi tego dziecięcia, którego przez lat tyle była pozbawiona — wstrzymywała ją tylko przysięga, od której nie czuła się wolną. Wzięła więc na siebie namówić Helenę, aby z nią wieczorem udała się do księżnej. Niestety! przyszła za późno! Wiadomość o ucieczce prawie do rozpaczy ją przywiodła. Wprędce jednak ochłonąwszy z pierwszego wrażenia, pośpieszyła do swej pani, wnosząc, iż ona może przez stosunki swe zapobiedz potrafi wstąpieniu do wojska, wyszukać zbiegłą i powrócić ją rodzinie.
Ksawerowa błagała ją o to ze złożonemi rękami.
Wojewodzina wiadomość tę przyjęła ze wzruszeniem, z niepokojem. Pamięć na męża wszakże, przysięga, nakazywały jej być ostrożną, choć miłość dla jedynego dziecka nie dozwalała być obojętną. Nie wiedziała, co począć. Znając jeszcze z dawniejszych czasów naczelnika, księżna wojewodzina jemu tylko postanowiła zwierzyć się w części, pokrywając swe zajęcie się losem sieroty pozorami miłosierdzia i opieki. Natychmiast napisała doń list, prosząc, by do niej przybył.
Skutkiem widzenia się z księżną i rozmowy, dowiedział się jenerał dopiero o ucieczce Heleny, która jego, jak innych przeraziła. Przyznał się nawet przed wojewodziną, iż ją znał i że go los jej wielce obchodził, bo powziął dla niej szacunek i przyjaźń.
Wojewodzinie łzy mimowolnie zakręciły się w oczach, gdy słyszała go z zapałem, przejęciem, ze smutkiem mówiącego o Helenie.
— Nie dopuścimy — rzekł jenerał — aby życie tylu osobom potrzebne i drogie poświęciła nierozmyślnie, choć heroicznie dla ojczyzny, która powinna mieć dosyć obrońców w nas. Postaram się, aby pilne oko zwracano na nowo zaciągających się ochotników, co zresztą nie powinno być trudne, bo ją zdradzi ta nadzwyczajna piękność, która wszędzie ciągnęła wzrok najobojętniejszy.
W istocie jenerał przez swych przyjaciół starał się wyśledzić zbiegłą, ale, mimo zabiegów wszelkich, o losie Heleny i jej pobycie dowiedzieć się nie było można. Znikła bez najmniejszego śladu po sobie...





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.