Żegnajcie sioła

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Andrzejewski
Tytuł Żegnajcie sioła
Pochodzenie Lutnia. Piosennik polski. Zbiór drugi
Wydawca F. A. Brockhaus
Data wyd. 1865
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ŻEGNAJCIE SIOŁA.

Żegnajcie sioła, zielone zagony,
Kwitnące łany, doliny i gaje,
Już ja nie wrócę do was w te strony,
Duch mój ulata w przyjaźniejsze kraje.

Kędy szczęśliwy, wiosenny maj świeci,
Słowik brzmi pieśni wesołe w natchnieniu,
Do was na skrzydłach jeno myśl uleci,
Jak gwiazdka błyśnie w lazurowem drżeniu.

Żegnajcie sioła, które mi złowroga,
Ręka bezczelna wytrąciła z dłoni,
Spokój w domowej skłóciła ustroni,
Zdeptała ludzkie, święte prawa Boga.


Miałeś rozlicznych przyjaciół w twem kole,
Gdyś poił roskosz, goił rany serca,
Tulił do łona nie jedno pacholę —
Dziś każden zdrajca, obłudny oszczerca.

Więc czas już w drogę, o kiju wędrownym
Twarde przygody znosić trud niedoli;
Wzgardy piosenkę nuć w duchu pogodnym,
Jako wygnaniec z twej chaty i roli.

Jam wszystko stracił dla szczęścia współbraci;
Błądzę dziś w świecie wśród okrutnych wrogów,
Co mienie skradli — i szczęście z mych progów
Wynieśli zdrajcy, podlejsi jak kaci.

Żegnajcie sioła z płaczącemi drzewy,
Mojemi łzami wypieszczone dzieci —
Już czas iść w drogę, bujne siać posiewy,
Po grudnej wiośnie latko wnet przeleci.

Pustka do koła — życie-no męczeńskie,
Zgraja szatanów w swe szpony porwała;
Stargała śluby kościoła małżeńskie,
Gdy ona duszę djabłu zaprzedała.


Żegnajcie błonia, nadnotećkie wody,
Sielska siedzibo burzami zwichrzona —
Już nie zawita w twe polskie ogrody,
Pielgrzym do swego nie przyciśnie łona.

On szcześliw zawsze, gdy jasne sumienie
Wyniósł w swej duszy z rozszarpanej strzechy!
I żadnej chmurki nie sięga go cienie —
Dusza przeczysta przebacza wam grzechy.

I ludzie po nim ach długo płakali,
Jakby po ojcu, co dzielił ich dolę —
Z parobkiem razem chodził orać pole,
Śpiewając piosnki po powietrznej fali.

Pies jeno wierny, patrząc na ich zdrady,
Zawył okropnie u bramy z rozpaczy,
Jak pan odarty, znękany i blady,
Po drodze szeptał: coś będzie inaczej.

Zostawił dziatwę na tłumu tam łasce —
Ludzi bez serca, co nie cenią ducha,
Jeno się mizdrzą w fałszywości masce,
Boże ty wielki! — któż krzywd tych wysłucha.


Niegdzie nie spojrzał — po drodze zmęczony
Siadł na murawie, ważąc los na szali:
Żegnał raz jeszcze rodzinne swe strony,
Poszedł odpocząć w świat dalej, gdzieś dalej.

J. Andrzejewski.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Andrzejewski.